Odlot dosłownie i w przenośni. Tak jeździ i wygląda BMW i8

Byliśmy umówieni dopiero na czwartek. Od poniedziałku chodziłem już pozytywnie podenerwowany (koledzy w redakcji świadkami), a ostatnie noce przed może nie były bezsenne, ale też nie zupełnie zwyczajne. Wszystko za sprawą niebieskiego kawałku blachy, na który czekaliśmy kilka miesięcy.
Mowa o BMW i8, które jest samochodem fascynującym pod absolutnie każdym względem. Ostrzegam – będzie dużo zasłużonych zachwytów.
Jeszcze zanim mieliśmy okazję do niego wsiąść, usłyszałem, że to samochód bardzo zero-jedynkowy. Albo kocha się go szczerą miłością, albo nie można wybaczyć mu faktu bycia hybrydą i sposobu, w jaki jeździ. Ci drudzy albo nie wiedzą, co mówią, albo bardzo grzeszą, szerząc takie herezje.
Prawdą jest jednak, że i8 to samochód tak nietuzinkowy jak tylko może być, przez co nie jest dla każdego. Ja na szczęście tego problemu nie miałem.
Nietuzinkowy przede wszystkim dlatego, że to pierwsze BMW, które tak naprawdę nie wygląda jak… BMW. Trafnie na swoim kanale opisał to Zachar, porównując te modele troszkę do rosyjskich matrioszek. Wszystkie niemal takie same, różniące się jedynie wielkością. Szybki rzut oka na gamę niemieckiego producenta i już wiemy, że faktycznie tak jest.
Tymczasem BMW i8 to samochód z kosmosu – dosłownie i w przenośni. Swoimi kształtami (choć kolorystyka też robi swoje) przywodzi na myśl statek kosmiczny. Gdy dodamy do tego bezszelestny odgłos jadącej hybrydy (do 120km/h), nie sposób pozbyć się tego wrażenia. A wydaje mi się, że kilku bardziej pijanych panów, których mijałem wieczorem, mogło naprawdę uwierzyć, że mija ich pojazd z innej planety. Powiedzieć, że byli zdziwieni, to jak nic nie powiedzieć.
Patrząc na sylwetkę, a później na to, jak jeździ i8, trudno uwierzyć, że to samochód, który w jednym z założeń miał wspierać ekologię. Aerodynamiczna sylwetka, sportowy i dynamiczny wygląd aż prowokują do czerpania garściami radości z jazdy.
Całość może i nie ma pod maską tyle, na ile wygląda (a wygląda na bardzo dużo), ale dzięki lekkiej konstrukcji z karbonu jest w stanie zapewnić osiągi, których nie trzeba się wstydzić. Na ogólną moc 362 koni mechanicznych składają się dwa silniki: elektryczny (131KM) oraz benzynowy (231KM), które rozpędzają i8-kę do pierwszej setki w 4,4 sekundy.
Jednego dnia miałem okazję spotkać się na światłach w Warszawie z Nissanem GT-R Nismo. Jego 600 koni mechanicznych i 2,5 sekundy do „setki” sprawiały, że w starciu moglibyśmy co najwyżej oglądać tylne światła, na co śmiechem-żartem zwróciłem uwagę w szybkiej wymianie zdań z kierowcą. Przytaknął, ale stwierdził, że z tej dwójki to i8 wygląda fantastycznie i bardziej przykuwa wzrok. Nie sposób się z nim nie zgodzić.
Myślałem, że po kilku dniach za kierownicą Rolls Royce’a mało co już mnie zaskoczy. Okazało się, że o ponad połowę tańsza i8 budzi o połowę większe emocje wśród przechodniów i innych kierowców.
Jest równie rzadkim samochodem, ale sportowym. A to one od zawsze wzbudzały największy entuzjazm. Ilość spojrzeń, z którymi musimy się mierzyć, może naprawdę speszyć, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. BMW i8 jest rzadkim widokiem nawet w większych miastach, a co dopiero w głębi Polski.

Jeśli przez chwilę chcesz zobaczyć, jak czują się znane osobistości, wsiądź w i8-kę i gwarantuję, że bardzo szybko sobie to wyobrazisz. Ilość spojrzeń można liczyć w tysiącach, zrobionych zdjęć w setkach, a zagajeń zupełnie obcych osób w dziesiątkach. Najszczerzej reagowali naturalnie ci najmłodsi, krzycząc i pokazując palcami na „samochód z kosmosu”.
I nie ma się co dziwić, bo poza tym, że BMW i8 jest rzadkim widokiem, to samo w sobie ma sylwetkę supersamochodu i z daleka może zostać pomylone np. z Ferrari. Tak, tak. Jednego razu podeszła do mnie dwóch młodych chłopaków, którzy założyli się, co to za samochód. Wygrał ten, który obstawiał BMW. Drugi postawił właśnie na Ferrarkę. Tak właściwie o tym, że to BMW, przypomina jedynie przód auta, w którym można dopatrzyć się „genu BMW”.
Kosmiczny design podkreślają też „zmrużone” reflektory, które opcjonalnie mogą być w technologii laserowej, zwiększając zasięg i poprawiając oświetlenie. Same światła ciekawie zachowują się podczas wrzucenia kierunkowskazu – wtedy na reflektorze miga tylko kierunek, reszta znika. Na początku znajomy zwrócił uwagę, że chyba coś tam szwankuje, ale dopiero potem doszliśmy, że tak to tutaj rozwiązano.
BMW i8 zachwyca w każdym detalu. Jest płaskie, szerokie i osadzone niesamowicie nisko. Wygląda stabilnie i tak też się prowadzi. Z tyłu nadwozia zastosowano odważny zabieg. Tył auta nie tylko jest szerszy niż reszta, a nad tylnymi reflektorami stworzono mini konstrukcję, która jest „pusta w środku”. Zerknijcie na zdjęcia i zobaczcie, co mam na myśli.
To generalnie z punktu widzenia kierowcy przyjemny zabieg, który sprawiał, że nie jesteś w stanie zapomnieć, jakim samochodem jedziesz. Wystarczył szybki rzut oka w lusterka, by zobaczyć potężne niebieskie boki. Prawdę jednak mówiąc, same w sobie w dotyku wydawały się delikatne. Nie wiem, czy jeśli ktoś złośliwie nie uderzyłby w któryś element pięścią, po prostu by go nie złamał. Tak czy inaczej, piękny i sportowy, przez wielkie „P” i „S”.

