Futurystyczne wizje, snute w połowie ubiegłego wieku nie sprawdziły się. Na szczęście. Chyba nikt nie żałuje, że nie chodzi do pracy w lateksowym, srebrnym kombinezonie. Nikt też specjalnie nie narzeka, że zamiast jednej odżywczej pigułki dziennie nadal gotujemy i jemy kilkudaniowe obiady. Albo, że nadal jeździmy wygodnymi samochodami, zamiast latać autonomicznymi awionetkami pomiędzy iglicami budynków.
Z drugiej strony, nie da się zaprzeczyć, że już dzisiaj żyjemy w miastach przyszłości. Nowe technologie otwierają przed nami gigantyczne możliwości. Co ciekawe jednak nasz apetyt na to, co futurystyczne i “kosmiczne” wydaje się słabnąć.
Zaawansowane technologie wolimy wkładać dzisiaj w oszczędne, minimalistyczne, sprawdzone “opakowania”. Bardzo często czerpiemy również inspiracje z tego, co już było, nawet o tym nie wiedząc. Nasz dzisiejszy wielkomiejski styl życia, choć tak nowoczesny, w wielu aspektach, w wielu innych jest lustrzanym odbiciem trendów i tendencji sprzed lat.
Jednym z najlepszych przykładów jest chociażby wielki powrót samochodów elektrycznych.
Nie, “powrót” to nie pomyłka. Samochody elektryczne nie tylko nie są wynalazkami nowymi, ale i przeżyły już jeden “boom” popularności. Elektryczne auta stanowiły jedną trzecią pojazdów poruszających się po ulicach Nowego Jorku w 1911 roku. I choć na przełomie XIX i XX wieku motoryzacja dopiero raczkowała, to fakt, że nawet cześć taksówek miała napęd elektryczny, daje do myślenia.
Dlaczego koniec końców zwyciężyła benzyna? Odpowiedź jest prosta: była tańsza, a samochody, z przystosowanym do niej napędem zaczęły masowo zjeżdżać z linii produkcyjnych.
Ta decyzja to tylko jeden kamyczek w ogródku zmian, jakim od tamtej pory zaczęły podlegać nasze miasta. Gdyby losy motoryzacji potoczyły się inaczej, być może cała nasza kultura jazdy bazowałaby na zupełnie innych wartościach.
Zamiast gdybać, skupmy się jednak na teraźniejszości, bo właśnie jesteśmy świadkami, jak historia zatacza koło. “Zielone” samochody z dnia na dzień stają się jednym z najbardziej wyraźnych oznak tego, że nasze miasta przechodzą metamorfozę.
Od niedawna po naszych ulicach jeżdżą elektryczne modele MINI Cooper SE i jeśli chcemy szukać drogowskazu, oznaczającego kierunek zmian, w jakim toczyć się będzie miejska przyszłość, to chyba najlepiej spojrzeć właśnie na ikonę designu rodem z Wysp Brytyjskich. Nowe MINI uosabia bowiem wiele trendów, kształtują nasz styl życia.
Ekologicznie, lokalnie. Wolniej?
Bezemisyjne samochody jeszcze przez jakiś czas będą miały typowo miejski charakter. Dopóki siatka ładowarek nie pokryje naszego kraju gęściej, będą nam one pomagać w eksplorowaniu najbliższej okolicy. Jeśli dobrze się nad tym zastanowić, wcale nie jest to wadą. Zasięg wspominanego MINI pozwala z powodzeniem na kilka dni swobodnej jazdy po mieście zanim poprosi o podłączenie do sieci. Częściej ładujemy telefon czy smartwatch i traktujemy jako coś normalnego.
