Anna Przybylska przyznała, że chciała usunąć ciążę, kiedy dowiedziała się, że dziecko może urodzić się chore. Choć polskie prawo pozostawia rodzicom taki wybór, kiedy już go dokonają, przestaje ich wspierać, nie zapewniając opieki ani tym, którzy zdecydują się na aborcję, ani tych, którzy chcą stawić czoła wychowaniu chorego dziecka.
Ustawa antyaborcyjna pozwala na przerywanie ciąży w ściśle określonych przypadkach: kiedy zagraża ona życiu kobiety, kiedy ciąża jest wynikiem przestępstwa, gdy badania wykazują, że dziecko po urodzeniu będzie nieuleczalnie chore.
Z tej ostatniej możliwości chciała skorzystać aktorka Anna Przybylska. Na łamach "Wprost" wyznała, że zastanawiała się nad przeprowadzeniem aborcji, kiedy badania wykazały, że płód może być uszkodzony.
Przybylska ostatecznie nie usunęła ciąży, bo kolejne badania okazały się dla niej i dziecka pomyślne. Córka urodziła się zdrowa.
Lekarze radzą aborcję
Liczba matek, które decydują się na aborcję ze względu na stan zdrowia płodu, rośnie z roku na rok – według oficjalnych danych w 2002 roku wykonano 82 takie operacje. W 2009 było ich 510, a rok później – 614. Według relacji osób, które dokonały takiego zabiegu, do przerwania ciąży często namawiają lekarze.
Tak było w przypadku Katarzyny, która w 12 tygodniu ciąży dowiedziała się, że jej dziecko będzie miało po urodzeniu zespół Downa. "Zaczął mi mówić jaki to jest koszmar wychowywać dziecko z ZD, że jestem młoda i nie powinnam sobie życia marnować, że powinnam zdecydować się na amniopunkcję i przerwać ciążę. Wręcz zmieszał mnie z błotem jak mu powiedziałam, że jeszcze nie wiem co zrobię" – opisała swoją wizytę u znanego, warszawskiego profesora.
Katarzyna przyznaje, że początkowo miała nawet myśli samobójcze. Jednak nie zdecydowała się na inwazyjne badania prenatalne i, mimo że lekarze dawali jej dziecku 30 proc. szans na przeżycie, postanowiła dokończyć ciążę.
"Przez te kilka dni diametralnie zmienił się mój sposób postrzegania świata. Chyba pokochałam to maleństwo już na tym pierwszym usg. Stwierdziłam, że co ma być, to będzie" – relacjonowała.
Katarzynę spotkało to, co bardzo wiele kobiet w jej sytuacji. Zanim jeszcze dziecko się urodziło, odszedł od niej jego ojciec. Mimo to, ciąży nie przerwała. Dziś jest żoną innego mężczyzny, matką trójki dzieci (dwójka pozostałych urodziła się zdrowych). Syna z zespołem Downa wychowuje jednak w Irlandii, gdzie mieszkał jej mąż. Tam państwo stwarza do tego warunki.
Perinatalna opieka paliatywna
To kompleksowa pomoc: medyczna, psychologiczna i duchowa dla rodziców nieuleczalnie chorego płodu, którzy zdecydowali się na urodzenie dziecka, a nie przerwanie ciąży.
Za małe wsparcie
Choć w Polsce z roku na rok rośnie liczba aborcji zagrożonych płodów, wciąż niewiele jest ośrodków pomagających rodzicom, którzy jednak nie decydują się przerwanie takiej ciąży. Jednym z nich jest Warszawskie Hospicjum dla Dzieci.
Z jego pomocy skorzystali między innymi państwo Sułkowscy, których córka miała zespół Ebsteina (poważna wada serca) i zespół Downa. Mimo że od 22. tygodnia ciąży było wiadomo, że dziewczynka, jeśli przeżyje do porodu, umrze niedługo po nim, rodzice zdecydowali, by kontynuować ciążę. Rodzice przez cały czas ciąży byli pod opieką hospicyjnego lekarza i psychologa. Jak twierdzą, to pomogło im przygotować się psychicznie na wszystko, co mogło nastąpić. Dzięki pomocy uzyskanej w fundacji, dowiedzieli się, że mogą prosić lekarzy o zaniechanie uporczywej terapii, niepotrzebnego cesarskiego cięcia, a także o to, by matka po porodzie została przeniesiona nie na oddział położniczy, gdzie inne kobiety odpoczywają ze swoimi noworodkami, ale na ginekologiczny.
