W europarlamencie aż iskrzyło podczas dyskusji o praworządności w Polsce. W roli głównej wystąpił Patryk Jaki, który płomiennie bronił demokracji w Polsce. Pech chciał, że znów wiele osób zwróciło uwagę na angielski europosła.
Unijna komisarz ds. sprawiedliwości Vera Jourova zapowiedziała podjęcie kroków przeciwko Polsce. Patryk Jaki w dosadnym wystąpieniu mówił, że obecnie cokolwiek nie jest lewicowe, jest przyjmowane jako naruszenie praworządności. Europoseł zarzucał unijnym politykom, że nie przeszkadza im nowy pomnik Lenina w Niemczech, ale przeszkadza im obrona wartości rodzinnych. – Hańba! – podsumował.
Jednak wiele osób w Polsce znów zwróciło uwagę nie na to, co mówił Patryk Jaki, ale jak to mówił. "To, że dr Patryk Jaki po półtora roku w Europarlamencie nie nauczył się mówić przyzwoicie po angielsku i twierdzi np., że fundamentalną wartością jest wolność ekspresu czy też arogancja jaką przykrywa swoją głęboką niewiedzę. Szejm on ju Patryk!" (pisownia oryginalna - red.) – ironizował Bartosz T. Wieliński z "Gazety Wyborczej".
Oddajmy jednak Patrykowi Jakiemu sprawiedliwość. Nie jest aż tak, że jego angielski jest beznadziejny. Nieporadny w wymowie – tak, nieco toporny – tak, ale nie ma powodu do tego, by równać europarlamentarzystę PiS z ziemią. Zwłaszcza że na przestrzeni miesięcy widać jednak pracę i postępy w porównaniu z jego poprzednimi wystąpieniami.
Zwrócił na to uwagę Brytyjczyk Daniel Tilles, redaktor naczelny Notes from Poland i współpracownik takich tytułów jak "Independent", Politico czy Haaretz. "Wiele osób śmieje się z angielskiego Jakiego. Nie jest świetny, ale wystarczająco zrozumiały. Ludzie powinni wyśmiewać się z tego, co powiedział, a nie z tego, jak to powiedział – napisał na Twitterze.