Macan S - przez niego zmienisz swoje myślenie o Porsche

Wiele lat temu, jako dziecko wszedłem do sklepu ze znanymi i popularnymi słodyczami. Już od progu widziałem je wszystkie. Duże, nieco mniejsze i te najbardziej popularne, które zna się “z widzenia” od lat. Chodziłem, oglądałem, ale ostatecznie wyszedłem z niego z ciastkiem tej samej firmy, choć już nie tak znanym i pożądanym (tak naprawdę chodziło o więcej niż jedno ciastko, ale na potrzeby tego wstępu mówmy o jednym).
Ktoś z rodziny przekonywał, że warto. Nie byłem w euforii, ale gdy je rozpakowałem i zacząłem jeść, zorientowałem się, że mimo wszystko, w środku nie tylko wygląda, ale i smakuje równie dobrze, co te, o których myślałem wcześniej.
Mniej więcej tak czułem się lata później, wchodząc i wychodząc z salonu Porsche, podczas odbioru auta do testu. Połyskujące 911-tki w abstrakcyjnie różnych konfiguracjach cieszyły oko, podobnie jak kilka innych, bardziej sportowych modeli. Cóż, aktualnie takim jestem targetem. Macan z automatu postarzał mnie o 10 lat.
Na szczęście tylko teoretycznie, bo jeszcze zanim wyjechałem z parkingu, przekonałem się, że z Porsche jest jak z tym ciastkiem, może wyglądać inaczej, nie być najbardziej pożądane i na starcie nie tak zachęcające, ale siła marki robi swoje i bardzo szybko wszystko rekompensuje. Zwłaszcza jeśli jest to ciastko ze specjalnym nadzieniem, tak jak Macan w wersji S.
Porsche Macan to kolejny SUV w stajni niemieckiego producenta, produkowany dopiero od 2013 roku. Pierwszym jest dużo starszy (2002 rok) i dużo większy Cayenne, który na dobrą sprawę jest starszym bratem Macana. Poza faktem bycia autami sportowo-użytkowymi, łączy je coś jeszcze.
Od kilku lat Polacy najchętniej sięgają właśnie po te dwa modele Porsche. W 2014 roku Cayenne kupiły 273, a Macana 175 osób. Rok później czołówka była podobna, choć odwrócona miejscami. Wygrał Macan, za kierownicą którego usiadło 356 polskich kierowców, a za nim był Cayenne z 271 sztukami.
Patrząc na wyniki sprzedażowe Porsche w Polsce, można wyciągnąć sporo pozytywnych wniosków o tym, jak się wiedzie w naszym kraju. W 2014 roku sprzedaż wzrosła o 70 proc., w 2015 było to kolejne 20 proc. względem roku poprzedniego. Czemu o tym wspominam? Bo Porsche to droga marka premium traktowana cały czas jako synonim luksusu.
Na szczęście już nie tak niedostępnego, jak jeszcze lata temu. W dużych miastach Porsche na ulicy nie jest niczym nietypowym, nierzadko można trafić na nie także w mniejszych miejscowościach - choć tam tylko SUV-y. Przynajmniej innych nie widziałem.
A mam dobre porównanie, bo zupełnie przypadkiem złożyło się tak, że do Porsche przesiadłem się z Rolls-Royce’a, którego opisywaliśmy TUTAJ. Tam i cena jest dużo wyższa (co najmniej 1,5 mln zł) i reakcje ludzi o niebo częstsze. To wszystko sprawiło, że na Macana czekało spore wyzwanie.
Konstrukcyjnie jest bliźniaczym modelem Audi Q5, na płycie którego stworzono właśnie Macana. Sam Macan, choć widocznie dużo mniejszy od Cayenne’a, jest... przysadzisty. Tak, to chyba dobre słowo. Do głowy wpadło mi tutaj trochę absurdalne porównanie, ale moim zdaniem bardzo dobrze oddające sylwetkę tego auta. Macan wygląda trochę jak... pokemon Bulbasaur. Właśnie przysadzisty, trochę pochylony, bardzo twardo i dobrze stąpający po ziemi (drodze).
Wizualnie Macan jest modelem charakterystycznym (tego przodu nie da się pomylić z niczym innym), ale gdyby nie fakt bycia Porsche, nie wyróżniałby się wyjątkowo mocno. Bardzo wyraziste linie, opadający dach i niskoprofilowe opony z nawet 21-calowymi alufelgami podkreślają natomiast sportowego ducha, którego bardzo szybko można poczuć siedząc za kierownicą. Przy tego rodzaju zestawie kół trzeba jednak mocno uważać, bo o przypadkowe uszkodzenie felgi czy opony, jest w tym przypadku dużo łatwiej.
Dużo bardziej wyróżnia się natomiast wnętrze, gdzie bardzo szybko można poczuć, że mamy do czynienia z marką premium. Pierwsze wrażenie? Harmonia. Bardzo jasna harmonia i konsekwencja, którą udało osiągnąć się jasnymi skórami absolutnie wszędzie. Całość bardzo fajnie korespondowała kolorystycznie z logiem Porsche.
Elektryczne ustawianie foteli nie jest niczym rzadkim, ale już nie tak często spotyka się fotele, które można regulować w 8 różnych płaszczyznach. Przesunąć i odsunąć możesz teoretycznie i praktycznie jego każdą część. I pewnie dlatego na początku naprawdę sporo czasu zajęło mi znalezienie optymalnej i wygodnej pozycji w trasę. Trochę jak z zakupami: jak jest za duży wybór, ciężko się ostatecznie zdecydować.
Wewnątrz nie będzie także męczenia się z trzeszczącymi plastikami, choć znajdą się elementy mogące być wykonane lepiej. Zdecydowana większość jest stworzona z miękkich i przyjemnych w dotyku tworzyw. Sama kierownica poza tym, że jest, jest gruba. Gruba i “mięsista”, dobrze leżąca w dłoniach. Z nią - w przeciwieństwie z regulacją foteli - wspólny język znajdujemy od razu.
Chwilę zajmuje natomiast oswojenie się z wielkim (długim i szerokim) panelem kontrolnym pomiędzy fotelami. Przycisków i przełączników jest tam tyle, że można na nich chyba zacząć grać. Jeśli miałbym przyczepić się gdzieś do jakości wykonania wnętrza, to byłoby to w przypadku tego elementu. Bo i w tym miejscu można nieco zaszaleć, co któregoś razu udowodniło Subaru Outback. Podobnie odebrałem przełącznik kierunkowskazów, które był prosty i nieco toporny, jak na auto tej klasy. Na tle naprawdę jakościowej całości to jednak niewielkie sprawy.
Porsche ma też małą, ale bardzo charakterystyczną rzecz. Samochód odpala się po lewej, a nie prawej stronie kierownicy. Do tej pory spotkałem się z wieloma miejscami na przycisk zapłonu, ale nigdy nie było to po lewej. Porsche konsekwentnie robi to po swojemu. Nie ma tam guzika, ale swojego rodzaju kluczyk, który jest zamontowany na stałe.
Skoro jesteśmy już przy kluczykach... Co czyni markę premium marką premium? Powiedziałbym, że dbałość o detale, ale tym razem nie mam na myśli jakości wykończenia. Kluczyk, jaki oferuje Porsche, jest tego idealnym przykładem. Zresztą zobaczcie sami na zdjęciu poniżej. To naprawdę ma znaczenie, bo pilot wspomnianego Rolls-Royce’a był duży, ale mimo wszystko zwykły.
Fakt, że Macan to ten “mniejszy brat” po raz pierwszy odczuwamy siadając z tyłu. Pełen komfort i wygodę będą miały tam chyba tylko dzieci. Wszyscy dorośli, którzy mieli okazję zajrzeć do tyłu, solidarnie stwierdzali, że z przestrzenią jest tam dość skromnie.To, że tył jest przystosowany bardziej dla maluchów, potwierdzają dwa dotykowe ekrany, które w parze ze słuchawkami będą w stanie zająć je na długie godziny podróży. Do dyspozycji są także porty USB. Ehh, dlaczego marzenia z dzieciństwa urzeczywistniają się dopiero teraz? :-)

