Goście weselni Aleksandry Kwaśniewskiej, zamiast przynosić jej kwiaty, mieli przekazać pieniądze na rzecz schroniska. Nikt nie spełnił prośby. Niewielkie, przyczepione na latarni, ogłoszenie ubogiej pary, która prosiła o pieluchy i mleko dla dziecka wywołało odzew około 600 osób. Dlaczego łatwiej było sięgnąć do portfela zwykłym ludziom, niż celebrytom?
Na ślub Aleksandry Kwaśniewskiej i Kuby Badacha przyjechało około 200 osób. Młoda para prosiła o to, by goście zamiast przywozić kwiaty, przekazali pieniądze na rzecz schroniska w podwarszawskim Celestynowie. Kilka dni po ślubie zapytany o wpłaty dyrektor przyznał, że żadne pieniądze na konto placówki nie wpłynęły.
O zupełnie odwrotnej sytuacji rozmawiali dziś goście radia TOK FM. Po tym, jak reporterka stacji znalazła napisane odręcznie ogłoszenie: "Uboga rodzina przyjmie dla dziecka ubranka, buciki, zabawki, mleko Gerber 3 […]" i zrealizowała o rodzinie, która je wywiesiła reportaż, do pomocy zgłosiło się 600 osób. Nie tylko pomogli rodzinie spłacić kredyty, ale też przekazali dziesiątki darów rzeczowych.
Obie okazje były świetne, by zrobić coś dobrego. Dlaczego więc udało się tylko w drugim przypadku?
Znana marka i konkrety
– Złośliwie można by powiedzieć, że takich gości prezydentówna zaprosiła – komentuje socjolog Joanna Śmigielska. – Mam jednak wrażenie, że chodziło o coś innego. Albo prośba pary młodej nie była wyrażona dość precyzyjnie, albo była chybiona, bo wymagała od weselników późniejszego zaangażowania. Myślę, że gdyby musieli przynieść pieniądze w kopertach, zrobiliby to chętniej – wyjaśnia i przekonuje, że takiego błędu intuicyjnie nie popełnili autorzy ogłoszenia, które nagłośniło TOK FM.
– Ludzie są bardzo ofiarni, ale potrzebują konkretów, które w ogłoszeniu były przedstawione – tłumaczy.
Jej słowa potwierdzają społecznicy, którzy pomocą innym zajmują się na co dzień. Dowodem jest choćby akcja "Szlachetna Paczka", która z roku na rok cieszy się coraz większą popularnością. Tylko w ubiegłym roku udało się przesłać paczki do 12 tys. rodzin.
– Darczyńcy wybierają konkretną rodzinę i na podstawie listy przygotowanej przez wolontariuszy, kompletują paczkę, którą rodzina otrzyma przed świętami – wyjaśnia zasady Edyta Drozdowska ze stowarzyszenia "Wiosna".
Agnieszka Białek z federacji Banków Żywności zwraca uwagę, że Polacy zdecydowanie chętniej pomagają, jeśli do dobroczynności zachęca pewna i znana marka.
– Przy naszej akcji "Podziel się posiłkiem" pracowało 40 tys. wolontariuszy. Żywność przez nich zebraną przekazaliśmy do 1,5 mln najuboższych – mówi. Tezę potwierdzają też wyniki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która co roku pobija poprzednie wyniki. Podczas finału 2012 zebrała ponad 50 mln zł.
Problemy nie zniechęcają
Jak wskazują badania CBOS, większość Polaków chce i pomaga innym. Ponad połowa w 2011 przekazała pieniądze na szczytny cel, a 45 proc. udzieliło komuś pomocy rzeczowej.
Do pomagania innym nie zrażają nas nawet skandale, które wybuchają wokół dobroczynności. Kilka lat temu ogromną popularnością cieszyły się kontenery z logo PCK, do których można było wrzucać niepotrzebną odzież. Wiele osób było przekonanych, że ubrania trafiają wprost do potrzebujących. Okazało się jednak, że firma, która opróżnia kontenery, większą część odzieży sprzedaje do second-handów lub przetwarza. PCK udostępniało na kontenery swoją nazwę tylko w zamian za 10 proc. zysków i niewielką ilość odzieży z nich wyjmowanej. W 2008 umowa między PCK, a firmą obsługującą kontenery wygasła, ale pojemniki zostały. O tym, że kontenery nie miały nic wspólnego z dobroczynnością jednak na nich nie poinformowano, a osoby, które jeszcze długo potem wrzucały do nich niepotrzebne rzeczy czuły się oszukane.
Nieprzyjemności spotkały też Waldemara Gronowskiego. Piekarz z Legnicy rozdawał biednym pieczywo, którego nie udało mu się sprzedać w ciągu dnia. Został za to odznaczony tytułem "Sponsora Roku", a także… skazany. Sąd okręgowy w Legnicy uznał, że piekarz pod pozorem działalności charytatywnej ukrywał prawdziwą sprzedaż i unikał w ten sposób płacenia podatku od części dochodu. Piekarz zbankrutował.
Wchodzi w nawyk
Dlaczego takie przypadki nie odstraszają? Zdaniem socjolog Joanny Śmigielskiej, pomaganie po prostu sprawia, że czujemy się lepiej. – Wzrasta nam samoocena – przekonuje.
Dodaje jednak, że pomaganie innym ma też czysto praktyczny wymiar. – Często przechowujemy w domach wiele przedmiotów, których bardzo chcemy się pozbyć, ale żal nam ich wyrzucić. W internecie coraz więcej jest stron, na których ludzie deklarują, że chcą oddać coś za darmo – mówi.
Edyta Drozdowska uważa z kolei, że Polacy mają po prostu potrzebę pomagania, ale czasem jest ona nieuświadomiona. Duże społeczne akcje pomagają w wyciągnięciu ręki po raz pierwszy. – Potem to już wchodzi w nawyk. Spotkałam ostatnio jedną z moich profesorek, która powiedziała, że przy okazji "Szlachetnej Paczki" spotyka się ze swoimi dawno niewidzianymi znajomymi tylko po to, by wspólnie zebrać dary dla którejś z rodzin – mówi.