Korespondent "Faktów" TVN Andrzej Zaucha i operator z Białorusi zostali zatrzymani w Mińsku. Wśród zatrzymanych przez białoruską policję znalazło się też 20 dziennikarzy z innych zagranicznych redakcji. "Zostali wsadzeni do autobusu" – czytamy na Twitterze dziennikarki TVP Katarzyny Sławińskiej. Po dwóch godzinach reporter został wypuszczony.
Andrzej Zaucha przebywał w ostatnim czasie na Białorusi, aby relacjonować sytuację związaną z antyrządowymi protestami przeciwko Aleksandrowi Łukaszence. Dziennikarz "Faktów" TVN został zatrzymany, a wraz z nim białoruski operator.
Informację o zatrzymaniu około 20 dziennikarzy zagranicznych mediów poinformował w czwartkowe popołudnie niezależny portal TUT.by. Policja zatrzymała m.in. reporterów Radia Swoboda, agencji Reuters i telewizji Belsat oraz BBC. Po dwóch godzinach Zaucha został wypuszczony.
– Zatrzymali nas (z operatorem), przewieźli nas na komisariat, sprawdzono dokumenty, po ponad 2h mnie wypuścili. Nie było brutalnych akcji, po prostu uniemożliwiono nam zrelacjonowanie tego co działo się na placu – relacjonował Andrzej Zaucha.
Białoruskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych poinformowało wcześniej, że dziennikarzy przewieziono z Placu Niepodległości na komisariat po to, aby policjanci mogli sprawdzić, czy posiadają oficjalne akredytacje. Reporterzy z ważną akredytacją mają zostać zwolnieni.
Tymczasem prezydent Białorusi straszy Polską. – Widzicie te stwierdzenia, że jeśli Białoruś się rozpadnie, region grodzieński trafi do Polski. Rozmawiają o tym na otwarcie, czekają i obserwują. Ale wiem na pewno, że im się to nie uda – powiedział Alaksandr Łukaszenka.
Po tych słowach przywódcy w trybie pilnym do MSZ w Warszawie wezwany został białoruski ambasador.
– Poinformowałem Pana Ambasadora, że nie ma w Polsce zgody na tego typu narrację i oskarżenia. Przekazałem także, że ze zdziwieniem, rozczarowaniem i niepokojem odnotowujemy słowa, które padały z ust Prezydenta Łukaszenki, jak i jego najbliższego otoczenia – przekazał wiceminister Marcin Przydacz.