Siadasz na fotel w salonie fryzjerskim, fryzjer zaczyna rozmowę o życiu. Jedziesz Uberem, kierowca prowadzi monolog przez całą drogę. Dla gaduł, śmiałków, ekstrawertyków to nic takiego ot, miła pogawędka. Ale dla introwertyków to ogromny stres i emocjonalne wyczerpanie.
Niektórzy lubią sobie pogadać. Nic w tym złego, ot taka ludzka natura. W końcu człowiek to zwierzę stadne. Jednak różnica między Rozmową a rozmową jest ogromna. Rozmowa przez duże "R" to interakcja interesująca, wciągająca, sensowna. A przede wszystkim taka, którą sami chcemy prowadzić.
A rozmowa? Nudna, jasne. Ale ma inną ważniejszą cechę: jest niepożądana. A czy jest coś bardziej niepożądanego, niż krępujący small talk z fryzjerem czy kierowcą Ubera? Powiecie, że jest? To nie jesteście introwertykami. Ja, introwertyczka pełną gębą, która ograniczam rozmowy z obcymi ludźmi do minimum, pocę się ze stresu jak mysz, gdy jestem zmuszana do socjalizacji. A kysz!
Gadatliwy fryzjer, gadatliwy kierowca
Czasami lubię sobie pogadać, ale w większości czasu lubię ciszę. Lubie siedzieć na fotelu fryzjerskim, patrzeć, jak moje włosy spadają na podłogę i zastanawiać się, czy będę wyglądać źle, czy bardzo źle. Lubię jechać samochodem na tylnym siedzeniu i patrzeć przez okna albo "siedzieć z nosem w smartfonie".
Nie lubię rozmawiać z usługodawcami. Nie dlatego, że jestem nieuprzejma albo że jestem wielką panią, która gardzi innymi ludźmi. Nie. Nie lubię rozmawiać, bo jestem introwertyczką. Stresuje mnie to i wyczerpuje, tak jak i innych introwertyków, o czym w naTemat pisaliśmy w "Nigdy nie przychodź bez zapowiedzi, czyli 11 złotych zasad przyjaźni z introwertykami".
Niedawno był u mnie hydraulik. Pan w średnim wieku, bardzo miły, grzeczny. Niestety pan lubił sobie pogadać, co dla ekstrawertyków albo ludzi, którzy również lubią rozmawiać, nie byłoby problemem. Ba, byłoby wręcz miłą okazją do sympatycznej pogawędki.
Jednak ja nie lubię rozmawiać, kiedy nie muszę. Wolałabym posiedzieć w pokoju i poczekać, aż pan skończy naprawiać mi cieknący kran i inne usterki. Niestety nie było takiej opcji. Przez bite 40 minut musiałam stać koło niego i wysłuchiwać jego opowieści. Bo to nawet nie była rozmowa, a monolog.
Owszem, opowieści były nawet ciekawe, pan hydraulik miał do nich smykałkę. Ale po 5 minut byłam zmęczona, zaczęła boleć mnie głowa. Nie tylko dlatego, że był gadułą, ale dlatego, że rozmowy z obcymi stresują i wysysają ze mnie wszystkie siły. Kiedy pan wyszedł, zawinęłam się w kokon z koca, usiadłam na kanapie i odpoczywałam przez godzinę. Tak, introwertycy muszą się naładować, nie ma co się śmiać.
Koszmar introwertyków
Nie jestem zresztą w tym odosobniona. Od moich znajomych słyszałam mnóstwo podobnych historii.
Zapłakana koleżanka, która właśnie zerwała z chłopakiem, wracała Uberem do domu. Pan zapytał ją, co się stało, a gdy powiedziała, że właśnie zakończyła swój związek, zaczął opowiadać o swoich miłosnych niepowodzeniach. Koleżanka w końcu powiedziała mu uprzejmie, że wolałaby jechać w ciszy, bo źle się czuje psychicznie i chce sobie popłakać. Pan się obraził i nawet nie odpowiedział na "do widzenia".
Z kolei kolega zawsze stresuje się przed wizytą u fryzjera. Chodzi do pana, u którego strzyże się i jego ojciec, i brat. Zna go od lat. Nie zmienia to faktu, że kolega chce zwiać z fotela, gdzie pieprz rośnie, gdy fryzjer wypytuje go o... wszystko. Pracę, życie uczuciowe, gdzie był na wakacjach, co lubi jeść, są sądzi o polskiej polityce.
– Fajnie, że to nie monolog, a pan jest mną zainteresowany, ale boję się rozmów z ludźmi, którymi nie znam. To dla mnie największy stresor – powiedział kolega, największy introwertyk, jakiego znam. A fryzjera nie zmieni, bo przecież chodzi do tego pana od lat. Nie wypada.
Cisza jest złotem
Gadatliwi, śmiali ludzie, ekstrawertycy, gaduły raczej nie mają problemu z rozmownymi usługodawcami. Zazdroszczę im.
Zapewne dla nich to cisza jest krępująca. Jednak dla introwertyków cisza jest wybawieniem. Bo pogawędki z obcymi naprawdę nas stresują, nie oszukujemy, nie wydziwiamy. Jedni z nas potakują i miło się uśmiechają, ale umierają w środku, inni zastygają, milczą i myślą o ucieczce.
Oczywiście nie mam tu pretensji do fryzjerów, kierowców czy hydraulików, którzy lubią sobie pogadać. Rozmowa leży niejako w ich zawodzie (no, może z wyjątkiem hydraulików) – tyle godzin w bliskim kontakcie z ludźmi. To miłe, że są kontaktowi, sympatyczni i chcą się socjalizować. Wyobrażam też sobie, że trudno jest milczeć tyle godzin podczas pracy z klientem.
Dlaczego to piszę? Nie z apelem do usługodawców, żeby milczeli. Nie z przesłaniem dla introwertyków, aby zaczęli gadać. Może po to, żebyśmy wszyscy mieli szansę bardziej się zrozumieć?
Fryzjerzy, gdy macie nieśmiałego klienta, zapewnijcie mu komfort ciszy. Introwertycy, gdy widzicie, że kierowca, z którym jedziecie, bardzo chce rozmawiać, pozwólcie mu (a potem idźcie się naładować). Ale też pamiętajcie o swoich granicach. Nie macie obowiązku rozmawiać – szczególnie gdy płaczecie po rozstaniu. W końcu na wszystko musi być zgoda. Dwóch stron.