Minister Spraw Zagranicznych i adwokat. Człowiek Platformy Obywatelskiej i były prezes Ligi Polskich Rodzin. Światowiec z Oxfordu i lokalny patriota. Co ich łączy? Przyjaźń, zwykła znajomość, a może tylko sprawy zawodowe? Przedstawiamy historię dziwnej znajomości Radosława Sikorskiego i Romana Giertycha.
Kilka dni temu Radosław Sikorski wrzucił na Twittera tekst "Romek pisze pozwy", zapowiadając proces sądowy z Rzeczpospolitą i Gazetą Polską Codziennie o nieprawdziwą jego zdaniem informację. "Romek" to były wicepremier, ostatnio adwokat i przyjaciel Sikorskiego Roman Giertych. Zażyłość obu panów była dotąd tajemnicą poliszynela, teraz szef MSZ ujawnił ją z całym swoim Twitterowym rozmachem.
I wzbudził powszechną wesołość. Straszenie "Romkiem", przywoływanie "Romka" stało się internetowym wezwaniem.
Tomasz Skory z RMF: Oglądając ten cholerny mecz pomyślcie przez chwilę o Romku. Wy sobie oglądacie, a biedny Romek pisze pozwy...
Marcin Leśkiewicz z TVN24: czy to prawda ze zamiast Lewandowskiego gra dzis Romek?;)
Bloger Rybitzky: Romek pisze dla mnie 500 pozwów. Sporo ludzi mnie obrażało w komentarzach przez ostatnie 5 lat.
Konrad Piasecki z RMF zauważył: "Romek" staje się strasznie popularnym adwokatem polityków. To już jego kolejny polityczny pozew. Powody zawodowego sukcesu Romana Giertycha są oczywiście ciekawe, ale bardziej interesujące wydaje się, jak dwaj tak różni od siebie ludzie stali się przyjaciółmi.
Sikorski - szef MSZ, człowiek, który z PiSu trafił do Platformy. Laureat nagrody World Press Photo. I znajomy wielu wpływowych osób, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Z drugiej strony, Roman Giertych - narodowiec, były szef LPR, znienawidzony swojego czasu przez młodzież minister edukacji. Co mogło połączyć dwie tak różne osoby?
Założyli wspólny front
Oficjalnie żaden z nich nie chce wypowiadać się na temat relacji prywatnych. Roman Giertych na dociekliwe pytania dziennikarzy odpowiada krótko: "Nie będę mówić o naszych relacjach prywatnych". O kontaktach zawodowych z Sikorskim były minister edukacji tym bardziej nie opowiada, bo "obowiązuje go tajemnica".
Szef MSZ jest mniej skryty i kiedyś otwarcie przedstawia swój stosunek do Giertycha. - To czarujący człowiek. Dowcipny, oczytany, towarzyski. Nie zauważyłem u niego śladu patriarchalnego podejścia do pięknej i inteligentnej żony - mówił Sikorski w wywiadzie-rzece "Stefa zdekomunizowana". - Miałby w USA szansę zostać jednym z przywódców tak zwanej moralnej większości - oceniał wówczas minister.
Oficjalnie połączyła ich walką z nienawiścią. W zeszłym roku szef MSZ postanowił wytoczyć działa przeciwko internetowemu chamstwu. Zdenerwowały go wpisy na forach internetowych "Pulsu Biznesu" i "Faktu". Internauci w komentarzach obrażali samego ministra i jego żonę. Pomoc prawną w postaci przyszykowania pozwów zaoferował wówczas właśnie Roman Giertych.
Prywatnie łączą ich dzieci
Dociekliwi dziennikarze dość szybko jednak się zorientowali, że poza pracą Sikorskiego i Giertycha łączy coś jeszcze. Okazało się, że dzieci obu polityków chodzą do szkoły Sternika w podwarszawskiej Falenicy. Prywatna placówka to elitarne miejsce kształcenia. By posłać tam dzieci do szkoły, trzeba wyłożyć kilkadziesiąt tysięcy złotych na udziały. Podstawówka ta oferuje jedną rzecz, której nie ma nigdzie indziej: opiekę księży z Opus Dei. Zakładali ją sami rodzice, którzy chcieli, by szkoła była przedłużeniem wartości wyznawanych w domu. Wiele osób jednoznacznie kojarzy to miejsce z religią lub Kościołem, ale swoje pociechy umieszczają tam nawet ludzie z klerem niezwiązani. Jak chociażby Henryka Bochniarz.
