Wisława Szymborska przekazała majątek założonej przez siebie fundacji, która ma pielęgnować jej dziedzictwo. Ustanowiona zostanie też nagroda literacka. W Polsce to nowy zwyczaj, jednak na świecie to bardzo popularny wśród milionerów sposób na pozostawienie po sobie widocznego znaku.
O ustanowieniu nagrody dla twórców oraz o stworzeniu fundacji zdecydowała Wisława Szymborska w testamencie. Cały majątek poetki oraz pieniądze, które przyniosą przyszłe wydania jej tomików zostaną przeznaczone na organizację, promującą jej dziedzictwo oraz organizującą konkurs literacki. Członek zarządu, były sekretarz noblistki Michał Rusinek zapowiada, że powstanie miejsce pamięci, w którym zebrane zostaną pamiątki oraz archiwalia poetki. Przyznawana będzie też nagroda za działalność literacką.
- W Polsce przykładem podobnej fundacji jest ta założona przez córkę Juliana Tuwima, która odsetki z praw autorskich przekazuje na rzecz promowania literatury. Jeśli chodzi o Wisławę Szymborską, to nie zostawiła ona zbyt dużego majątku, więc jej fundacja będzie musiała najpierw pomnożyć fundusze, żeby później móc rozdawać, więc przed nimi ciężkie zadanie - ocenia w rozmowie z naTemat Robert Kawałko, prezes Polskiego Stowarzyszenie Fundraisingu.
Na świecie przykładów takiego gospodarowania majątkiem jest wiele. Najpopularniejsza i najbardziej prestiżowa jest nagroda ufundowana przez szwedzkiego przedsiębiorcę i multimilionera znana jako Nagroda Nobla. Po zbiciu fortuny na produkcji i sprzedaży dynamitu postanowił, że po jego śmierci powstanie nagroda promująca najwybitniejszych naukowców w dziedzinie fizyki, medycyny czy literatury. Około 10 milinów koron (4,5 mln złotych) to ułamek zysków jakie przynosi majątek Alfreda Nobla. Takie założenie przyświeca też fundacji Wisławy Szymborskiej - to duża nowość w naszym kraju. Chociaż Nobel to zdecydowania najpopularniejsza nagroda, za najwyższą uchodzi ustanowiona w 1972 roku przez Johna Templetona nagroda za pokonywanie barier między nauką a religią.
- W Polsce nie ma dziś fundacji w klasycznym tego słowa znaczeniu. Te, które u nas działają albo zbierają pieniądze albo mają je z darowizn firm. To zaprzeczenie idei fundacji, bo to co robią to działalność gospodarcza albo prostsza forma stowarzyszania się. Proszę spojrzeć na przykład na Kresge Foundation z Detroid. Ona ma tzw. kapitał żelazny w wysokości 3 mld dolarów i zyski z tego przeznacza na działalność - mówi Robert Kawałko. - Harvard ma 30 mld dolarów kapitału. Uniwersytet ma specjalną spółkę zarządzającą inwestycjami. Po kryzysie z 2009 roku stracili 11 mld, ale teraz są już blisko tych 30 mld dolarów sprzed kryzysu. W Polsce jest tylko kilkanaście fundacji, które mają żelazny kapitał, jak na przykład Polska Akcja Humanitarna, ale to zaledwie kilka milinów złotych.
W Ameryce stowarzyszenie najlepszych uniwersytetów pełne jest uczelni, noszących imię fundatorów. Po wspomnianym Harvardzie, drugi najbogatszy uniwersytet w USA to słynne Yale, którego patronem jest Elihu Yale. Został nim po przekazaniu hojnej darowizny na rzecz instytucji. Najmniejszy majątek ma Uniwersytet Browna, nazwany na cześć Nicholasa Browna, który przekazał sporą jak na XVIII wiek kwotę 5 tys. dolarów. Dziś studiuje tam ponad 8,5 tys. osób.
Jednak amerykańscy magnaci nie przekazują swoich środków jedynie na uczelnie. To dzięki majątkowi stalowego magnata Andrew Carnegie powstała najsłynniejsza sala koncertowa świata. Na deskach Carnegie Hall występowały największe gwiazdy muzyki jak Ignacy Jan Paderewski, Louis Armstrong, Bob Dylan czy Buena Vista Social Club. W Polsce rzadko zdarzają się donacje milionerów zauważalną skalę. Z reguły ich pieniądze trafiają na działalność fundacji, a nie na budowę nowych obiektów. Wydawane na bieżącą działalność pieniądze nie spracują na rynku co umożliwiłoby zebranie większego kapitału.
- W USA w XVII wieku wpłacono pieniądze na Harvard, Polska od tamtego czasu miała rozbiory, wojny i komunizm. Poza tym biznesmeni nie palą się do przekazywania majątków na cele dobroczynne po swojej śmierci. Przecież podstawą jest mieć kapitał, żeby go pomnażać i się nim dzielić. U nas standardem jest, że nowy prezes fundacji dziedziczy "zero" na koncie i "zero" zostawia. Mamy taką kulturę biedy. Tak samo jest w instytucjach kultury jak muzea czy teatry - na koniec roku musi być czyste konto, bo jeśli coś zostanie to ministerstwo kultury te pieniądze obetnie na następny rok - z przykrością stwierdza Robert Kawałko. - Opowiadam często historię Benjamina Franklina, który zostawił dwóm miastom po 2 tysiące dolarów Bostonowi i Filadelfii, ale zastrzegł, żeby nie wydawać tego przez 200 lat a jedynie pomnażać. W 1990 roku Boston miał na koncie 2 miliony dolarów a Filadelfia aż 5 milionów. Ale w Polsce takich zapisów niestety się nie robi.