Coraz częściej goszczą w kuchni wśród podręcznych sprzętów AGD. Nie są drogie, można je swobodnie przenosić i postawić w każdym miejscu. A przede wszystkim wyrażają modę na zdrowy styl życia, którego jednym z filarów jest picie wody jak najlepszej jakości. Dzbanki filtracyjne zyskują na popularności również za sprawą ewolucyjnej technologii.
Niewygórowana cena, modny trend konsumpcyjny, technologiczne rewolucje. Wszystko brzmi pięknie i zachęcająco, tylko niektórzy mogą zadać sobie pytanie: "na co mi taki dzbanek, skoro z kranu w kuchni leci chlorowana woda, a w razie jakichś wątpliwości zawsze mogę ją przegotować w czajniku?". Argumentacja rozsądna, jeśli nie weźmie się pod uwagę pewnego istotnego aspektu tych urządzeń.
Pomijając już fakt, że dzbanki filtrujące podnoszą jakość nawet chlorowanej kranówki oraz pozwalają zaoszczędzić czas na przegotowaniu wody (przy ich zastosowaniu ten proces staje się w ogóle zbędny), okazują się niejednokrotnie ostatnią deską ratunku w najróżniejszych kryzysach związanych z dostępem do czystej wody. A tych nie brakuje, również w krajach, gdzie zdatna do picia woda stanowi normę.
Wystarczy jednak pierwsza lepsza awaria sieci wodociągowej, by nagle zostać wyrwanym ze swojej strefy komfortu i znaleźć się w centrum poważnego kryzysu wodnego. Bo przecież lejąca się z kranu "herbata" i to przez kilka godzin, żeby nie powiedzieć dni, to nie lada kłopot. Jeśli jednak dysponujemy dzbankiem z naprawdę wydajnym filtrem, jesteśmy w stanie przemienić tę zabarwioną ciecz w pełni zdatną do picia wodę (i materiał na prawdziwą herbatę!).
Albo jeszcze inny, wizualnie mniej przerażający, ale nadal niepożądany scenariusz wydarzeń. Lądujemy na działce, gdzie jedynym źródłem wody okazuje się studnia nieznanego pochodzenia. Choć analiza gołym okiem wskazuje, że wszystko jest z nią w porządku, to jaką mamy pewność, że nie zadomowili się w niej niewidoczni "dzicy lokatorzy", z którymi kontakt może poważnie zagrozić naszemu zdrowiu?
Od tego dylematu również wybawi nas wysokiej jakości dzbanek filtrujący. Warto wiedzieć, że najnowocześniejsze filtry w takich przenośnych urządzeniach AGD mają na pokładzie zamontowane "zapory" przed mikroskopijnymi intruzami. Spełniający najwyższe wymogi dzbanek do filtrowania wody wyłapie więc wszelkie bakterie czy grzyby.
O tym, że mobilne systemy uzdatniania wody zdolne są do takich wyczynów, najlepiej świadczy przykład J.Shmidt 500. Zamontowanemu w tym dzbanku filtrowi nie umkną ani żywe, ani nieorganiczne zanieczyszczenia. To zasługa połączenia systemu wychwytywania z wody biologicznych składników z technologiami do oczyszczania jej z toksycznych związków.
Ochronę przed drobnoustrojami zapewnia mikrofiltracyjna membrana kapilarna. Powierzchnia tego drobnego "sita" pokryta jest miliardami porów o wielkości 0,05-0,1 mikrona, czyli 800 razy mniejszej niż ludzki włos! Przez takie otworki nie przecisną się ani bakterie, ani formy przetrwalnikowe pasożytów jelitowych (cysty), ani też pyłki roślin.
Z kolei materiał filtrujący, zawierający zamiast granulowanego węgla włókno Aqualen, odpowiada za usuwanie z wody takich szkodliwych substancji jak chlor, fenol, ołów czy inne metale ciężkie. Ten jonowymienny sorbent – patent jednego z największych światowych producentów filtrów do wody i systemów uzdatniania – to część kompozytowej mieszanki.
Wszystkie te technologiczne innowacje sprawiają, że dzbanek z wkładem JS 500 dostarcza konsumentowi przefiltrowaną wodę wodociągową w jakości porównywalnej do tej, jaką uzyskuje się dzięki pracy filtrów podzlewozmywakowych. A wszystko to pod postacią eleganckiego i mobilnego dzbanka, którego obsługa i konserwacja to czysta przyjemność.
Taki elektroniczny pomocnik przyda się nie tylko w domowej kuchni, ale też w wynajętym mieszkaniu czy biurze, nie mówiąc już o podróżach i służbowych wyjazdach. Jego liczne zalety docenią szczególnie pracownicy biurowi, najemcy, osoby będące często w rozjazdach czy w trakcie przeprowadzek, a także sportowcy oraz wrażliwi na domieszki w wodzie alergicy.