Podobne do naszych, ale inne. 5 niezwykłych rzeczy, za które pokochasz "zwykłe" niemieckie miasta
Monika Przybysz
08 października 2020, 10:18·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 października 2020, 10:18
Jeśli powiem: “Nadrenia Północna-Westfalia to genialne miejsce na weekendowy wypad, jedźcie koniecznie, nie pożałujecie” reakcje będą zapewne dwie: albo otworzycie oczy szeroko ze zdziwienia, albo pokiwać głową z niedowierzania. A ja wam mówię: dokładnie tak samo kilka lat temu reagowaliście na hasło: “A może pojedziemy na Śląsk?”.
Reklama.
A teraz co? A teraz zachwycamy się postindustrialnym designem, odwiedzamy muzea urządzone w rewitalizowanych kopalniach i nachwalić się nie możemy klimatycznych familoków na Nikiszowcu.
Podobne odczucia mają zapewne mieszkańcy zachodnich Niemiec, którzy obserwowali jak na przestrzeni kilku dekad ich region zmienia się nie do poznania.
Miasteczka i miasta, kiedyś zasnute fabrycznymi oparami i umorusane kopalnianą sadzą, dzisiaj przebierają się w modne kraciaste koszule, strzygą u najlepszych barberów i popijają latte w modnych kawiarniach. Od czasu do czasu w odwiedziny wpadają najlepsi światowi architekci, aby nieco odświeżyć ich wizerunek.
Zwykłe-niezwykłe miasta Nadrenii Północnej-Westfalii mają do zaoferowania wystarczająco dużo, aby zachwycić nie tylko miłośników postindustrialnej architektury. Co na przykład?
1. Niemiecki chill
Brzmi trochę jak oksymoron, ale jeśli kiedykolwiek byliście w Berlinie, wiecie zapewne, o czym mowa. Niemcy cenią terminowość, solidność i porządek tak samo, jak umiejętność wyluzowania się. I wbrew pozorom leniwe popołudnia spędzane w parku wśród znajomych na pogaduchach czy piknikowaniu nie są rzadkością, ale wręcz zwyczajem — tak, poza Berlinem również.
Miasta Nadrenii Północnej-Westfalii są, oczywiście w miarę możliwości, sukcesywnie zazieleniane. Genialnym przykładem może tu być Duisburg — miasto niedaleko Düsseldorfu, które może pochwalić się wyjątkowym parkiem, zorganizowanym na terenie dawnej huty.
Zamiast burzyć pofabryczne budynki i rozebrać towarzyszącą infrastrukturę pomysłodawcy Landschaftparku postanowili dać im drugie życie. Posadzili trawę i drzewa, położyli chodniki, na starym wysięgniku zorganizowali punkt widokowy. Ani miejscowych,ani turystów nie trzeba było specjalnie namawiać, aby leniwe popołudnia spędzali właśnie tam.
W podobnym duchu powstała również instalacja pod tytułem: “Tygrys i żółw”, czyli wielki rollercoaster, po którym poruszamy się... na piechotę. Elementy konstrukcji pozyskano z rozbiórki hut cynku i innych duisburskich zakładów. Jeśli taki projekt nie jest dowodem na to, że Niemcy są wyluzowani, to nie wiem, co jest. Albo wiem: ich zamiłowanie do street-artu.
2. Odważne fasady
Düsseldorf na początku skrzętnie ukrywa swój największy skarb: Kiefernstraße. Na mapie to zwykła, nawet niezbyt długa uliczka. Koniecznie zaznaczcie ją na czerwono jako jeden z pierwszych punktów wycieczki. Nie chcecie chyba przegapić możliwości sprawdzenia, co by było, gdyby cały ciąg kamienic trafił nagle w ręce ludzi, którzy mają najbardziej szalone pomysły i nie wahają się wprowadzać ich w życie za pomocą farb i pędzli.
Na Kiefernstraße nie ma dwóch takich samych domów. Jedne pokryte są muralami, inne — pomalowane w kropki, kratki czy plamki. W budynkach mieszkają “normalni” ludzie, którzy zaskakująco spokojnie znoszą nieustanne pstrykanie migawek aparatów.
Zwłaszcza że okazji do sfotografowania genialnych przykładów sztuki ulicznej będziecie mieć w Düsseldorfie jeszcze sporo. Murale zdobią wiele budynków w różnych częściach miasta, szczególnie w hipsterskim Bilk.
