Czy może być coś lepszego niż Porsche 911 Carrera? Niewiele rzeczy, ale jedną z nich na pewno jest krwisto czerwone Porsche 911 Carrera w wersji S. Mieliśmy okazję spełnić marzenie (śmiało można powiedzieć) każdego mężczyzny, który ma prawo jazdy. A i kobiety pewnie też.
Choć dziś inne marki robią już równie ładne i równie szybkie samochody, wszystkie mają jeden szkopuł. W dzieciństwie nikt nie marzył o nich, w przeciwieństwie do Porsche – tym chcieli przejechać się chyba wszyscy. Na to porównanie trafiłem w przeszłości (niestety nie pamiętam gdzie) i postanowiłem je zacytować – bo pasuje wręcz idealnie. I z tą myślą zasiedliśmy z kamerą za kierownicę wspomnianego Porsche 911 Carrera S.

To model nie najsłabszy, ale też nie najmocniejszy. Choć w przypadku Porsche aż dziwnie pisze się o modelu „najsłabszy”. W gamie niemieckiego producenta samych 911-tek można naliczyć aż... 17 w różnorakich wersjach. Wśród nich jest 8 modeli sygnowanych napisem “Carrera”. Jeśli chodzi o moc, testowany model z 3-litrowym silnikiem i 420 koniami mechanicznymi plasuje się gdzieś w połowie.
Już przy okazji testu Macana pisałem, że Porsche w ostatnich dwóch latach bije w Polsce kolejne rekordy sprzedaży (w 2014 o 70 proc., w 2015 o 20 proc. względem roku poprzedniego). Takie wyniki to w zdecydowanej większości zasługa dwóch modeli sportowo-użytkowych, czyli Cayenne i Macan.
Kultowa 911-tka znalazła w 2015 roku za to 106 nowych szczęśliwych właścicieli. I choć prym w porsche’owskich rankingach sprzedaży wiodą te dwa SUV-y, wciąż nie brakuje osób, dla których “prawdziwe Porsche” jest tylko jedno.

911-tki na ulicach zawsze robią wrażenie i przede wszystkim cieszą oko, ale w większych miastach nie są czymś niespotykanym. Trochę inaczej sytuacja wygląda w głębi Polski, o czym mieliśmy okazję przekonać się, jadąc na materiał. Przez kilkanaście kilometrów kierowca i pasażer samochodu za nami nagrywali “naszą” Carrerę na przemian dwoma telefonami i tabletem.
Z Carrerą S miałem pewien problem, z którego zdałem sobie sprawę dopiero po jakimś czasie (nie wiem, czemu nie od razu). To chyba pierwszy samochód, w którym nie wiem, czy wolałbym siedzieć za kierownicą, czy raczej stać z boku i podziwiać, jak jedzie.
911 Carrera S jest tak klasyczna i tak piękna, jak tylko mogłaby być. “Czerwona żaba” jest osadzona bardzo nisko, praktycznie całuje swojego asfaltowego księcia. I nie ma tutaj przesady. Wsiadając za kierownicę tak niskiego sportowego samochodu, trzeba zmienić sobie trybiki w głowie i jak ognia unikać dziur, krawężników czy śpiących policjantów.

