W Hiszpanii powstanie ogromne centrum rozrywki dla hazardzistów wzorowane na Las Vegas. Z jednej strony ma dać pracę 250 tys. osób, ale z drugiej strony słychać coraz więcej argumentów przeciwko tej inwestycji.
W Hiszpanii powstanie Eurovegas, czyli ogromne centrum gier hazardowych wzorowane na Las Vegas - podaje EL PAÍS. Zresztą zostanie wybudowane przez Las Vegas Sands, które jest jednym z głównych inwestorów amerykańskiej mekki dla amatorów ruletki i automatów do gier. Mają tam powstać luksusowe hotele, ekskluzywne kasyna, ośrodki handlowe i centra kongresowe. W sumie inwestycja ma kosztować 17 mld euro.
Spółka roztacza wizje stworzenia 250 tys. miejsc pracy i nakręcenia koniunktury w regionie. Nic więc dziwnego, że do ostatniego momentu dwa regiony w Hiszpanii o niego walczyły. Zarówno Katalonia, jak i region Madrytu, który zawiera stolicę kraju i okolice, były gotowe na liczne ustępstwa, żeby wybudowano Eurovegas właśnie na ich terenie. Ostatecznie zwyciężyło podmadryckie miasto Alcorcón.
Spowodowało to euforię w całej aglomeracji madryckiej. Jednak okazuje się, że może być mniej różowo, niż pierwotnie się spodziewano.
Po pierwsze, Las Vegas Sands domaga się, aby jedną trzecią inwestycji sfinansowały hiszpańskie banki, które przez obecny kryzys są w bardzo złej kondycji. Poza tym, chce, aby na terenie raju hazardzistów nie obowiązywał zakaz palenia. Byłoby to odstępstwo od reguły, która obowiązuje we wszystkich miejscach publicznych. Inwestor chciałby też, aby uelastyczniono prawo pracy, żeby mógł się łatwiej rozstawać ze swoimi pracownikami.
Lewicy nie podoba się też to, że inwestuje się w ten sposób w sektor nieruchomości, który przyczynił się w dużym stopniu do trudnej sytuacji, w jakiej jest teraz Hiszpania. Obawia się też, że europejski Las Vegas przyciągnie mafię i spowoduje zwiększenie popytu na prostytucję.
Mogłoby więc się okazać, że z Eurovegas będzie jak z Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie: miejscowi nie skorzystają na tym tak, jak obiecywali politycy, a nawet poniosą koszty, nie tylko finansowe.