W związku z faktem, że dzieci Sikorskiego i Giertycha chodzą do tej samej szkoły, politycy musieli się widywać dość często. Bynajmniej nie ze względu na ich pociechy, bo minister spraw zagranicznych ma synów, a były wicepremier córki. Do kontaktu dochodziło na spotkaniach stowarzyszenia zarządzającego szkołą. Niektóre media w Polsce sugerowały nawet, że celowo się tam spotykali. Obaj jednak zaprzeczyli tym doniesieniom.
Dożynali watahę
Dementowanie pogłosek o meetingach w szkole na nic się nie zdało. Rychło wyszło na jaw, że Radosław Sikorski i Roman Giertych pozostają w stałym kontakcie telefonicznym. Napisała o tym "Rzeczpospolita" w 2008 roku. Według gazety, były minister edukacji miał wtedy napisać do swojego kolegi, że "dorżnięto watahę w TVP".
Chodziło o to, że wszechpolak Piotr Farfał został wówczas prezesem Telewizji Publicznej. Dzięki pomocy Farfała i Giertycha, w Bydgoszczy - rodzinnym mieście Sikorskiego - udało się uczynić tam dyrektorami TVP ludzi popieranych przez posłów PO. Wówczas też politycy zaprzeczali, jakoby mieli się przyjaźnić.
Radek wierzy Romkowi w sprawach Kościoła
Czerwiec 2011, w mediach znowu pojawiają się ślady bliskiej znajomości Giertycha i Sikorskiego. W Parlamencie Europejskim, w jednej z bocznych sal, przemawia ojciec Rydzyk. Na konferencji PiS. Redemptorysta mówi o totalitaryzmie i wykluczaniu Polski. Środowisko międzynarodowe jest oburzone, a szef MSZ musi coś z tym fantem zrobić. Idzie po radę do Giertycha, który ma kancelarię prawną, a jego żona jest specjalistą od prawa kanonicznego.
Kilka dni później, w programie "Kropka nad i", minister spraw zagranicznych cytuje prawo kanoniczne i konkordat. Nikt nie ma wątpliwości, że pomagał mu Giertych. Ponownie jednak nie ma żadnych śladów, które wskazywałyby na prywatne kontakty szefa polskiej dyplomacji i adwokata.
Romek szykuje pozwy
Kilka dni temu Radosław Sikorski pisze na Twitterze: "Romek już szykuje pozwy". Chodzi o to, że "Rzeczpospolita" i "Gazeta Polska Codziennie" opisały domniemany konflikt szefa MSZ z Władysławem Bartoszewskim. Ministrowi się to nie podoba, w internecie, publicznie, padają słowa o "Romku".
- Nie wiem o co Panu chodzi - mówi mi przez telefon Roman Giertych. Nie zaprzeczył, że chodziło o niego. Stwierdził jedynie, że ani o prywatnych, ani o zawodowych relacjach z Radosławem Sikorskim rozmawiać nie będzie.
Razem rządzili Polską
W internecie i mediach wszyscy śmieją się z "Romka", śmieje się nawet sam Sikorski. Giertych publicznie nie reaguje, gdyż nie zwykł zajmować się takimi prowokacjami i błahostkami. I chociaż zawsze sami zainteresowani zawsze dementowali pogłoski o domniemanych przyjaźniach, to dziś znowu media huczą od plotek. A my przypominamy o prozaicznej rzeczy, która ginie gdzieś między wspólną szkołą i dożynaniem watahy: obaj politycy byli przez jakiś czas ministrami w rządzie PiS. I wtedy ich kontakty musiały być, siłą rzeczy, intensywne. Czyżby wtedy właśnie znaleźli między sobą nić porozumienia?
Tego nie wiemy, ale urocze zdrobnienie "Romek" daje do myślenia. I sugeruje, że poziom zażyłości między byłym wicepremierem i obecnym ministrem jest większy, niż spotkanie tatusiów w szkole czy prawnicze konsultacje.