Tysiące Białorusinów wyszło we wtorek na ulice Mińska, Homla, Brześcia i Grodna. To był impuls na działanie władzy, która nie zarejestrowała dwóch opozycyjnych kandydatów na prezydenta kraju - Wiktara Barbarykę i Walerowa Capkalę, chociaż zebrali oni wymaganą liczbę podpisów. Przeciwko protestującym wysłano wojsko i policję – podaje Belsat.
Centralna Komisja Wyborcza Białorusi uniemożliwiła start w wyborach prezydenckich dwóm najpoważniejszym przeciwnikom rządzącego od 26 lat krajem Alaksandra Łukaszenki. Pierwszym z nich jest biznesmen Wiktar Babaryka. Zebrał on ponad 360 tys. podpisów poparcia, ale nie trafił na listę wyborczą, bo służby wszczęły przeciwko niemu śledztwo.
Z kolei drugiemu z nich, byłemu dyplomacie Walerowi Capkale, odebrano połowę zebranych podpisów, przez co nie przekroczył progu wymaganych 100 tysięcy podpisów – podaje telewizja Belsat.
W reakcji na działanie CKW na ulice większych miast w kraju wyszli demonstranci. Najniebezpieczniej zrobiło się w Mińsku, gdzie doszło do licznych starć ze specjalnymi jednostkami policji (OMON) oraz z wojskiem sił wewnętrznych Białorusi. Doszło do licznych zatrzymań w całym kraju. Wystarczyło mieć ze sobą flagę wolnej Białorusi, żeby stać się celem służb.
– Wszelkie prowokacje zostaną powstrzymane zgodnie z prawem. Prosimy Białorusinów o rozum i mądrość. Nie ulegajcie prowokacjom, szanujcie prawo państwowe – apelowali funkcjonariusze. Jak donosi Belsat zatrzymano ponad 100 osób w tym dziennikarzy tej stacji oraz korespondenta BBC.