Amerykanie wycofują część wojsk z Niemiec. Połowa z nich pojedzie do kraju, a reszta ma zostać rozdysponowana między inne kraje sojusznicze USA. Tysiąc ma trafić do Polski. Negocjacje w tej sprawie już się zakończyły. Poinformowała o nich na Twitterze ambasador USA Georgette Mosbacher. Nieoficjalnie wiadomo, że Polska poszła na spore ustępstwa.
W piątek rano na Twitterze ambasador USA w Polsce pojawił się wpis, w którym dyplomatka poinformowała, że zakończyły się negocjacje między Polską a Stanami Zjednoczonymi dotyczące obecności dodatkowych sił USA w kraju nad Wisłą. Ma być to Do 1 tys. żołnierzy, w tym dowództwo odtworzonego V korpusu wojsk USA.
"Świetna wiadomość! USA i Polska zakończyły negocjacje nad Wspólną Deklaracją Współpracy Obronnej (EDCA), która wprowadzi w życie wspólną wizję naszych prezydentów dotyczącą amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce. Dziękuję wszystkim, którzy ciężko nad tym pracowali!" – napisała Georgette Mosbacher.
Swoje podziękowania za pomyślnie zakończone negocjacje zamieścił także szef MON Mariusz Błaszczak. "Ważny dzień dla bezpieczeństwa Polski. Zakończyliśmy negocjacje z Amerykanami i wkrótce podpiszemy finalną umowę ws. trwałej obecności wojsk USA w Polsce. W naszym kraju, oprócz większej liczby żołnierzy US Army, będzie także najważniejsze w naszym regionie Dowództwo Sił Lądowych" – wyjawił polityk PiS.
Nazwa Wspólna Deklaracja Współpracy Obronnej brzmi trochę enigmatycznie, bo nie zdradza żadnych konkretów. Wśród nich najważniejsza jest oczywiście cena, jaką przyjdzie zapłacić Polsce za dodatkowe siły USA w kraju. Nie jest bowiem tajemnicą, że Donald Trump jest zwolennikiem udzielania pomocy militarnej tym, którzy są skłonni za nią płacić. Nie wiadomo jednak czy i ile zapłaci polski rząd stronie amerykańskiej.