"Co jeszcze musisz kupić, by zdecydować się na dziecko?" – pytali kilka lat temu autorzy kontrowersyjnej kampanii społecznej. Dziś okazuje się, że to nie telewizor, ale właśnie potomstwo jest luksusem. Bo wychowanie kosztuje tyle, co luksusowe auto z najwyższej półki.
Z roku na rok spada liczba rodzących się w Polsce dzieci. Dziś w rankingu urodzeń jesteśmy na 13. miejscu. Od końca liczącej 222 kraje listy. Jedni winą za to obarczają nachalnie promowany konsumpcyjny styl życia, a tych, którzy nie mają dzieci, nazywają wprost egoistami i hedonistami, których postępowanie zrujnuje gospodarkę.
Ci, którzy na potomstwo jednak się decydują, często przestają się dziwić bezdzietnym. Bo wychowanie jednego dziecka kosztuje tyle co auto z najwyższej półki. Potomstwo stało się dobrem luksusowym, które swoich rodziców potrafi zepchnąć pod granicę ubóstwa.
Co jeszcze musisz kupić?
W 2006 roku w telewizji emitowano takie spoty: młoda kobieta podczas porodu poci się i krzyczy. Chwilę później personel obwieszcza udane powitanie nowego potomka i pokazuje kobiecie… odkurzacz. W kolejnym ujęciu widz oglądał zmęczonych, acz szczęśliwych rodziców opuszczających szpital ze sprzętem w objęciach. Inna para pokazana została z telewizorem, niczym z becikiem. Na końcu lektor odczytał hasło kampanii: "Coraz częściej dzieci przegrywają konkurencję z przedmiotami i karierą. Rodzi się nas mniej, niż umiera. A ty, co jeszcze musisz kupić, zanim zdecydujesz się na dziecko?".
Kampania wspierana była przez Instytut Matki i Dziecka. Szefowa PR instytutu tłumaczyła, że zdecydował się on na wsparcie reklam społecznych, bo coraz częściej młodzi ludzie wybierają konsumpcyjny styl życia, zamiast rodziny.
"Odkryliśmy, że to częsty dylemat: zarobić kolejne tysiące czy pozwolić sobie na dzieci?" – tłumaczył na łamach serwisu kampaniespołeczne.pl dyrektor kreatywny agencji JWT, która realizowała spoty. Dariusz Zatorski przyznał też, że przez podobne dylematy przechodził on sam.
Poziom życia, głupcze
"W nowym etapie rozwoju kładzie się głównie nacisk na: wartości ekonomiczne, podniesienie poziomu życia, indywidualizm, samorealizację, określanie się w kategoriach własnego ‘ja’, jakościowe relacje międzyludzkie, racjonalne podejmowanie decyzji i własne wybory życiowe" – tak obecną sytuację społeczną scharakteryzowała w jednej ze swoich prac prof. Krystyna Slany, socjolożka z AGH. Inni socjologowie zwracają uwagę, że w dorosłość weszła już "generacja ludzi podporządkowujących wszystkie plany życiowe pracy, samorozwojowi, wygodzie".
Zdaniem ekspertów, te zmiany spowodowały kryzys małżeństwa jako instytucji, a także miały wpływ na obniżenie się dzietności. Niebawem 20-25 proc. potencjalnych matek może w ogóle nie zdecydować się na dzieci.
Wielu komentatorów nazywa to wprost egoizmem i hedonizmem. Większość Polaków uważa natomiast bezdzietnych za osoby samotne, niepotrafiące żyć w związkach, bojące się miłości – wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu Łódzkiego. Z takimi opiniami spotkały się Maria Czubaszek, Grażyna Torbicka, prezenterka Agnieszka Szulim i Doda. W rozmowach z "Newsweekiem" przyznały, że wielokrotnie nazywano je "karierowiczkami" i "egoistkami".
"Widzę, jak tracą pracę"
Ale, jak wynika z badań, póki co tylko 2 proc. Polaków deklaruje, że nigdy nie chce mieć dziecka. Skąd więc taka ogromna różnica między sondażem, a faktycznymi urodzeniami?