"Mieliśmy możliwość pożegnania dziecka na osobności. Teresa przyjęła Sakrament Chrztu, którego udzielił jej szpitalny kapelan" – podkreśla w swojej relacji dla informatora "Hospicjum" Agnieszka Sułkowska.
Podobna była też historia innych podopiecznych hospicjum, państwa Słabiak. Ich córka miała zespół HLHS (serce jednokomorowe). Początkowo rodzice chcieli przychylić się do sugestii lekarzy, później jednak zmienili zdanie. Choć dziecko było z nimi jedynie przez 38 dni po porodzie, nie żałują.
"Nie sądziliśmy, że Madzia będzie z nami tak długo, a tym bardziej, że wróci z nami do domu. Nie śmiałam marzyć, że będę mogła ją karmić piersią, że wyjdziemy na krótki spacer" – napisali w relacji, która obecnie służy za jeden z materiałów poglądowych dla Polskiego Towarzystwa Bioetycznego. To ono rozpatruje prośby rodziców dzieci z poważnymi wadami genetycznymi o to, by zaprzestać uporczywego leczenia takich noworodków.
Pożegnanie lekiem na złość
"Byłam zła, że sytuacja zmusza nas do tak drastycznych kroków. Jednocześnie nie wyobrażałam sobie, że mam porzucić swoje dziecko, bez możliwości zapalenia światełka na jej grobie" – napisała w tym samym materiale Monika Słabiak.
To właśnie ten argument jest jednym z najważniejszych dla osób, które decydują się, by ciąży nie przerywać. Jeśli bowiem matka dokona aborcji płodu, nie ma prawa do jego pochówku.
"Opieka paliatywna perinatalna pozwala rodzicom na zaakceptowanie nieuleczalnej choroby ich nienarodzonego dziecka, pożegnanie się z nim albo jeszcze w okresie prenatalnym, albo już po porodzie. Dla osób wierzących ważny jest chrzest" – tłumaczyła na łamach czasopisma "Imago" dr. hab. n. med. Joanna Dangel, kardiolog i pediatra współpracująca z Warszawskim Hospicjum dla Dzieci. – Proponując perinatalną opiekę paliatywną, dajemy rodzicom możliwość świadomego wyboru i świadomej decyzji. Jej skutki mogą zaważyć na ich całym dalszym życiu. Nie podejmujemy decyzji za rodziców – przedstawiamy im możliwe sposoby postępowania, wybór należy do nich" – dodała.
O tym, że państwo powinno pomagać osobom, które dokonały takiego wyboru jest przekonany prof. Paweł Łuków, etyk z Uniwersytetu Warszawskiego.
– Prawo powinno zapewniać pomoc osobom, które zostały potraktowane przez los gorzej niż inni. Osoby, które podjęły trud wychowywania takich dzieci powinny mieć wsparcie. Prawo powinno stwarzać im warunki tak, by w spokoju ponosili konsekwencje swoich decyzji, ale nie karać ich za to, że zostali doświadczeni przez los – mówi.
Gdy miałam 23 lata i byłam w ciąży z najstarszą córką Oliwką, badania prenatalne nie były jednoznaczne. Wskaźnik prawdopodobieństwa wady płodu był trzykrotnie wyższy niż wskazuje norma. Należało wykonać bardziej szczegółowe badania. Ja tymczasem cztery tygodnie biłam się z myślami, co zrobić, jeśli jednak okaże się, że dziecko będzie upośledzone. Skłaniałam się w stronę aborcji
skorzystała z opieki paliatywnej dla swojego dziecka
Byłam zła, że sytuacja zmusza nas do tak drastycznych kroków. Jednocześnie nie wyobrażałam sobie, że mam porzucić swoje dziecko, bez możliwości zapalenia światełka na jej grobie