Standardowo człowiek w takich warunkach może wytrzymać dobę. Po tym czasie o jego losie decyduje sprawność ratowników, a także wrodzona wytrzymałość. O tym jak ratuje się zaginionych na morzu, sprzyjających Lisewskiemu warunkach pogodowych i szansach na odnalezienie polskiego podróżnika rozmawiamy ze starszym inspektorem operacyjnym Wiesławem Jasińskim z morskich służb ratunkowych.
- Przede wszystkim pomagają mu dwie rzeczy. Ma nadajnik GPS, który wciąż nadaje, a więc służby Arabii Saudyjskiej znały jego ostatnie położenie - wyjaśnia nam Wiesław Jasiński z gdyńskiego Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego. - Zazwyczaj w takich przypadkach używa się łodzi i helikopterów. Z tego co nam wiadomo, to o godzinie 8 helikopter jeszcze nie wystartował, warunki są trudne. Wiatr około 20-25 węzłów, czyli średnio silny - podkreśla starszy inspektor operacyjny.
Jego sytuacja nie jest tragiczna
Jan Lisewski, kitesurfer, próbował przepłynąć Morze Czerwone. Zaginął w trakcie przeprawy, w około połowie drogi. Surfer nadał sygnał SOS, ale trudne warunki pogodowe uniemożliwiły solidne poszukiwania. Po zapadnięciu zmroku przerwano akcję ratunkową. Dziś rano służby Arabii Saudyjskiej wznowiły działania.
Zdaniem ratownika, sytuacja rozbitka nie jest najgorsza, szczególnie jeśli szybko wystartuje śmigłowiec.
- Ma przy sobie radio UKF, więc być może uda się z nim nawiązać kontakt, jeśli helikopter będzie odpowiednio blisko - optymistycznie stwierdza Jasiński. - Z tego, co wiem, także okoliczne statki są zawiadomione, więc może ktoś przypadkiem przepływający się nim zajmie, chociaż na tamtych wodach pływa niewiele jednostek - dodaje inspektor.
Szczęście w nieszczęściu?
W opinii eksperta, szanse na ratunek są zawsze. Tym bardziej teraz, kiedy warunki sprzyjają zaginionemu. Rejon, w którym pływał, jest osłonięty brzegiem i fala nie może się tam rozpędzić i go znosić. Surfer, w momencie nadaniu sygnału, był w ok. 40 proc. drogi, którą zamierzał przebyć.
- Woda jest ciepła, ok. 22 stopnie Celsjusza. Hipotermia na razie mu nie grozi. Na pewno będzie trochę pływał. Jego szanse na przeżycie zależą też od tego, jaką ma piankę - tłumaczy Jasiński. - Człowiek w takich warunkach może wytrzymać ok. 24h, czyli zostało mu kilka godzin. Potem wszystko zależy od jego wytrzymałości i służb ratunkowych.
Hipotermia
Pod tą nazwą kryje się wychłodzenie organizmu. Przebywanie w wodzie znacznie przyspiesza proces wychładzania. Póki ciało utrzymuje temperaturę do 34 stopni, stan jest w miarę stabilny i nie grozi poważnymi konsekwencjami. Kiedy temperatura ciała spada poniżej 34 stopni, zaczynają się: skurcze mięśni, odrętwienie i zaburzenia świadomości. Rozbitkom na morzu zdarza się ginąć już w tym stadium, ponieważ w wyniku odrętwienia mięśni topią się. W następnych etapach hipotermii traci się świadomość, a organizm ogranicza czynności życiowe do minimum. Śmierć w wyniku wychłodzenia następuje po zejściu temperatury poniżej 28 stopni. Dla każdej osoby granice te i objawy są indywidualne, w zależności od odporności organizmu.
Nasz rozmówca podkreśla, że zaginionych szuka się tak długo, jak to możliwe. Ewentualną decyzję o zaprzestaniu poszukiwań podejmuje ratownicze centrum koordynacyjne.
- Jak dojdą do wniosku, że nic więcej się nie da zrobić, to wtedy zapewne zaprzestaną. Ale szanse są - pozytywnie podsumowuje Wiesław Jasiński.