Sprawę próbuje wyjaśnić w ostatnim numerze "Wysokich Obcasów" Izabela Wierzbicka, redaktorka pisma i matka 30-latków. Jej zdaniem w Polsce trudno nawet dwojgu pracujących ludzi utrzymać rodzinę z jednym dzieckiem, bo zupełnie nie działa u nas polityka społeczna. "Widzę [...] jak trudno kobiecie wrócić do pracy, gdy miejsc w żłobkach i przedszkolach brakuje, a o niani czy prywatnym przedszkolu nawet nie mają co marzyć, bo to usługa droższa niż ich pensja" – napisała bazując na obserwacjach swoich dzieci.
"Widzę, jak w dobie kryzysu tracą pracę, albo nie są w stanie jej znaleźć, jak zasuwają na umowach śmieciowych, bojąc się, że w razie choroby nie mają ubezpieczenia, jak żyją po kilkoro w wynajętych mieszkaniach, jak wyjeżdżają w poszukiwaniu pracy, czy nagminnie pracują poniżej swoich kwalifikacji coraz bardziej sfrustrowani. I wiem, żę to wszystko nie tylko skłania do opóźnienia decyzji związanych z zakładaniem rodziny w sensie formalnym lub nie, ale też wyniszcza związki" – dodała.
Chcemy mieć dzieci. Widać to na Wyspach
Z Wierzbicką zgadza się Joanna Krupska prezes Związku Dużych Rodzin i matka siedmiorga dzieci. Jej zdaniem stosunek Polaków do posiadania dzieci widać najlepiej w Wielkiej Brytanii. – Tam Polka rodzi około trójki dzieci, co daje nam najlepszy wskaźnik wśród wszystkich mniejszości na Wyspach. Prześcigamy nawet Pakistańczyków, czy Hindusów – mówi.
– Polacy generalnie chcą mieć więcej dzieci niż mają. Ale brakuje im poczucia bezpieczeństwa, boją się o pracę, zarobki, dla ich dzieci nie ma miejsc w przedszkolach – wylicza Bartosz Marczuk, ekspert Instytutu Sobieskiego i wicenaczelny "Rzeczpospolitej".
"Polityka antyrodzinna"
dr Stanisław Kluza, SGH
1. Rodziny ponosząc wyższe wydatki związane z kosztami utrzymania dzieci, płacą również wyższe podatki pośrednie.
2. Osoby wychowujące dzieci ponoszą
wyższe koszty alternatywne w okresie
aktywności zawodowej (niższe zarobki, wolniejsza kariera zawodowa, mniej wolnego czasu na rekreację).
3. ... a także w okresie późniejszym, kiedy
ich dzieci dorosną i będą w większym stopniu płacić emerytury tym, co wybrali jedynie ścieżkę rozwoju zawodowego. CZYTAJ WIĘCEJ
Do tego, zdaniem Joanny Krupskiej, posiadanie dziecka w Polsce jest po prostu niesamowicie drogie. Potwierdzają to badania Centrum im. Adama Smitha, zgodnie z którymi wychowanie potomka do 20. roku życia już w 2008 roku kosztowało ponad 160 tys. zł. Kolejnych 50 tys. trzeba było wydać, żeby utrzymać dziecko także na studiach. Teraz koszty jeszcze wzrosły.
– Rodziny wielodzietne to najuboższa grupa w Polsce. Z naszych analiz wynika, że co piąta żyje pod granicą skrajnego ubóstwa – alarmuje Joanna Krupska i dodaje, że w ostatnich latach była to jedyna grupa społeczna, w której ten wskaźnik wzrósł.
Dane potwierdza dr Stanisław Kluza ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. W prezentacji opracowanej na zlecenie Obserwatorium Rodzinnego, napisał wprost, że dzisiejszy polski system podatkowy "traktuje dzieci jak luksusową konsumpcję, na którą stać niewielu".
Jako matkę 30-latków trafia mnie szlag, gdy słyszę, że to pokolenie hedonistów i egoistów [...]. Widzę ludzi wykształconych, ambitnych, pracujących często po kilkanaście godzin dziennie, by móc realizować swoje plany, także związane z rodziną. I widzę też, jak trudno jest im dzisiaj godzić rodzicielstwo z pracą, w której często są do wieczora.