Koniec plastikowej dyspensy. Oto dlaczego musimy wrócić do dobrych nawyków segregacji
Monika Przybysz
30 czerwca 2020, 09:31·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 30 czerwca 2020, 09:31
Szło nam już wszystkim całkiem dobrze. Już prawie, prawie uwierzyliśmy, że codzienne zużycie plastiku można ograniczyć do niezbędnego minimum. Nauczyliśmy się pić przez papierowe słomki, pakować warzywa do bawełnianych siatek, kupować jedzenie na wynos w opakowaniach z celulozy. Nawet widmo wycofania z rynku patyczków (nie) do uszu przestało nas już przerażać. A potem pojawił się koronawirus.
Reklama.
W czasie pandemii, co dość zrozumiałe, na dalszy plan posuwaliśmy sporo rzeczy. Jak alarmują naukowcy, jedną z nich, niestety, był wiele osobistych misji “ratowania planety”. Kosze do segregacji odpadów stoją pod zlewami w każdym domu jak stały, ale wychodzi na to, że ostatnio niektórzy z nas przywiązywali nieco mniejszą wagę do ich kolorów. Do tego będąc częściej w domach, produkowaliśmy w nich więcej śmieci.
A pamiętajmy, że okoliczności ku temu, aby w ciągu ostatnich miesięcy poprawić nasz ekologiczny bilans, były iście sprzyjające. O tym, jak piękne widoki są niemal tuż za oknami przypomnieli sobie mieszkańcy Bombaju, Los Angeles czy Krakowa — miast, które nagle przestały ścigać się na rekordy przekroczonych norm cząsteczek PM2. Widok panoramy Tatr wolnej od mgiełki smogu robił zasłużoną furorę w mediach społecznościowych.
Poruszenie związane tak gwałtowną poprawą jakości powietrza było w pełni uzasadnione. Wielkie zakłady produkcyjne zmniejszały moce przerobowe, z nieba zniknęła większość samolotów, z dróg — spora liczba samochodów.
Wraz z luzowaniem pandemicznych obostrzeń na ulicach zaczęło pojawiać się coraz więcej spacerowiczów, wyposażonych w plastikowe butelki z napojami, kanapki w foliowych opakowaniach i jednorazowe maseczki, które — bądźmy szczerzy — nie zawsze trafiały do koszy na śmieci. Nieprzestrzeganie dobrych praktyk savoir-vivre to jednak tylko sam czubeczek góry lodowej.
“Dobra” strona plastiku
W czasie pandemii w znacznej mierze zrezygnowaliśmy z zakupu towarów pakowanych luzem. Zgodnie z założeniami reżimu sanitarnego nawet pojedyncze bułki musiały być szczelnie owinięte plastikiem, aby zminimalizować ryzyko zakażenia. Główny Inspektorat Sanitarny instruował producentów, aby pakowali żywność w atmosferze bezpiecznej biologicznie, co w skrócie oznaczało niestety: z wykorzystaniem dużej ilości plastiku. Podobne środki ochrony powzięto na całym świecie.
Los Angeles Times donosi, że podczas kilku miesięcy lockdownu, niecałe 6 milionów mieszkańców Singapuru wyprodukowało dodatkowe 1470 ton plastikowych odpadów — i to tylko biorąc pod uwagę jedynie opakowania po żywności i posiłkach na wynos.
Zagraniczni korespondenci zauważają też, że ulice tego miasta również nie są wolne od porzuconych jednorazowych maseczek — rzecz jeszcze niedawno nie do pomyślenia w miejscu, które słynie z niebotycznych kar za śmiecenie. O 62% więcej odpadów niż w analogicznym okresie rok temu wyprodukował także Bangkok.
Jak ujął to jeden z ekspertów serwisu “Wired”, choć przejście w stan uśpienia wpłynęło na naszą planetę pozytywnie, to zmagania ogólny bilans zmagań z kryzysem ekologicznym nie wyjdzie raczej na plus: “Świat zaczął lepiej oddychać, co jest swoistą ironią, bo zaraz obudzimy się w środku jeszcze większego kryzysu śmieciowego”.
Trudno nie przyznać temu stwierdzeniu racji nawet nie mając wglądu w ogólne statystyki mówiące o tym, jak bardzo przez ostatnie miesiące wzrosła konsumpcja plastiku. Wystarczy zrobić szybki rachunek sumienia. Gotowi? To zaczynamy:
Fakt, że produkcja jednorazowych, plastikowych buteleczek, opakowań czy rękawiczek drastycznie wzrosła nie jest wiadomością dobrą. Gorsze skutki może mieć jednak zmiana naszych nawyków związanych z recyklingiem i odpowiedzialną konsumpcją, które tak mozolnie, ale jednak skutecznie udawało nam się wdrażać przed pandemią.
