Realna wartość świadczenia 500+ wraz z inflacją spada, mimo to rząd PiS nie chce przeprowadzić waloryzacji programu. Dlaczego? – Badania, które przeprowadziliśmy wokół świadczenia 500+, pokazują, że Polacy nie chcą zmian w tym świadczeniu – twierdzi minister rodziny Marlena Maląg.
Temat waloryzacji świadczenia 500+ przewija się w mediach od kilku dobrych miesięcy. Jeszcze pod koniec lutego informowaliśmy w naTemat.pl, iż według doniesień polityków PiS pierwsza waloryzacja miałaby się odbyć w 2023 roku, a więc przed wyborami parlamentarnymi.
W ostatnim czasie nie brakowało też spekulacji o podwyższeniu tego zasiłku do kwoty 700+. Wiemy już jednak, że pomysł ten na pewno nie będzie zrealizowany, a wszelkie nadzieje w tym tematcie rozwiał ogłoszony ostatnio przez rządzących Nowy Polski Ład. Przypomnijmy, że według założeń tego programu rodzice nadal będą otrzymywać 500 zł na każde dziecko, a oprócz tego rząd PiS na drugiego, trzeciego i kolejnego potomka planuje przekazać rodzicom 12 tys. zł do "elastycznego wykorzystania".
Nie da się jednak ukryć, że realna wartość świadczenia wraz z inflacją spada. Dlaczego więc rząd nie chce zwaloryzować świadczenia?
– Badania, które przeprowadziliśmy wokół świadczenia 500+, pokazują, że Polacy nie chcą zmian w tym świadczeniu. Przede wszystkim jest to świadczenie powszechne, a więc nie ma kryterium dochodowego, gdybyśmy to wprowadzili, to nie byłoby zadowolenia Polaków. 500+ gwarantuje podniesienie godności i poprawę sytuacji finansowej rodzin – oznajmiła w rozmowie z portalem money.pl minister rodziny Marlena Maląg.
Jej zdaniem 500+ to w dzisiejszych czasach tak naprawdę "swoista tarcza antykryzysowa". – Spotykałam się z samorządowcami, wieloma osobami, a opozycja krzyczała, że rodziny nie będą wiedziały, na co wydać te pieniądze. Dziś widzimy, że polska rodzina jest siłą i wie, jak wydatkować pieniądze, szczególnie w czasie, gdy walczymy z pandemią – podsumowała Maląg.