Apel Mateusza Morawieckiego o zwołanie nadzwyczajnego szczytu Unii Europejskiej ws. ostatnich wydarzeń na Białorusi spotkała się z krytyką unijnych polityków – podało RMF FM. Polskie władze zirytowały urzędników w Brukseli próbą kreowania się na lidera obrońców praworządności – napisała korespondentka radia.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Jak podała Katarzyna Szymańska-Borginon, unijni urzędnicy dostawali telefony z Warszawy i od polskich dyplomatów w sprawie nadzwyczajnego posiedzenia UE. Spotkały się z ich dezaprobatą. Jak pisze dziennikarka RMF FM, główny zarzut był taki, że polskie władze, które nie przestrzegają zasad praworządności, chcą nadawać ton wśród obrońców demokracji na Białorusi.
– W Polsce brutalna akcja przeciwko osobom LGBT, a w Brukseli obrona pobitych białoruskich manifestantów – powiedział anonimowo rozmówca cytowany przez RMF FM. Jak podaje stacja po telefonie Mateusza Morawieckiego niektórzy urzędnicy unijni mieli "gotować się ze wzburzenia".
.
Premier Morawiecki zaapelował o nadzwyczajny szczyt Unii Europejskiej w poniedziałek na Twitterze "Polska wciąż pamięta przełom 1989 r. i zawsze wspiera swoich sąsiadów. Zaapelowałem o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia Rady Europejskiej i zdecydowaną reakcję UE na wydarzenia na Białorusi. Mamy obowiązek solidarnie wspierać Białorusinów" – napisał szef polskiego rządu.
Unia Europejska ma podjąć temat wyborów na Białorusi na zaplanowanych spotkaniach szefów dyplomacji pod koniec sierpnia oraz na szczycie we wrześniu.