My godziny policyjnej nie wdrażamy, aby ona mogła być zastosowana, musielibyśmy – za zgodą pana prezydenta – wdrożyć stan wyjątkowy – oznajmił z rozbrajającą szczerością premier Mateusz Morawiecki. Tę nagłą zmianę narracji w sprawie sylwestrowych obostrzeń stanowczo podsumowała mecenas Dorota Brejza.
Od wielu dni Polakom wpajano, że od godz. 19:00 w sylwestra do 6:00 w Nowy Rok będzie obowiązywała godzina policyjna. Równie długo prawnicy ostrzegali, że takiego ograniczenia swobód rząd Zjednoczonej Prawicy nie mógł wprowadzić jedynie rozporządzeniem.
Niespodziewanie w niedzielę przyznał to sam Mateusz Morawiecki. – My godziny policyjnej nie wdrażamy, aby ona mogła być zastosowana, musielibyśmy – za zgodą pana prezydenta – wdrożyć stan wyjątkowy – oznajmił premier na konferencji prasowej.
Jednak nie uchylono rozporządzenia, w którym czytamy, iż "od dnia 31 grudnia 2020 r. od godz. 19:00 do dnia 1 stycznia 2021 r. do godz. 6:00 na obszarze RP przemieszczanie się osób przebywających na tym obszarze jest możliwe wyłącznie w celu wykonywania czynności służbowych lub zawodowych lub wykonywania działalności gospodarczej oraz zaspokajania niezbędnych potrzeb związanych z bieżącymi sprawami życia codziennego".
Ten pogłębiający się chaos w stanowczych słowach skomentowała w mediach społecznościowych prawniczka Dorota Brejza. "Rozporządzeniem wprowadzono ewidentnie niekonstytucyjny zakaz poruszania się. Konferencją ten zakaz uchylono. Nowatorskie. Czy na szczytach naszej władzy ktoś kojarzy jeszcze co to jest katalog źródeł prawa i jaka jest ich hierarchia? To było na II roku studiów" – stwierdziła.
Jak wspominaliśmy w naTemat.pl, wcześniej krytycznych słów pod adresem premiera Morawieckiego nie szczędzili politycy opozycji. "Tej kozie to już się w głowie kręci od tego wprowadzania i wyprowadzania!" – kpił europoseł Bartosz Arłukowicz. "Wracamy do pisowskiego zarządzania przez chaos" – wtórował mu były premier Marek Belka.