Polska policja znów "bijącym sercem partii"? Poszła na polityczną służbę
Karolina Lewicka
26 sierpnia 2020, 09:46·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 26 sierpnia 2020, 09:46
W słusznie minionej Polsce Ludowej kiepski wizerunek MO przez wiele lat reperował - skądinąd świetny - serial „07, zgłoś się”. Porucznik Borewicz w każdym odcinku niestrudzenie udowadniał, że milicja to niekoniecznie zbrojne ramię partii rządzącej, a milicjant nie musi być nudnym służbistą bez intelektualnego polotu. Tylko czekać, aż przy Woronicza ruszy wkrótce jakaś podobna w stylu produkcja. Bo nowa oprawa graficzna policyjnych aut (napisy: „pomagamy i chronimy”) może nie wystarczyć.
Reklama.
Ostatni, najbardziej spektakularny „popis” polskiej policji, widzieliśmy podczas akcji zatrzymywania aktywistki Małgorzaty Szutowicz i kilkudziesięciu innych osób, w tym zupełne przypadkowych przechodniów lub gapiów, nieuczestniczących w proteście środowiska LGBT. Jako żywo przypominało to łapankę. Pokaz mocy i brutalnej siły.
Traf chciał, że kilkanaście dni później, w Katowicach, przed samiuśkim radiowozem zahajlował uczestnik demonstracji narodowców. Policjanci mieli go na długość swego ramienia. I co? I nic! Żaden z funkcjonariuszy nie zgarnął młodzieńca do radiowozu, choć ten ewidentnie popełniał przestępstwo przeciwko porządkowi publicznemu z art. 256 kodeksu karnego („kto publicznie propaguje faszyzm...”). Owszem, został dwa dni później zatrzymany, ale to było już po tym, jak jego nazistowski gest stał się publicznym i mówiły o nim wszystkie media. Dopiero wtedy policja zareagowała. Niewykluczone, że gdyby ów salut rzymski nie stał się sławnym, to palcem by nie kiwnęła.
Te dwie sytuacje wskazują, że policja rozpoznaje znaki czasu. A te jasno mówią, że rządzący są zdecydowanie przeciwko mniejszościom seksualnym, ludziom stojącym z białymi różami czy demokratom protestującym przeciwko łamaniu Konstytucji przy Wiejskiej. A narodowców to władza woli nie denerwować. Stąd im pobłaża, a nawet zapewnia bezkarność. I policja czynnie w tym procederze uczestniczy.
Przykład? Ot, choćby Marsz Niepodległości sprzed trzech lat. W tłumie znaleźli się wówczas tacy, którzy nieśli ze sobą rasistowskie oraz faszystowskie hasła i symbole. Policja nikogo nie zatrzymała, ani nawet nie wylegitymowała podczas marszu, bo chciała „uniknąć sytuacji kryzysowej”. A już po marszu nikogo nie zatrzymała, bo nie dała rady przestępców zidentyfikować. Byli zamaskowani - tłumaczył rozbrajająco rzecznik stołecznej komendy. Tylko się cieszyć, że hajlujący w Katowicach miał odsłonięte oblicze. W przeciwnym razie mógłby uniknąć kary, bo najpierw nie zatrzymujemy, by nie prowokować, a potem nie zatrzymujemy, bo nie wiemy, kto to. Takie tłumaczenie oznacza jedno z dwóch: albo policjanci są głupio bezradni, albo to cwane gapy, które doskonale wiedzą, jak ustawić się z wiatrem.
Policja nie od razu poszła na polityczną służbę. Jeszcze w 2017 roku mundurowi z Wielkopolski ubolewali, że muszą ochraniać marsze narodowców i kiboli, których agresja - jak napisali w oświadczeniu - „nie zawsze spotyka się z jednoznaczną krytyką ze strony władz państwowych”. W tym samym czasie policjanci buntowali się przeciwko ochranianiu tzw. miesięcznic smoleńskich. I masowo brali L4, byle uniknąć wystawania na Krakowskim Przedmieściu. Były publiczne apele, by rządzący nie zapomnieli, że błękitna służba jest apolityczna.
Ale potem był strajk włoski i „psia grypa”. Dobrze zorganizowana i masowa akcja protestacyjna zaowocowała podwyżkami. I od tej chwili - jak nożem uciął. Policjanci docenili PiS. Tak bardzo, że nawet co jakiś czas dają się ośmieszyć. Tną konfetti, udają anioły w orszaku kościelnym, chronią przed tęczową flagą Smoka Wawelskiego, a warszawski bruk przed tęczowym proszkiem. Po prostu herosi, bez dwóch zdań. Tyle tylko, że obywatele zaczynają ich omijać szerokim łukiem.
Ale może chodzi głównie o bezpieczeństwo jednego jedynego obywatela z Żoliborza, przed którego domem całą dobę krążą patrole? A dla innych, tych nieprawomyślnych, policja ma nadgorliwość, maksymalne środki represyjne, prewencyjne zatrzymania? Tylko żal, że zajęci Obywatelami RP, koszulkami z napisem „Konstytucja” na pomnikach czy ochranianiem ciężarówki z hasłami o seksualizacji dzieci przez gejów, mogą nie mieć czasu na łapanie prawdziwych bandytów. Doba ma bowiem tylko dwadzieścia cztery godziny.
Przez ostatnie trzy dekady policja skutecznie odbudowała swój autorytet, zniszczony w PRL-u. Według badań CBOS-u 80% Polaków dobrze ocenia pracę mundurowych, aż 71% z nas darzy ich zaufaniem, większym niż to, które mamy do mediów, sądów, związków zawodowych, a nawet do Rzecznika Prawa Obywatelskich. To wielki kapitał, którego gromadzenie trwało długo, ale który naprawdę szybko da się roztrwonić. Pozostanie wstyd i wakaty. Bo do policji, choć pensje coraz wyższe, tłumy chętnych jakoś się nie garną. Przypadek?