Jeden z przechodniów, widząc jak powoli zbliżam się do “śpiącego”, zaczął machać i pokazywać palcem na drogę, nie wierząc, że się zmieszczę. Na szczęście miałem go już wcześniej przećwiczonego. Generalnie w takich przypadkach dobrze najeżdżać na przeszkodę pod skosem, wtedy niskie auto łatwiej ją pokona.
Kierowca ma w razie czego do dyspozycji przycisk pozwalający lekko podnieść zawieszenie i zwiększyć prześwit, ale mimo wszystko - choć jedziemy “żabą“ - na krawężniki lepiej nie wskakiwać.
Na wyjątkowość tego samochodu bez wątpienia wpływa fakt, że na przestrzeni kilkudziesięciu lat, model tak naprawdę nie zmienił się wyjątkowo mocno. Pewnie, obserwujemy ewolucję, ale wizualnie to ciągle ten sam klasyk, tyle że dostosowany do naszych czasów i możliwości technologicznych.
Ciekawostka dla tych, którzy nie są motomaniakami. Silnik, który znajduje się z tyłu (to wiedzą raczej wszyscy) jest schowany przed wścibskimi oczami. Owszem, można otworzyć klapę, ale wtedy dostajemy jedynie dostęp do wlewów i... właściwie tyle.
Nie ma patrzenia, jest za to słuchanie, które zdecydowanie wystarcza. A zaczyna się już od pierwszego przekręcenia kluczyka w stacyjce. Reakcje? Za każdym razem takie same - szczery śmiech fascynacji. Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć Rafała Madajczaka z ASZdziennika, który oddał to idealnie.Zwróćcie też uwagę na dwa otwory z tyłu auta, które odpowiadają za odprowadzanie powietrza. Elementem, który dodaje jeszcze więcej sportowego pierwiastka jest wysuwany, całkiem wysoki tylny spoiler. Obsługuje się go jednym z magicznych przycisków wewnątrz kabiny, ale o nich więcej za moment.
Zabawna sytuacja była też zawsze w przypadku otwarcia bagażnika, który w tym przypadku był maską. To jak to jest w końcu, otwieramy maskę czy bagażnik, żeby dostać się do bagażnika, który jest pod maską? ;-)
Sam w sobie jest niewielki i wystarcza na wrzucenie jednej walizki lub plecaka i kilku innych rzeczy. Jeśli już koniecznie potrzebujemy zabrać coś więcej, można wspierać się miejscem z tyłu, którego jest za mało, by ktoś wygodnie tam podróżował, ale akurat, by wrzucić tam ekstra walizkę.
Będąc już za kierownicą, czujesz się trochę jak w samochodzie z Flintstone’ów, gdzie siedzisz tak nisko, że nogami możesz przebierać po ziemi. Ustawiasz się w sportowym fotelu, zapinasz charakterystyczny czerwony pas i patrzysz na trójramienną, bardzo solidną kierownicę.
Za nią masz do dyspozycji idealnie umiejscowione (tuż pod palcami) łopatki do zmiany biegów, ale automat sam radzi sobie naprawdę dużo lepiej niż wystarczająco i pozwala cieszyć się tobie jazdą, nie zawracając ci głowy.

To po części za sprawą małego pokrętła, które widzicie na kierownicy. Za jego pomocą wybieramy tryb, w który chcemy wprowadzić naszą 911-tkę. Jest normalny, sportowy, sportowy plus oraz indywidualny, który możemy skroić sobie na miarę. Poprzednie trzy jednak w zupełności wystarczają do... właściwie wszystkiego.
Niektóre z najbardziej sportowych i topowych modeli Porsche są dla lepszych osiągów tak “odchudzone”, że rezygnuje się z części elementów wewnątrz np. klimatyzacji czy systemu audio. W tym przypadku to wszystko mieliśmy, ale samo wnętrze 911 Carrery S jest skromne i gdyby nie logo oraz stacyjka po lewej stronie kierownicy, można by pomyśleć, że siedzimy w czymś zupełnie innym.