Zarówno wyglądem zewnętrznym i wewnętrznym można się bardziej lub mniej zachwycać. Ewentualne wątpliwości rozwiewają się w momencie przekręcenia “kluczyka”. Wtedy do naszych uszu dociera potężne warknięcie naszego Macana S i szybko rekompensuje wszystko inne. Zrobienie tego na zamkniętym parkingu, gdy echo niesie się jeszcze bardziej, szybko okręca głowy przechodzących obok ludzi. Ten samochód brzmi dużo “bardziej” niż wygląda.
Benzynowy 3-litrowy silnik V6 o mocy 340 koni mechanicznych robi z tego przysadzistego pokemona całkiem zwinnego tygrysa. W końcu “macan” znaczy właśnie tygrys. Kierowca poza standardowym trybem ma do dyspozycji dwa sportowe: sport i sport plus. Różnica pomiędzy nimi jest szybko i mocno odczuwalna. Obroty podkręcone są jeszcze bardziej (właściwie to do granic możliwości), wydech brzmi jeszcze głośniej, a Macan jedzie jeszcze szybciej. Nagłe odpuszczenie pedału gazu skutkuje charakterystycznym “strzałem” z wydechu, którego nikt po SUV-ie się nie spodziewa. 
W skrócie: od razu przypomina się kierowcy,że nie prowadzi “zwykłego SUV-a”, ale członka rodziny Porsche. 5,4 sekundy do “setki” to wynik, którego nie powstydzą się sportowe sedany. Tutaj mamy solidnej wagi SUV-a. Trochę więcej wysiłku, niż można się było spodziewać, wymagają pierwsze szybkie manewry kierownicą, gdy przysłowiowe “kręcenie kierownicą jednym palcem” nie będzie wcale takie proste.
To, co szybko dociera do kierowcy (poza dźwiękiem) to świadomość, że Macana prowadzi się wyjątkowo pewnie. Szeroka i stosunkowo niska sylwetka bardzo lubi się z pokonywanymi łukami, nawet przy większych prędkościach. Właśnie ten aspekt podkreśla się wyjątkowo często przy ocenach Macana. Przyznam, że pod tym względem się nie zawiodłem.
Przy tym wszystkim Macan S spalił ok. 15l/100km. Sporo, biorąc pod uwagę, że wspominany już Rolls-Royce przy dwa razy większym silniku i mocy generował spalanie na poziomie 19-20l. Można tu jednak urwać pewnie ok. 2-3l przy bardziej ekonomicznej jeździe.
Porsche Macan S w wersji podstawowej kosztuje 283 968 zł i tym samym jest jednym z najtańszych modeli w gamie niemieckiego producenta. Cały czas mówimy jednak o zestawach podstawowych, bo niewiele trzeba, by ostateczną cenę zmienić nawet o trójkę z przodu. Macan S to wyjątkowo udany model, który jakością wykonania, osiągami i fenomenalnym wręcz brzmieniem nie zostawia wątpliwości, z której ekipy pochodzi. Z tej najlepszej.

Michał Mańkowski
Michał Mańkowski / Mateusz Trusewicz





Autorzy artykułu:

Michał Mańkowski