– Panie Michale, mamy nowego Jaguara do testów prasowych. Próbujemy? – usłyszałem w słuchawce pod koniec sierpnia, będąc jeszcze na urlopie. Na taką propozycję ciężko odpowiedzieć inaczej niż twierdząco.
A że rozmowa była szybka, zasięg i moment na telefon nie najlepszy, nawet nie zanotowałem w głowie, o jaki model chodzi. Po kilkunastu dniach, już w Polsce, kolejny telefon potwierdzający. Tym razem już zapamiętałem: Jaguar XE w bogatej i mocnej wersji R-Sport z 2-litrowym silnikiem i 240 końmi pod maską. Takie okazje nie zdarzają się często!
Znajoma z redakcji zapytała, czy o takim samochodzie można w ogóle napisać coś złego. No właśnie nie można. Pewnie, kilka rzeczy może się rzucić w oczy lub uszy (o nich dalej), ale obiektywnie to kwestie bez znaczenia dla ogólnej oceny samochodu. Przeczytałem, że XE “jeździ jak Jaguar, wygląda jak Jaguar, jest nim w każdym calu”. I tak dokładnie jest.
To samochód, obok którego NIE DA RADY przejść obojętnie, niezależnie od tego, czy jesteś kierowcą, czy jeździsz wyłącznie jako pasażer. Emocje? Pojawiają się przy pierwszym spojrzeniu, rosną gdy wsiadasz do środka, a potem... ruszasz.
Testowany model miał tylko jedną, wielką wadę, która paradoksalnie była jednocześnie... jego największą zaletą. Zgaduj, odpowiedź na końcu.

Jaguar XE to sportowa limuzyna. Jakkolwiek dziwnie brzmi to połączenie, bardzo dobrze oddaje charakter auta. Zwłaszcza doprawionego wersją R-Sport. Projektantom udało połączyć się te dwa style, które na poziomie sylwetki są ze sobą w idealnej harmonii. Auto jest duże, masywne, potężne, ale nie wulgarne, ani ociężałe. Przy tym wszystkim zachowuje dynamikę i ostrą linię.
Testowana wersja R-Sport sprawia, że w tym przypadku szala sportowo-eleganckiej wagi przechyla się lekko na tę pierwszą stronę, choć trzeba mieć chyba sporą wadę wzroku, by odmówić mu elegancji. Pakiet R-Sport dokłada do Jaguara jednak kilka akcentów, które w dużym stopniu “robią” ten samochód.

Minusy białej karoserii. Zwłaszcza w taką pogodę!
To między innymi czarny grill z intrygującym logo producenta po środku, który nie pozostawia złudzeń, że zbliża się coś wyjątkowego. Jaguar, który patrzy na nas z lekko “przymrużonych” reflektorów. Nie oszukujmy się, to robi swoje. Sam grill został także opakowany sportowym zderzakiem i kilkoma detalami. Mamy także delikatny spoiler.
Do pary dochodzą niżej dwa wloty powietrza utrzymane w tej samej stylistyce. Z boku czekają nas dwa następne, nieco mniejsze, ale z oznaczeniami R-Sport (nazywane poważniej Noble Chrome). Szczegóły, które mówią, że mamy do czynienia z autem “nie w kij dmuchał”. Podobną wstawkę znajdziemy na kierownicy.
Chciałbym przyczepić się do czegoś w wyglądzie tego XE, ale nie mogę. I szczerze mówiąc, nie uwierzę, jeśli ktoś stwierdzi, że ten model nie robi na nim wrażenia. Wątpliwości ostatecznie mogą pomóc rozwiać czarne, 19-calowe felgi firmy Venom, które są idealnym kontrastem dla białej karoserii. To jednak już wybór opcjonalny, który kosztuje dodatkowo 4760 zł. Model standardowo jeździ na 18-calowych felgach Star.
Siadasz za stosunkowo niewielką kierownicą i wszystko dookoła przypomina ci, że to auto z mocnej klasy premium. Jak już siądziesz, orientujesz się, że siedzisz bardzo nisko. Sportowe fotele otulają kierowcę, który musi przyzwyczaić się do trochę innej perspektywy niż zazwyczaj za kółkiem. I tak, jak na zewnątrz sportowo-elegancka waga przechylała się na stronę pierwszą, tak w środku wygrywa ta druga.
Szybko zaprzyjaźnisz się z szerokim panelem pomiędzy fotelami. To nie tylko schowki, ale także przyciski sterujące m.in. hamulcem ręcznym i trybami jazdy (dynamiczny, standardowy, eko, zima). Wyżej wysuwająca się dopiero po uruchomieniu auta skrzynia biegów, którą - podobnie jak w Land Roverze - obsługuje się pokrętłem.

Nietypowe rozwiązanie dające namiastkę luksusu. Wrażenie lekko popsuł materiał zastosowany tylko wokół niego. Nieco tania imitacja drewna, którą ostatnio widziałem w nowej Toyocie Avensis. To jednak jedyny element wnętrza, który jakością odstaje od reszty. Dbałość o szczegóły jest na wysokim poziomie, który możemy zobaczyć m.in. na kratkach od wywietrzników, gdzie umieszczono nazwę producenta.
Już pierwsze przejechane metry upewniają cię, że jedziesz sporym autem. Czujesz to, ale jednocześnie wiesz, że prowadzi się je naprawdę lekko. Przez pierwsza kilka razy, gdy wsiadałem do środka, miałem wrażenie, jakbym był w małym pojeździe pancernym. Nie chodzi jednak o to, jak się jedzie, ale co widać.