3. Szklane domy od architektów-celebrytów
Rewitalizacja pofabrycznych terenów daje spore pole do architektonicznego popisu. Trzeba jednak wykazać się nieco ponad przeciętną znajomością tematu, aby decydować się na tak odważne konstrukcje, jakie powstają w Düsseldorfie czy w Duisburgu.
Pierwsze z miast upodobał sobie Frank Ghery, który zaprojektował kilka budowli nowoczesnego kompleksu Hafen. W dawnych portowych zabudowaniach pojawiły się więc “tańczące” budowle o nieregularnych, szklanych i lustrzanych fasadach.
Dusiburg zawdzięcza z kolei sporo Normanowi Fosterowi. To właśnie w jego pracowni powstał masterplan przebudowy portu, a następnie — centrum miasta.
4. Sport na najwyższym poziomie (decybeli i merchandisingu)
Mieszkańcy Dortmundu nie muszą znać kalendarza rozgrywek. Aby dowiedzieć się, że Borussia właśnie walczy o kolejny tytuł, wystarczy otworzyć okno. Plotki głoszą, że doping dobiegający z “kotła” stadionu Signal Iduna Park potrafi nieść się aż do centrum miasta.
Może jest w tym ziarno prawdy, bo BVB może pochwalić się naprawdę gigantycznym “domem”. Ich stadion zajmuje szóste miejsce pod względem wielkości w Europie. Poza dniami meczowymi Signal Iduna Park jest otwarty dla zwiedzających.
Bilety warto rezerwować wcześniej. Jeśli jednak nie uda się wam ich dostać, zawsze możecie wybrać nagrodę pocieszenia, czyli wizytę w klubowym sklepie z pamiątkami (asortyment jest bowiem znacznie szerszy niż standardowe kubki, ręczniki czy kufle do piwa. Być może do tej pory mogliście żyć bez tostera wypalającego na kanapkach logo BVB?.) albo – jeszcze lepiej – Niemieckim Muzeum Piłki Nożnej! To świetne, nowoczesne i interaktywne muzeum. Punkt obowiązkowy dla fanów piłki.
5. Tureckie łakocie, japoński ramen i “polska” metka
“Kuchnia regionalna” to w Niemczech pojęcie względne, a przynajmniej takie, które należy mocno doprecyzować. Bo jeśli zamierzacie skosztować “tradycyjnej” kuchni regionalnej to oczywiście nie będzie z tym problemu: mięsa, sery, czy warzywa przygotowywane według domowych niemieckich receptur znajdują się w menu wielu tamtejszych restauracji.
Znacznie ciekawszym doświadczeniem będzie jednak eksploracja “nowoczesnej” kuchni regionalnej, na którą składają się multikulturowe wpływy: w Nadrenii Północnej-Westfalii zwłaszcza tureckie i azjatyckie. Znajdzie się również miejsce dla polskich inspiracji, bo to właśnie ten land może pochwalić się największą liczbą imigrantów z Polski.
Dzielnice tureckie znajdziemy więc zarówno w Dortmundzie, Duisburgu, jak i Düsseldorfie. Warto się tam wybrać nie tylko po to, aby skosztować idealnie przyprawionego mięsa na kebab, ale i zrobić zapasy aromatycznych przypraw czy słodyczy nasączonych wodą różaną i posypanych pistacjami.
W Düsseldorfie koniecznie skosztujcie ramenu. Tak, wiem jak to brzmi, ale wierzcie mi, że tamtejsi Japończycy naprawdę wiedzą, co robią. To właśnie sprężyste kluski zalane bogatym, ciężkim wywarem mogą być posiłkiem, który będziecie wspominać z największym uśmiechem.
Chyba, że jesteście fanami metki i kminku. Wtedy będziecie zachwycać się tylko i wyłącznie Saltzkuchen, czyli bajglami przełożonymi mielonym surowym mięsem z cebulą, obficie obsypanymi kminkiem właśnie i, jak nazwa wskazuje, gruboziarnistą solą. Przysmak zdecydowanie dla koneserów - jego smak można pokochać, albo… podziękować za poczęstunek.
Nie korzystajcie z drugiej opcji - ani w przypadku Saltzkuchen, ani jeśli chodzi o wyprawę do Nadrenii Północnej-Westfalii. To, co na pozór wydaje się “zwykłe” może mieć niezwykły urok.
Z wielu polskich miast dolecicie tanio i bezpośrednio do Düsseldorfu lub Dortmundu.
Więcej o atrakcjach turystycznych w Niemczech znajdziecie na www.germany.travel
Artykuł powstał we wspólpracy z Niemiecką Centralą Turystyki.