Po burzy w sprawie ACTA zbliża się kolejne internetowe trzęsienie ziemi. Google od dziś wprowadza nową politykę prywatności. Mało kto się z nią zapoznał, a zmiany są duże. Dotychczas koncern nie mógł bez naszej zgody łączyć danych np. z Gmaila i z wyszukiwarki. Teraz, pod pretekstem ułatwienia użytkownikom zrozumienia zasad, wszystkie będą miały wspólną politykę prywatności.
Od teraz - jeśli tylko będziesz chciał - Google ci podpowie, czy zdążysz na spotkanie (analizując twój kalendarz i położenie telefonu). - Dane łączone były już wcześniej, ale ten proces regulowało ponad 60 oddzielnych dokumentów. Na przykład tekst napisany w Dokumentach Google można było udostępnić korzystając z kontaktów Gmaila. Do wszystkiego ma się dostęp w Panelu Google, gdzie można edytować, czy nawet usuwać wszystkie dane. Poza tym zmiany dotyczą przede wszystkim zalogowanych użytkowników, a z wielu naszych usług można korzystać bez logowania Jeśli ktoś nie chce łączenia danych to może mieć kilka kont Google - tłumaczy w rozmowie z naTemat Piotr Zalewski z polskiego biura koncernu.
Jest jednak druga strona medalu. Google, przechowując dane użytkowników na swoich serwerach, będzie miał dostęp do naszych maili, historii wyszukiwania czy rozmów na czacie. Użytkownicy Androida, najpopularniejszego systemu operacyjnego dla smartphone'ów, będą udostępniać firmie informacje o swoim położeniu. Takie dane mogą interesować hakerów, chociaż gigant z Mountain View chwalony jest za zabezpieczanie danych przed kradzieżą. O informacje na temat użytkowników mogą też zabiegać władze państw. - Udostępniamy rządom informacje o naszych użytkownikach tylko w ostateczności, tylko po dobrze uargumentowanej i zgodnej z prawem prośbie. Często są one jednak bezpodstawne, a my staramy się, aby jak najmniej tych danych ujawnić - mówi Zalewski.
Google otrzymuje rocznie z całego świata dziesiątki tysięcy zapytań o prywatne dane. Mogą one być użyte w dochodzeniach sądowych czy podatkowych. W pierwszej połowie 2011 roku Google odpowiedział pozytywnie jedynie na 11 procent zapytań o dane polskich użytkowników. Ale już w Stanach Zjednoczonych było to aż 93 procent, 87 procent w Brazylii czy Japonii. Nic nie gwarantuje nam, że procent pozytywnych odpowiedzi nie wzrośnie.
Sporo protestów wywołała też zmiana sposobu działania wyszukiwarki Google, która na podstawie danych z nowego serwisu społecznościowego Google+ dostosowuje wyniki wyszukiwania do naszej aktywności na tej stronie. Wydaje się, że zmiana polityki prywatności to kolejny krok.
- Problemem nie jest zakres zbieranych danych, ale to, że dane będą łączone. Zmienia się nie zakres, ale cel i sposób przetwarzania danych. Mamy wątpliwości i pytania - wierzę, że da się to wyjaśnić z Google. Uproszczenia w treści nowej polityki zatarły różnice między poszczególnymi usługami. Apelowaliśmy do Google'a, by wstrzymał wdrażanie zmian do czasu wyjaśnienia wątpliwości. Niestety firma zdecydowała inaczej - informuje w rozmowie z naTemat dr Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Dodaje, że koncern jeszcze przed upublicznieniem zmian zgłosił się do rzeczników ochrony danych z całej Unii. Postanowili, że wypracują wspólne stanowisko, które pod francuskim przewodnictwem przygotowywał między innymi Wiewiórowski.
Dr Bogdan Fischer, radca prawny, partner w Kancelarii Prawnej Chałas i Wspólnicy: - Nowe rozwiązania nie rozwiewają wątpliwości użytkowników. Wręcz przeciwnie - posługują się ogólnymi stwierdzeniami. Unia Europejska również w projekcie rozporządzenia z 25 stycznia br. dąży do uszczegółowienia i ujednolicenia rozwiązań.
Prawnik dodaje w rozmowie z naTemat: – Ryzyka poszczególnych rozwiązań zintegrowanych w narzędziach stworzonych przez Google, nie zostały dobrze odwzorowane w zapisach nowej polityki prywatności.
Dr Wiewiórowski ocenia: - Prawda, dość brutalna, jest taka, że każdy ma prawo popełniać głupstwa na własny rachunek - to dotyczy też internetu. Nie możemy ludziom tego zabronić. Ale trzeba edukować, że o ile mamy prawo popełniać głupstwa dotyczące siebie, trzeba uważać by nie ujawniać danych dotyczących na przykład naszych znajomych.