Prezydent Niemiec Christian Wulff bardzo lubi prezenty. Nie ma też nic przeciwko, gdy płacą z niego przyjaciele. Niby nic dziwnego, ale gdy jest się prezydentem, a przyjaciele to najpotężniejsi biznesmeni w kraju, można wpaść w niezłe problemy. Niemiecki prezydenta ma kolejne.
Dotąd wiedzieliśmy, że Christian Wulff i jego żona Betina często gościli za granicą na koszt swoich przyjaciół - szczególnie Egona Geerkensa. Będąc premierem Dolnej Saksonii Wulff w latach 2003-2004 bawił w Hiszpanii, w 2008 wraz ze swoją wybranką Bettiną spędził miesiąc miodowy we Włoszech. W 2009 świętował Boże Narodzenie na Florydzie, a w ubiegłym roku miał cieszyć się słońcem na Majorce. Za to wszystko płacił Geerkens.
Chwilę później wyszło na jaw, że ona tego biznesmena udzieliła państwu Wulff wyjątkowo nisko oprocentowanej pożyczki na zakup domu. Za pół miliona euro oddali odsetki, o których można pomarzyć w najlepszym niemieckim banku. To wyglądało już bardzo kiepsko, więc tuż przed publikacją tych informacji prezydent zadzwonił do redaktora naczelnego dziennika „Bild” Kaia Diekmanna i przysiągł, że jeśli materiał ujrzy światło dzienne, on rozpęta „wojnę” przeciw redakcji, a autorzy artykułu skończą z zarzutami.
Gdy skandal na chwilę przycichł, wczoraj tygodnik "Der Spiegel" zafundował Niemcom jego kolejną odsłonę. Okazuje się bowiem, że Christian Wulff korzystał również ze sponsoringu innego zamożnego przyjaciela. To kolejna historia z czasów, gdy był on premierem Dolnej Saksonii. Zaproszony wówczas do Monachium na tradycyjny Oktoberfest najprawdopodobniej pozwolił, by część rachunku za pobyt w luksusowym hotelowym apartamencie uiścił za niego producent filmowy David Groenewold. Chodziło o 400 euro dodatkowej opłaty za dostosowanie pokoju do potrzeb rodziny Wulff.
Groenewold oświadczył w poniedziałek, że Christian Wulff nic o tym nie wiedział, więc zapłacił tylko tyle, ile wynosił standardowy rachunek. W recepcji, w której nie poinformowano go, że należy się więcej?
W porównaniu z niejasnościami, jakie pojawiły się wokół pożyczki od Geerkensa, ta sprawa wydaje się błahostką. Dolewa jednak oliwy do ognia i sprawia, że wokół niemieckiego prezydenta robi się coraz bardziej gorąco. Nowe doniesienia o specyficznym życiu towarzyskim głowy państwa nie sprawia też, że po jego stronie staje więcej Niemców. Wręcz przeciwnie.