– Przyjechałem tu pomagać, ratować ludzi, walczyć z pandemią. Tymczasem mieszkam w pięciogwiazdkowym hotelu, siedzę w pustym szpitalu... – przyznał lekarz pracujący na Stadionie Narodowym w Warszawie. Szpital polowy jest wyposażony w sprzęt wart miliony złotych, ale niemal nikt tam nie trafia.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Pierwszy pacjent trafił do szpitala 5 listopada. Stadion Narodowy został przekształcony, by sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu na leczenie chorych na COVID-19.
Personel medyczny szpitala polowego na Narodowym jest zakwaterowany w jednym z najdroższych hoteli w stolicy – Regent Warsaw Hotel. O tym dowiadujemy się z wywiadu dziennikarza "Polityki" Pawła Reszki z młodym lekarzem.
Ten zatrudnił się w Szpitalu Narodowym, by pomagać ludziom (ale i trochę dorobić, bo dostaje 200 zł za godzinę), a teraz wstydzi się, że stał się uczestnikiem tej farsy.
Dyżury w szpitalu polowym są 12-godzinne – po połowie na pracę i odpoczynek. Jednak przez większość czasu lekarze się... nudzą. Nie mają bowiem co narzekać na stroje ochronne i sprzęt – wszystko jest najwyższej klasy. Nie ma jednak na kim ich używać. Większość z niemal 300 łóżek jest wolna, pomimo tego że pozostałe szpitale w Warszawie są przepełnione.
Rozmówca Reszki przyznał, że na jego ostatnim dyżurze było zaledwie 25 pacjentów.
– Na ostatnią trzygodzinną zmianę na przykład na stronę brudną zeszło 5 lekarzy, 12 pielęgniarek, 7 ratowników medycznych. Czyli 24 osoby personelu medycznego na 25 pacjentów. Na stronie czystej są jeszcze anestezjolodzy gotowi do interwencji. Jeśli zsumować dwie zmiany to wyjdzie na to, że personelu medycznego jest dwa razy więcej niż chorych. A przecież są jeszcze salowe, ochroniarze, żołnierze WOT – powiedział młody lekarz.
Dodał, że do szpitala przyjmowani są tylko pacjenci... w dobrym stanie. Na kilku jego dyżurach w punkcie przyjęć łącznie trafiły do szpitala zaledwie 3-4 osoby. Reszta ambulansów z ciężko chorymi była odprawiona z kwitkiem.
– Faktycznie kryteria są takie, że pacjent musi mieć covid potwierdzony testem PCR albo antygenowym. Nie może mieć ostrych i przewlekłych stanów klinicznych i chorób współistniejących, nie przyjmuje się z niestabilnością krążeniowo-oddechowa wymagającą intensywnego nadzoru… – relacjonował lekarz.
Lekarz przypuszcza, że obecna sytuacja jest wynikiem tego, że do pracy w szpitalu na Narodowym zatrudniono niedoświadczonych medyków – niektórzy są tuż po stażu.
Tymczasem w planach jest dostawianie kolejnych 500 łóżek. – Więc będzie jeszcze drożej. Nie dziwę się, że personelowi surowo zakazano robienia zdjęć. Nie chcą żeby ludzie oglądali ten wielki, pusty, smutny obiekt – stwierdził lekarz.
Szpital tymczasowy na Stadionie Narodowym jest filią Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie. NFZ płaci Narodowemu 822,43 zł za dobę za dostępność łóżka dla pacjentów z COVID-19, a za dostępność stanowiska umożliwiającego prowadzenie wentylacji mechanicznej – 3 773,70 zł. To o wiele więcej niż w zwykłych szpitalach.