Dużo przycisków, część “zaślepek” pusta, jakość wcale nie porywająca jak na auto tej klasy, miejsca niedużo, jakoś tak nisko, brak sensownego miejsca na portfel czy telefon (ciekawostka, ten zegarek na samym środku deski rozdzielczej może pełnić też rolę stopera).
I gdy tak szukasz, do czego byś mógł się tutaj na siłę przyczepić, wciskasz gaz i zapominasz absolutnie, ale to absolutnie o wszystkim. Na twojej twarzy pojawia się jeszcze szerszy uśmiech niż poprzednio, ręce zaciskają się mocniej na kierownicy, a obrotomierz i prędkościomierz wariują jeden bardziej od drugiego. Dzień dobry Porsche!
Zazwyczaj teksty staram się napisać w 2-3 dni po oddaniu auta. Tak, by być ze wszystkim na świeżo i o niczym nie zapomnieć. W przypadku tej Carrery mógłbym pisać go równie dobrze i 2-3 miesiące później, bo takiej frajdy z jazdy po prostu się nie zapomina. To prawdziwe doświadczenie.
Mieliśmy okazję przejechać się po naprawdę różnych nawierzchniach: w mieście, zwykłą trasą, autostradą, ekspresówką, średnio równą asfaltową drogą wiejską, dość dziurawą (na szczęście asfaltową) drogą pośrodku niczego, gdy nie wiedzieć czemu wyprowadził nas w nią GPS. 40-50km/h potrafi zmęczyć i samochód, i kierowcę, ale woleliśmy nie ryzykować.
Samochód naturalnie najlepiej czuje na równym jak tafla asfalcie. I to właśnie tam można popuścić wodze fantazji i dostać to, do czego Porsche zostało stworzone. Na pytanie, jaką ma moc, równie dobrze można odpowiedzieć tak, jak w przypadku Rolls-Royce’a - wystarczającą do praktycznie wszystkiego, czego potrzebujesz.
Carrera S to pierwsza Carrera, która “setkę” osiąga w mniej niż cztery sekundy: 4,1s w trybie “normalnym” i 3,9s w trybie Sport+. Mógłbym wspomnieć o nowej skrętnej tylnej osi i rozwodzić się nad technikaliami, ale wolę napisać, że samochód prowadzi się niczym przyklejony do ziemi.
Auto jest niewielkie, lekkie i cholernie zwinne. Mimo pokonywania zakrętów z dużo większą niż zazwyczaj prędkością czujesz nad nim pełną kontrolę. To naturalnie uczucie zdradliwe, bo prowokuje kierowcę, ale podchodząc do samochodu i trasy z pokorą, można czuć się naprawdę baaardzo pewnie. Właściwie siedzisz tyłkiem na asfalcie i jako wspólna część samochodu pokonujesz kolejne wiraże. Dało się to poczuć wyjątkowo fajnie np. zjeżdżając łukami z autostrad, czy dróg ekspresowych.
Dla ciebie, jako kierowcy właściwie nie ma znaczenia, w którym momencie wciskasz pedał gazu. Jeszcze nie miałem okazji prowadzić takiego samochodu. Niezależnie od tego, z jaką prędkością jedziesz, “depnięcie” powoduje błyskawiczną redukcję i jeszcze szybszy strzał do przodu.

Auto cały czas efektownie przyspiesza, zarówno przy niższych, jak i wyższych obrotach. Nie troszeczkę, nie powoli. Odczuwalnie pędzi szybciej i szybciej. Odgłos, który temu towarzyszy, to muzyka dla uszu przy każdym zakresie prędkości. I dopiero co ruszając po odpaleniu, i pędząc już nieco szybciej. Jeśli chcemy, specjalnym przyciskiem możemy nawet nieco zmienić brzmienie wydechu.
Spalanie czysto teoretycznie w tym zestawie mogłoby wynosić nawet 7,7l/100km. Czysto teoretycznie. Praktycznie i zupełnie szczerze do fajnej jazdy trzeba założyć sobie spalanie rzędu 13-15l/100km, nawet ze skokami w górę przy trybie Sport+ i najbardziej dynamicznej jeździe.
Przy spokojnej jeździe w trasie udało mi się zejść do całkiem zadowalających 10l/100km. Prawdą jednak jest, że dla właściciela samochodu, którego ceny zaczynają się od 550 tys. zł, nie ma to żadnego znaczenia.
I choć wiem, że pisanie o czymkolwiek w kategoriach "każdy" lub "wszyscy" jest często płachtą na byka, w tym przypadku to płachta naprawdę uprawniona. Porsche to klasyk, który uzasadnia się w designie, osiągach i frajdzie z jazdy.
To arcydzieło w tych trzech punktach i ciągle nie wiem, czy wolę je prowadzić, czy tylko patrzeć. Każdy kierowca powinien móc się przejechać nim przynajmniej raz w życiu, bo nie mam wątpliwości, że każdy chce. Nawet jeśli się do tego nie przyznaje.
Michał Mańkowski
Michał Mańkowski / Mateusz Trusewicz