Zresztą zwrot ku lokalności to bowiem kolejne koło, jakie zatacza nasza rzeczywistość. Egzotyczne owoce, które muszą dolecieć na nasz talerz z drugiego końca świata, pozostawiając gigantyczny ślad węglowy dzisiaj nie smakują już tak dobrze. Co innego warzywa “od rolnika”, który przejeżdża kilkadziesiąt kilometrów, raz w tygodniu, żeby wystawić swoje produkty na targu pietruszkowym niedaleko naszego mieszkania.
Podobnie jest z podróżami, a właściwie ich brakiem. Wielu z nas, zamiast odkładać na podróż dookoła świata, woli zainwestować oszczędności w domek letniskowy pod miastem. Przy tak krótkich wycieczkach odpada problem zasięgu elektryków. Po przyjeździe na miejsce po prostu wpinamy nasze MINI do zwykłego gniazdka i idziemy doładować własne baterie — na słońcu.
Slow-life to trend, który cały czas będzie ewoluował. Nie da się jednak ukryć, że korzystanie z niego jest raczej luksusem. Mieszkańcy miast na co dzień nie działają w trybie “slow”, wręcz przeciwnie. Zwinność w poruszaniu się jest w terenie zabudowanym kluczowa.
MINI Cooper SE sprawdza się tu idealnie. Potrafi “zerwać się” do setki w 7,3 sekundy, co w przełożeniu na prędkości osiągane w miastach daje bardzo dobre efekty. Fani nazywają elektryczne MINI “miejskim gokartem” i jest w tym sporo prawdy, bo auto świetnie trzyma się nawierzchni: jest bardzo stabilne nawet podczas dynamicznych slalomów miejskimi uliczkami.
Poza czasem: nacisk na dobre wzornictwo i kunszt wykonania
To dość ciekawe, że w czasach, gdy prywatne firmy organizują wyprawy na orbitę okołoziemską, a niemal każda prywatna osoba ma w kieszeni “komputer” o mocy obliczeniowej znacznie przekraczającej możliwości obliczeniowe ludzkiego mózgu, wciąż najbardziej funkcjonalne formy to te, które powstały przed laty.
Słowem, które często pojawia się w opisach MINI jest przymiotnik “retro”. I rzeczywiście, patrząc na linie jego nadwozia można bez trudu rozpoznać elementy, które charakteryzowały również pierwowzór, który wyjechał na brytyjskie drogi w końcówce lat 50.
Podobną tendencję można dostrzec w wielu dziedzinach: vintage trzyma się mocno od lat — zarówno jeśli chodzi o modę, jak i design.
Odnowione, modernistyczne fotele Chierowskiego sprzed kilku dekad czy porcelana z sygnaturą Ćmielowa to elementy, wokół których buduje się dzisiaj nowoczesne stylizacje. Artystyczne lofty w pofabrycznych wnętrzach, czy wysmakowane przestrzenie odnowionych, przedwojennych kamienic — tak chcemy dzisiaj mieszkać i wcale nie jest to przejaw sentymentu — bardziej pochwała funkcjonalności.
W ten sposób projektanci elektrycznego MINI podeszli do odświeżania jego designu. Oliver Heilmer, główny projektant marki, tłumaczył w jednym z wywiadów, że “unowocześnienie ikony” nie jest łatwym zadaniem.
— Najważniejsza jest integracja tego, co tradycyjne z tym, co nowe. Wydaje mi się, że wersja elektryczna jest w równym stopniu reprezentatywna jako przedstawiciel rodziny MINI, jak również jako samochód z napędem elektrycznym — stwierdził Heilmer.
Wydawać by się mogło, że lifting jest naprawdę subtelny. Wystarczy jednak zatrzymać wzrok na nadwoziu MINI Cooper SE o sekundę dłużej, aby zacząć się zastanawiać: “Coś się zmieniło, ale właściwie co?”
