Od dłuższego czasu mówi się o tym, że wrzesień zdecydowanie nie będzie wesołym miesiącem dla pracowników budżetówki. Według niepotwierdzonych jeszcze szacunków, około 20 proc. z nich może dotknąć przygotowywana przez rząd PiS redukcja etatów. Jak zwolnienia tłumaczy Mateusz Morawiecki? Przeczytajcie sami.
Mateusz Morawiecki był w piątek gościem Polskiego Radia Wrocław. Na jego antenie został zapytany między innymi o zapowiadaną rekonstrukcję rządu oraz planowane przez PiS cięcia w zatrudnieniu w administracji publicznej. Premier nie chciał podać konkretnych liczb i powiedzieć, ilu urzędników straci pracę. Skupił się na... pozytywnej stronie tej sytuacji.
– Chcemy doprowadzić do tego przede wszystkim, żeby szeroko rozumiany rząd był jak najlepiej zorganizowany, a pracownicy, urzędnicy wszystkich szczebli, żeby byli jak najlepiej zmotywowani. Więc my liczb żadnych nie podajemy – stwierdził Morawiecki.
– Oczywiście chciałbym, żeby na skutek cyfryzacji wykorzystać naturalne odejścia ludzi na emerytury, naturalne odejścia z różnych przyczyn i żeby zmniejszyć liczbę urzędników, ponieważ polskie przedsiębiorstwa, polska gospodarka potrzebuje pracowników i myślę, że pracownicy, którzy dzisiaj są urzędnikami, mogą też odegrać bardzo ważną rolę w innych działach gospodarki – powiedział premier.
W Polsce za deficytowe - czyli takie, w których brakuje ludzi do pracy - uznano ponad 30 zawodów, w tym m.in. kucharzy, piekarzy, pielęgniarek, fryzjerów i pracowników branży budowlanej. Czy premier chce, żeby zwolnieni urzędnicy przekwalifikowali się do wykonywania któregoś z nich?