Szaleństwo, słabość i strach. Władza wymyka się PiS-owi z rąk
Karolina Lewicka
23 listopada 2020, 09:57·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 listopada 2020, 09:57
Koronnym dowodem na poparcie powyższej tezy jest sam Jarosław Kaczyński. Całym sobą komunikuje nam, że utrata władzy stała się dla PiS-u zagrożeniem realnym i wcale nie tak odległym. Opowieści o trzeciej kadencji można już włożyć między bajki. Perspektywa dokończenia tej drugiej wcale nie jest pewna. Koniec może nadejść w każdej chwili.
Reklama.
Utrata władzy zawsze jest bolesna. Ale dla polityków niedemokratycznych wiąże się to dodatkowo z potężnym ryzykiem – groźbą rozliczenia i ukarania. Oraz z osamotnieniem. Jeśli PiS straci władzę, niewielu ostanie się przy Jarosławie Kaczyńskim – polityku z powodu choćby wieku już nierokującym.
Pierwsi odpłyną koniunkturaliści, kręcący się przy PiS-ie tylko dla stanowisk i pieniędzy. Kolejni ewakuują się politycy z drugiego i trzeciego kręgu. Niewykluczone, że na końcu Kaczyńskiego opuszczą także wierni pretorianie. Bo będzie balastem, a wszyscy pozostali będą jeszcze chcieli wypłynąć na powierzchnię, zasmakować polityki, a nie pogrążać się w niebycie.
Stąd szaleńcze ruchy prezesa, jego radykalizm w słowie i czynie. Ze słabości i strachu przed nieuniknionym.
Jeśli dziś mówimy o tym, że prezes utracił kontakt z rzeczywistością, to trzeba pamiętać, że on od wielu lat ściśle się od tejże separował. Stale chroniony przed wyimaginowanym zagrożeniem, a właściwie to po prostu przed całym światem zewnętrznym, tym nie będącym PiS-em.
Czy nie wydawało się Państwu dziwaczne, że kiedy na sali plenarnej podchodził do Kaczyńskiego jakiś poseł lub posłanka opozycji, to zaraz z miejsc podrywali się, siedzący obok, panowie Terlecki i Błaszczak, by zasłonić go swymi ciałami? Czego bał się prezes? Rozmowy? Spojrzenia? Dotknięcia? Był w parlamencie, nikt by go przecież nie pobił, nie skrzywdził!
Zatem jak wielkim lękiem muszą go napawać ci protestujący przeciwko niemu na ulicach. Żywioł tłumu, podchodzącego pod Nowogrodzką niczym las Birnamski, zapewne spędza mu sen z powiek. Zareagował na niego jak typowy dyktator. Rozpędzić, pobić, zastraszyć. Obrazić i potępić. Nasłać policję i prokuraturę. Wezwać posiłki, sprzymierzyć się z elementem chuligańskim, nacjonalistycznym. Postawić zasieki, barierki, mury, bramy. I armatkę wodną.
Prawdopodobnie Kaczyński reaguje według jedynego znanego sobie skryptu z PRL-u, bo inaczej nie potrafi, a - gdyby jednak okazjonalnie nawiązywał kontakt z ziemią i kalkulował racjonalnie – to wiedziałby, że taka akcja zrodzi reakcję odwrotną od tej, której pożąda.
Manifestująca młodzież wyrosła w demokracji, jest ona dla niej jak powietrze. Tyrańskie zapędy Kaczyńskiego są dla młodych jednocześnie bulwersujące i komiczne. Są na niego źli i się z niego śmieją. To diabelska mieszanka, zabójcza dla każdego satrapy.
Do tego dochodzi pandemiczny kryzys państwa. Dawno temu, kiedy PiS był jeszcze w opozycji, Kaczyński zadeklarował, że jego celem jest „zerwanie zasłony, na której źli ludzie wyświetlają fałszywy film dla maluczkich”. Od 2015 roku doskonale wiemy, że to nikt inny, jak właśnie prezes obsługuje swój własny projektor, z którego stale emituje nam propagandowe obrazki. Skutecznie zagospodarowywał tak wyobraźnię sporej części Polaków. Aż do teraz.
Jeśli Kaczyński myśli, że wirusa przykryje propagandą lub że uda mu się od wirusa odwrócić uwagę opinii publicznej (choćby przez rozpętanie wojny o aborcję), to jest w takich nadziejach szalenie zabawny. Niechaj próbuje przykryć słonia dziecięcą kołderką – słoń niezmordowanie wylezie na wierzch. Niechaj buduje wioski potiomkinowskie, jak choćby nasz Szpital Narodowy, będą się one pokotem kładły na ziemię.
Niech pudruje rzeczywistość, niech dmie w surmy i wszem wobec ogłasza wielkie sukcesy tego rządu na froncie walki z pandemią. I niech premier Morawiecki, wierny wykonawca poleceń prezesa, nadal posuwa się w swych wypowiedziach do manipulacji, półprawd, przekłamań i ordynarnych kłamstw.
Ta strategia nie działa już tak, jak dotychczas. Tak, zasłona spadła, a ludzie zobaczyli co kryje się za nią.
PiS jest słaby na każdym polu. Słaby swą nieudolnością i agresją. Słaby kolejnymi ruchami wykonywanymi w panice, jak choćby szarża przeciwko unijnemu budżetowi. Prędzej czy później zawali się pod własnym ciężarem.
Jedno mnie tylko niepokoi. Historyczną inspiracją są dla prezesa lata 1945-1989, mam jednak nieodparte wrażenie, że nie będzie chciał oddawać władzy podług wzorca z końca tego okresu. Bo w ostatnich tygodniach widać, że bliższa jest mu gomułkowska fraza z roku 1945, że „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. Na szczęście historia, jeśli się powtarza, to tylko jako farsa. Tego się trzymajmy.