Wspomniana pozycja za kierownicą w połączeniu z mniejszą niż zazwyczaj przednią szybą, stosunkowo niewielkimi oknami kierowcy i pasażera, potęguje takie wrażenie. Do tego dochodzą spore na ich tle słupki. Trzeba się do trochę innej widoczności przyzwyczaić. Dwa razy (co prawda wieczorem, ale zawsze) zdarzyło mi się zauważyć z tego powodu pieszych w naprawdę ostatniej chwili.


W samym samochodzie najzwyczajniej w świecie fajnie się siedzi. Zanim pierwszy raz go odpaliłem, po prostu chwilę w nim sobie posiedziałem. I nie był to pierwszy i ostatni raz. To chyba wystarczający wyznacznik, że wewnątrz jest przyjemnie i wygodnie. A może kwestia oczekiwania na to, co stanie się za chwilę? Ciaśniej było na tylnej kanapie, wyższe osoby (180cm+) mogą zbyt szybko spotkać się z dachem, a samego miejsca i tak nie jest za wiele.
Jaguar XE R-Sport jeździ dokładnie tak, jak wygląda. A wygląda fantastycznie. To jeden z tych samochodów, o których myślisz na długo po tym, jak z nich wysiądziesz, i wracasz do niego myślami jeszcze zanim siądziesz znów za kółkiem. Rozczarowania? Nie stwierdzono.
2-litrowy silnik benzynowy, 240 koni mechanicznych (do wyboru są jeszcze wersje 163/180/200/340-konne, dwie pierwsze dostępne w dieslu) i 8-stopniowy automat pozwala na osiągnięcie 6,9 sekund do setki.
To wystarczająco szybko, choć nie szaleńczo. Wystarcza jednak do wbicia w fotel i zapewniania sportowych emocji nawet bardziej wymagającym kierowcom. Trzeba jednak wyczuć pedały gazu i hamulca, bo są wyjątkowo blisko siebie. Mi to nie przeszkadzało, ale wyobrażam sobie, że komuś może.
Pazur pokazuje się przy włączeniu biegu sportowego, który dodatkowo można wesprzeć trybem dynamicznym. Skrzynia od razu zaczyna wyciskać z każdego biegu więcej, podkręcając czasem obroty do 6-7 tysięcy.
Różnica między sportowym a zwykłym jest znacząco odczuwalna, ale przeciętny kierowca raczej nie zwróci uwagi na to, czy dodatkowo jest on wspierany trybem dynamicznym, czy standardowym. Poczuje to natomiast jeśli odpali tryb eko. Tutaj gaz reaguje już nieco później.

Fani dynamicznej jazdy będą potrafili docenić osiągi tego modelu. Wiem, że zabrzmi to nieco cukierkowo, ale prędkość można sterować dosłownie muśnięciem pedału gazu. Rozpędzony samochód z chęcią reaguje na prawą nogę kierowcy.
Tradycyjny gaz do dechy sprawia, że przy wyprzedzaniu właściwie przestaje mieć znaczenie to, kto jedzie przed nami. Podobnie jak nie ma znaczenia, w którym momencie go wciskasz. Czy jest to 20 czy 120 kilometrów na godzinę.
Trochę inaczej jest przyspieszając od 0 km/h. Jakkolwiek przy większych prędkościach auto od razu rwie do przodu, szybko redukując biegi, tak startując z miejsca, po wciśnięciu gazu samochód potrzebuje chwili na zastanowienie się “a, to już, no to jedziemy”. I wtedy faktycznie jedzie zgodnie z oczekiwaniami.

W uszy rzucił się także... system start-stop. Porównując do tych, z którymi miałem już do czynienia, tutaj miałem wrażenie, że odgłos, który mu towarzyszy jest nie tylko stosunkowo głośny, ale i delikatnie szarpie przy ponownym odpaleniu silnika.
Spalanie tego 2-litrowego silnika po przejechanych 500 kilometrach (350 trasa/150 miasto) ostatecznie oscylowało w granicach 10l/100 km. Przyzwoicie, jak na dość dynamiczny styl jazdy.
Choć bezpośredniej konkurencji (BMW 3, Audi A4, Mercedes C) nie przebija cenowo, to cena nie sprawia, że Jaguara XE trzeba odstawić na półkę nigdy nie spełnionych marzeń. Ceny wersji podstawowej Pure zaczynają się od 159 500 zł. Testowany model R-Sport to wydatek od 189 000 zł w górę (zależnie od opcji).
Wracając do pytania z początku tekstu. Co jest wadą, a jednocześnie zaletą Jaguara XE R-Sport? Jego wyjątkowość i wrażenie, jakie robi na polskich ulicach. Tego nie zaoferują modele konkurentów, które choć ładne, nie mają otoczki Jaguara.
Niestety wrażenie jest tak duże, że dla niektórych aż nie do zniesienia. W trakcie testu ktoś na parkingu celowo porysował kluczem cały bok samochodu. Ale spokojnie, nadal był zjawiskowy. Ja już zaczynam oszczędzać.
Michał Mańkowski
Michał Mańkowski