Kim jest ten człowiek. Z jednej strony jeden z najbogatszych Polaków. Z drugiej właściciel potężnej firmy, który chce kierować nią według zasad Dekalogu. Z trzeciej oskarżony w procesie o nieprawidłowości przy zwrocie kościelnej ziemi przez Komisję Majątkową. Jacek Domogała zgodził się odpowiedzieć na kilka moich pytań.
Tak zwana „opinia publiczna” nie wie, jak Pan wygląda...
I mam nadzieję, że tak zostanie
Mam więc jej do przekazania: wysoki, przystojny, ciemna karnacja. Tak pisał o Panu „Puls Biznesu”
To był wyjątkowo rzetelny i obiektywny tekst
Unika Pan nie tylko obiektywów, ale też środowiska polskiego biznesu. Dlaczego?
Trudno jest to oceniać tak ogólnie. Dla mnie takim wyjątkowym człowiekiem w biznesie jest pan Kluska. Ile takich ludzi jest w biznesie – nie potrafię określić. Dla bezpieczeństwa utrzymują z biznesem jak najmniej kontaktów i tyle.
Skąd Pan się wziął w biznesie?
Pochodzę z biednej rodziny. Nie chciałem iść do państwowego zakładu pracy. Żeby potem partyjny sekretarz decydował: dostanę mieszkanie, czy nie dostanę. Komunizm nie promował ludzi dobrze pracujących.
Wcześniej parał się Pan między innymi roznoszeniem gazet, rozwożeniem węgla czy prowadzeniem fabryki butów.
W mojej rodzinie - bardzo wartościowych ludzi i dobrych pracowników - był jeden inżynier, bardzo dobry. Marzył o tym, by być głównym mechanikiem. W czasie jego kadencji trzy razy była taka możliwość, i trzy razy nie został zakwalifikowany. Nie miał legitymacji partyjnej. Ja, mając dwadzieścia kilka lat, nie chciałem tak żyć. Chciałem albo wyjechać albo robić na własny rachunek. Wówczas miałem swoje osobiste problemy, ale był zjazd rodzinny. A na nim 83 małżeństwa – i nikt z nich nie wyjechał ze Śląska. To u mnie miało być inaczej? Niemożliwe. I to są te korzenie, które mnie tu utrzymały.
Czy przekłada Pan swoje osobiste wartości na działalność biznesową?
Wyznaję podstawowe chrześcijańskie wartości i chcę, żeby mój zespół też ich przestrzegał. Jest 10 przykazań, pilnujemy się ich i nie ma kłopotu. Jeżeli kogoś skrzywdziłem, to wynagradzam mu po trzykroć. Jeśli zawiodłem, to przychodzę i przepraszam.
Z tego, co się nazywało aferą komisji majątkowej na 24 sprawy w prokuraturze i potem z prokuratury do sądu, 22 umorzono lub odmówiono wszczęcia postępowania. A do mnie ktoś przyszedł, spytał, czy chcę kupić ziemię. Zaproponował mi, bo znał mnie, znał mojego dziadka, ojca, byłem dla nich osobą zaufaną. To oni mnie szukali, nie ja ich. Spytali - kupuję czy nie. Powiedziałem, że kupuję. Wszyscy przecież i tak mnie znają. Zarzucono mi, że nie mogłem kupować, bo nie jestem rolnikiem. Na następną rozprawę przyniosłem poświadczenie, że jestem robotnikiem rolnym, po kursie, który zrobiłem jeszcze za komuny. Jestem 100 proc. przekonany, że w niczym nie naruszyliśmy prawa. Nie chcę oceniać prokuratury. Ale za każdy hektar, który kupiliśmy, uczciwie zapłaciliśmy wcześniejszym właścicielom.
Pan tę ziemię kupował, bo miał wizję? Mówi się, że chciał Pan stworzyć na Śląsku coś wielkiego.
Mam wizję. Chciałbym tam stworzyć miasto. Ludzie patrzą na to, jak można czerpać zyski z hektara, kawałka ziemi. Lokalni patrzą na mały interes, nie widzą, że to w skali wszystko może być jednym wielkim interesem. Tylko trzeba położyć pieniądze i czekać na to 20 lat. Mnie nie interesuje wynik w tym roku, w przyszłym, tylko to, co będzie za 20, 30 lat. Może to zrobi mój syn, wnuk, ale liczę, że moja wizja kiedyś się jeszcze ziści.
Wróćmy do Pana zasad. Rozumiem, że wymaga Pan od pracowników postępowania według nich…
Uczciwość zarządzających odbija się na firmie. Kiedy na początku zatrudniałem tylko około setki osób, każdego znałem. Teraz, gdy zatrudnienie idzie w tysiące, nie mam takiej możliwości. Dlatego dbam o to, żeby ci, którzy podejmują decyzje, przyjęli określone zasady postępowania. Nie wymagam, by moi menadżerowi byli osobami wierzącymi. Ale chcę ludzi, którzy mają wartości nie do sprzedania. Ludzi którzy nie odstąpią od tego w co wierzą. To jest najważniejsze.
Rozmawiamy krótko po upadku Amber Gold. Co to bankructwo mówi o etyce w polskim biznesie? Przychyla się Pan do opinii, że banki i instytucje finansowe są pozbawione jakiejkolwiek moralności i zrobią wszystko dla pieniędzy?
Nie można tak uogólniać. Są różne banki i z różnym charakterem. Takie, dla których pieniądz jest bogiem, ale i takie, które mają określone zasady i działają we współpracy z przedsiębiorcą. Nie można powiedzieć, że wszystkie banki są złe. To kwestia wartości. Czy to będzie człowiek wywożący śmieci, czy dyrektor banku bez wartości i jeden i drugi będą w stanie zrobić rzeczy, które i mnie i Panu nie będą się podobały.
Jest Pan wysoko na liście najbogatszych Polaków. Pana Famur jest jednym z największych na świecie producentów sprzętu górniczego
Po co w ogóle robimy listę 100 najbogatszych? Dlaczego nie robimy listy najlepszych podatników? Przykład: gmina ma 10 tysięcy mieszkańców i jej wójt zaprasza na Boże Narodzenie dziesięciu najlepszych podatników gminy. I w lokalnej gazecie napisane jest, że pan Iksiński zatrudnił już 4 osoby i jest najlepszym podatnikiem, dzięki czemu gmina stworzyła kolejne 4 miejsca w przedszkolu. Proszę mieć szacunek dla ludzi, którzy płacą podatki, wspierają budżet, a nie dla tych, którzy posiadają i podatki płacą w Szwajcarii lub gdzie indziej. Trzeba zacząć od tego, żeby szanować podatników. Zamieńmy listę 100 najbogatszych na listę 100 najlepszych podatników - w gminie, starostwie, mieście, państwie.
Pan już przekazał firmę synowi. Był gotowy? Miał 28 lat
Nie był. Przekazałem mu ją, bo myślałem, że już mnie na tym świecie nie będzie. Jak widać, jestem tu i żyję całkiem dobrze.
Syn sobie radzi?
Ma jeden brak - doświadczenie. Jednak ja mam go w nadmiarze i się z moim synem dzielę. Wszystko inne ma i zrobi lepiej ode mnie. Na przyszłość to stuprocentowo dobry ruch.