Teraz kiedy pierwszy szok związany z obecnością koronawirusa w naszym życiu minął, warto przypomnieć sobie kilka dobrych praktyk: segregowania odpadów, korzystania z wielorazowych opakowań — tam gdzie to tylko możliwe oraz świadomego wyboru takich plastikowych opakowań, które łatwo podlegają przeróbce.
W tej ostatniej kwestii mocno pomagają producenci. Firmy takie jak Procter & Gamble podjęły w ostatnich latach szereg zobowiązań związanych z ograniczeniem wpływu plastiku na środowisko naturalne.
Duże marki już pomagają
Obietnice te mają realny kształt. Globalna strategia firmy P&G - „Ambition 2030” - zakłada, że od roku 2030 do ziemskich mórz i oceanów nie trafi żadne opakowanie produktu jej marek. Koncern systematycznie zwiększa również w swojej produkcji udział plastiku pochodzącego z recyklingu.
Firma dokłada również starań, aby jak największa liczba butelek po szamponach, opakowań po odżywkach do włosów czy pudełkach po proszkach mogła zostać łatwiej przetworzona. Do roku 2022 wszystkie opakowania środków do prania P&G, a do 2030 produktów wszystkich marek koncernu, mają podlegać recyklingowi w 100 proc.
Przykłady tych działań już są widoczne: należące do P&G marki z kategorii produktów do prania, czyli między innymi, Ariel, Lenor i Vizir, zobowiązały się zmniejszyć ilość plastiku w swoich opakowaniach w Europie o 30 proc. Mają na to czas do 2025 roku.
Sama marka Ariel planuje, że przed końcem 2020 r. uda jej się produkować butelki w 50-ciu procentach złożone z recyklatu. W ciągu najbliższych pięciu lat Ariel planuje natomiast zaoszczędzić taką ilość plastiku, jaka wystarczyłaby do wyprodukowania 200 milionów butelek z nieprzetworzonego surowca.
Opakowania z odzyskanego plastiku można również znaleźć w drogeriach na działach pielęgnacji włosów. Przezroczyste butelki produktów marki Pantene, sprzedawane na rynkach europejskich, powstają w procesie ponownego przetworzenia politereftalanu etylenu (PET). Tworzywo może być wielokrotnie przetwarzane i wykorzystywane ponownie, np. w opakowaniach kosmetyków.
Szerokim echem rozszedł się również pomysł marki Head & Shoulders, która stworzyła specjalną edycję butelki, wyprodukowanej w 20 proc. z plastiku zebranego na plażach. W pełni nadająca się do recyklingu butelka Head & Shoulders Beach Bottle pojawiła się w naszych sklepach w 2019 roku.
P&G dba o również to, aby sam proces produkcji przebiegał w sposób możliwie jak najbardziej zrównoważony. Przykładów nie trzeba szukać daleko. P&G ma w Polsce trzy zakłady: w Warszawie, Łodzi i Aleksandrowie Łódzkim. Żadna z tych fabryk nie wysyła już odpadów na składowiska, tylko przekazuje wyspecjalizowanym partnerom do odpowiedniej utylizacji.
Część odpadów przetwarzana jest również na miejscu: w łódzkiej fabryce Gillette odpady z tworzyw sztucznych przetwarzane są na plastikowe pojemniki, doniczki oraz elementy wieszaków na ubrania, natomiast odpady z warszawskiej fabryki Pampers stają się podstawą produkcji kartonów, białego papieru, folii ogrodniczej, budowlanej oraz doniczek.
Proekologiczne działania na tak wielką skalę mają dużą moc. Nie można jednak nie docenić wpływu, jaki na kondycję środowiska naturalnego ma każdy z nas. To my decydujemy, co zrobimy z opakowaniami po zużyciu produktów codziennego użytku. A tym samym, czy pozwolimy, żeby plastik został przetworzony i mógł zostać ponownie wykorzystany, czy będzie zalegał w lasach, na plażach czy na dnie oceanu.
Dowodem na to, że ponownie musimy zacząć dbać o odpowiednią segregację śmieci, w tym plastikowych, niech będą rezultaty niedawnej akcji terenowej w ramach kampanii “Sprzątanie Świata – Polska”, przeprowadzonej przez Fundację Nasza Ziemia we współpracy z P&G.
W ostatnich dniach czerwca wolontariusze przeczesywali nadmorskie tereny w Międzyzdrojach, Świnoujściu i Dziwnowie, w tym miejsca leżące na terenie Wolińskiego Parku Narodowego. W jeden dzień zebrali na tamtejszych plażach 570 kg śmieci. Wszystkie odpady zostały przekazane do utylizacji i recyklingu.