To wydawało się takie proste. Dokładnie rok temu Egipcjanie wyszli na plac Tahrir, by protestować, a potem obalić prezydenta Hosniego Mubaraka. Fala rewolucji w ciągu zaledwie trzech tygodni (25 stycznia - 13 lutego) zmiotła dyktatora, który twardą ręką rządził krajem od trzydziestu lat. Egipcjanie byli w euforii, media zachwycały się "demokratycznym zrywem", a nikt nie kwapił się by zwrócić uwagę, że karnawał wolności może szybko się skończyć.
Historia zatoczyła koło. Dziś, w rocznicę rozpoczęcia protestów Tahrir Square znów zalany jest tłumem. Egipcjanie protestują, bo po roku niewiele się w ich kraju zmieniło, a nawet jeśli, nie tak jak tego oczekiwali. Mubarak odszedł, ale władza wciąż spoczywa w rękach mianowanych przez niego generałów. Nowa konstytucja miała być przyjęta w kilka miesięcy po obaleniu prezydenta, a nie ma jej do dziś. Wybory prezydenckie miały być we wrześniu 2011 roku, a wciąż rządzą wojskowi. Protesty skończyły się rok temu, a stan wyjątkowy obowiązujący od 31 lat zniesiono dopiero wczoraj.
Demokracja pod wojskowym butem
11 lutego 2011 roku Hosni Mubarak uciekł z Egiptu. Władzę przejęła powołana na mocy jego pełnomocnictw Najwyższa Rada Wojskowa, na czele której stanął minister obrony w rządzie Mubaraka (nazywany jego "pudlem") Mohamed Hussain Tantawi. Już wtedy można było się spodziewać, że podstarzali generałowie spod znaku poprzedniego reżimu nie będą skłonni do wysłuchania młodych, wykształconych i liberalnych, którzy zainicjowali rewolucję na Tahrir Square. Ci szybko się zorientowali, że drogą do wolności nie poprowadzą ich dygnitarze Mubaraka.
Dziś mówią, że Najwyższa Rada Wojskowa robi wszystko, by utrzymać się przy władzy i zmienić konstytucję w taki sposób, by nawet po formalnym przekazaniu rządów miała wpływ na cywilów. Generałowie obiecują, że ustąpią w czerwcu, kiedy odbędą się wybory prezydenckie. Historia ostatnich 12 miesięcy pokazała, że ich obietnice niekoniecznie trzeba traktować serio.
Dyktator w klatce. Tak wygląda proces Mubaraka
Hosni Mubarak oskarżony jest o współudział w zabójstwie ponad 800 demonstrantów i korupcję. Prokurator domaga się dla niego kary śmierci.
Islamiści w kolejce po władzę
A kto jeśli nie generałowie Mubaraka? Wbrew oczekiwaniom Zachodu w Egipcie nie da się skopiować modelu demokracji funkcjonującej w USA czy Zachodniej Europie. Doskonale potwierdziły to wybory parlamentarne, które przeprowadzono na przełomie listopada i grudnia. Prawie dwie trzecie wszystkich mandatów w parlamencie zdobyli islamiści. Wygrała utworzona przez Bractwo Muzułmańskie umiarkowana Partia Wolności i Sprawiedliwości, a skrajni islamiści z partii Nur (domagają się wprowadzenia szariatu) będą mieli w parlamencie jedną czwartą mandatów.
To może oznaczać jedno - w kolejce do przejęcia władzy po generałach pierwsi są muzułmanie, a nie zwolennicy liberalnego państwa na zachodnią modłę.
Rok w Egipcie
25 styczeń 2011r. - początek protestów w Egipcie. 1 luty 2011r. - "Marsz Miliona", największe demonstracje. 4 luty 2011 r. - "Dzień Odejścia", demonstranci wzywają Mubaraka do dymisji. 11 luty 2011r. - Mubarak ustępuje. Władzę przejmuje Najwyższa Rada Wojskowa. 3 sierpień 2011r. - początek procesu Mubaraka. 18 listopad 2011r. - demonstracja na Tahrir Square przeciwko władzy wojskowych. listopad/grudzień 2011r. - wybory parlamentarne. 24 styczeń 2012r. - zniesienie stanu wyjątkowego.
Gdzie w tym wszystkim są zwykli Egipcjanie? Gdzieś między rządzącymi generałami a walczącymi o władzę islamskimi partiami. Rok temu wyszli na Tahrir Square z nadzieją, że może być lepiej. Dziś znowu tam są. Protestują i czekają. Na lepszą przyszłość, zmianę władzy, wyrok dla Mubaraka. A co jeśli się nie doczekają? Kolejna rewolucja?