
Produkuje się tu za drogo i za mało, by można na tym dobrze zarobić. A ludzie są przyzwyczajeni, że do niskiej pensji da się nieźle dorobić. Oczywiście na sprzęcie telewizji i w studiu telewizji.
Jak mówi cytowany przez "GW" Tomasz C., pracownik z kilkunastoletnim stażem, marnotrawstwo jest ogromne. "TVP ma wszystko, nawet myjnię samochodową, stację benzynową, drukarnię, blok mieszkalny. Nawet stację diagnostyczną samochodów któryś z prezesów kupił. Mieliśmy na tym zarabiać. Ale nigdy nie została rozpakowana, bo już po jej kupieniu ktoś się zorientował, że telewizji takiej działalności prowadzić nie wolno. A to kosztowało majątek. Dziś leży w magazynach" – opisuje.
Agnieszka Kublik w swoim tekście w "Magazynie Świątecznym" pisze też o "układzie producenckim". Chodzi o to, że teoretycznie produkcję programów obsługują firmy zewnętrzne. W praktyce pracują dla nich ludzie zatrudnieni w TVP, w dodatku na sprzęcie telewizji.
Od lat wszyscy dorabiają. Np. operatorzy w ośrodkach i nieliczni już dźwiękowcy zarabiają u nas marnie, ok. 1,6-2,4 tys. zł brutto. Po pracy robią to, co potrafią najlepiej: produkują dla prywatnych firm programy, obsługują chrzciny i wesela. Czyli zadowolony jest tzw. układ producencki.
Rozmówcy Kublik ujawniają także, jak wyciekają pieniądze przeznaczone dla pracowników. Nie oszczędza się także na innych rzeczach, począwszy od strojów dla gwiazd programów (kupuje się najdroższe), a skończywszy na hotelach i restauracjach podczas zagranicznych delegacji. Mariusz Łukomski, prezes Monolith Films twierdzi, że kilka lat temu pojawił się pomysł, by to uporządkować, ale do niczego takiego nie doszło, a autora pomysłu zwolniono.