— Wprowadzanie takich zmian bywa większym wyzwaniem niż projektowanie nowego pojazdu od zera. Musieliśmy wprowadzić pewne zmiany, aby MINI Cooper SE było rozpoznawalne jako elektryk, ale jednocześnie nie chcieliśmy zaburzyć jego ponadczasowego charakteru. W efekcie braliśmy pod lupę po kolei wszystkie wyróżniki stylu MINI i sprawdzaliśmy, czy możemy je zmodyfikować — wspomina Heilmer.
Elementem, który najłatwiej zlokalizować jest przedni grill, a właściwie jego brak. Elektryczne MINI ma więc z przodu jedynie designerski panel z poziomym wcięciem. Interesujące są również felgi z asymetrycznym wzorem, które trudno porównać z tymi, w jakie wyposaża się standardowe miejskie pojazdy.
Minimalizm: być, nie mieć
Przedstawiciele pokolenia Z oraz młodsi milenialsi, w znacznie większym stopniu, niż poprzednie pokolenia, cenią wolność. Chcą żyć lekko — móc zmienić życiową konfigurację w dowolnym momencie.
To właśnie dlatego epicentrum ich domowego świata jest funkcjonalna kawalerka, a nie piętrowy dom pod miastem. To również dlatego, zamiast kupować płyty — chodzą na koncerty, a zamiast kolekcjonować filmy — subskrybują serwisy streamingowe. Nie muszą mieć — wolą być i używać tego, co jest im potrzebne w danym momencie.
Dokładnie w ten sam sposób wiele osób podchodzi dzisiaj do posiadania auta. Po co kupować, kiedy tak naprawdę nie sposób przewidzieć, czy za kilkanaście miesięcy nadal będziemy potrzebować combi? Może zamiast kursować pomiędzy miastami znajdziemy swoje miejsce w jednym z nich i potężny samochód zupełnie straci na funkcjonalności?
Rozwiązaniem na miarę tych oczekiwań jest leasing, coraz częściej dostępny również w wersji konsumenckiej. Aby móc sprawdzić na własną rękę, jak w miejskiej jeździe sprawdza się elektryczny MINI, nie trzeba już zakładać działalności. Warto również wiedzieć, że raty w MINI płacone są tę część wartości, która zużywa się w trakcie trwania umowy, a nie za całkowitą wartość samochodu.
Inteligentne miasto, inteligentne MINI
Futurystom z przeszłości trzeba oddać jedno: nie pomylili się co do możliwości, jakie daje zastosowanie sztucznej inteligencji. Możliwość przetwarzania niewyobrażalnej ilości danych i wyciągania wniosków z tych analiz sprawia, że nasze codzienne funkcjonowanie staje się znacznie łatwiejsze.
Patrząc z poziomu miasta, jako złożonego organizmu, korzyści widać choćby na poziomie zarządzania: e-urzędy powoli zaczynają funkcjonować na równi z fizycznymi placówkami. Inteligentne systemy stosuje się w sterowaniu gospodarką komunalną czy kierowaniu ruchem.
Z perspektywy indywidualnej inteligencja systemów gra rolę optymalizującą: pomaga oszczędzać czas, który zabrałyby nam czynności takie jak analiza i wybór najkrótszej trasy do domu. Co najważniejsze, systemy zawierające mechanizmy uczenia maszynowego, rzadziej popełniają typowo ludzkie błędy, czytaj: nie dadzą przekonać się współpasażerom, że to oni znają krótszą trasę.
Właśnie taka “nieustępliwa” w swoich poglądach jest aplikacja MINI Connected. Komputer pokładowy pieczołowicie notuje wszystkie trasy i uczy się ich na pamięć, a po jakimś czasie sam zaczyna podpowiadać optymalne warianty. MINI Connected to również szeroki wachlarz usług zdalnych dostępnych na ekranie telefonu czy zegarka: na odległość sprawdzimy również parametry auta, takie jak aktualny poziom energii.
Taki poziom futuryzmu zdecydowanie wystarczy, reszta naszej miejskiej przyszłości może być “retro”. Przecież idealnie sprawdza się od lat.