Bezsprzecznie wielkiej magii i8-ce dodają drzwi otwierane do góry. Są potężne, ale lekkie. Nie zamykają się elektronicznie, trzeba je normalnie popychać lub przyciągać. Trochę siły trzeba użyć przy zamykaniu, bo bardzo często wyskakiwał mi komunikat o tym, że nie były do końca domknięte. 
Z drzwiami może być sporo ambarasu, bo trzeba patrzeć, gdzie się parkuje. Jest ciasno? Uciekaj i parkuj tam, gdzie nikogo nie ma, a potem licz, że nikt nie stanie zbyt blisko obok. W rzeczywistości auto zajmuje ok. 1,5 miejsca parkingowego, bo drzwi otwierane w ten sposób potrzebują sporo zasięgu z boku.
Otwierając drzwi możemy zobaczyć sporo włókna węglowego, z którego powstała i8-ka. Wsiadanie do środka jest zabawną czynnością i przypomina trochę wskakiwanie do piwnicy. Nie wyobrażam sobie, jak wchodzi, a co dopiero wychodzi z niego starszy pan z brzuszkiem. No way. Nie jest łatwo. Szczególnie przez szeroki próg, na którym można się trochę zawiesić. Zwłaszcza będą niską osobą.
Środek jest już dużo bardziej bawarski. Utrzymano dynamiczne, sportowe wrażenie, ale jeśli miałbym porównać wygląd zewnętrzny z wewnętrznym, to w środku jest zdecydowanie bardziej tradycyjnie i „mniej kosmicznie”. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to tradycja w wysokiej jakości wykonania.
Biorąc pod uwagę, że to sportowe auto, komfort jazdy jest bardzo dobry. Przez kilka dni przejechałem w nim ok. 1300 km, a śmiało można wyobrazić sobie dużo dłuższe podróże, które np. w Porsche Carrera byłyby męczące. Problem może pojawić się w przypadku bagażu, bo bagażnik jest bardzo symboliczny.
Choć po prawdzie lepiej nazwać go schowkiem na torbę/plecak. Co ciekawe, bagażnik można otworzyć tylko pilotem. Zakrywa go tylna szyba, więc w razie czego zamontowano pod nią też roletę, która zakryje zawartość „bagażnika”. Warto też uważać, bo bywa tam wyjątkowo gorąco i zawartość się nagrzewa.

Nie dostaniemy się także pod maskę. Takie sztuczki tylko w serwisie. Nasza jedyna ingerencja ogranicza się do wlewania płynu do spryskiwaczy przez specjalny otwór przy szybie. Niestandardowy był także wlew paliwa, by go otworzyć, trzeba go najpierw odpowietrzyć specjalnym przyciskiem na drzwiach kierowcy.
Mija kilka sekund i gotowe. Słusznych rozmiarów jest także pilot, który działa trochę jak smartfon. Możemy zdalnie zajrzeć do komputera pokładowego i upewnić się, czy zamknęliśmy auto bądź. Co jakiś czas trzeba jednak ładować kluczyk. Wtedy odczuwamy ból tylko jednego portu USB. 
W środku jest także jedna rzecz, która nie pozwala zapomnieć, że to BMW. To – jak zawsze podkreślam – dziwnie skalibrowane kierunkowskazy, które bardzo łatwo wrzucić dwa razy, jeśli chcemy tylko zasygnalizować zmianę kierunku lekkim puknięciem.
Oko cieszą także niebieskie pasy, które na tle jasnoskórzanych foteli wyglądają „świeżo”. Generalnie kolor pasów to szczegół, który jest w stanie zmienić naprawdę dużo w odbiorze środka. Jeśli ktoś lubi grać kolorami, może także decydować o podświetleniu (niebieski/pomarańczowy/biały) w dwóch wariantach mocy: rozszerzone i standardowe podświetlenie. Najlepiej pasował naturalnie niebieski, ale flirtując z pomarańczowym można dodać trochę twardszego wizerunku.
Do dyspozycji kierowcy są dwa silniki: elektryk (131 KM) i benzynowy (231 KM). Na tym pierwszym możemy jechać nawet do 120km/h, o ile nie depniemy nagle gazu do dechu, tylko będziemy przyspieszać systematycznie. Wtedy do uszu kierowcy dociera odgłos mknącego niemal bezgłośnie elektryka. Na jednym załadowaniu prądu starcza na 20km. Wystarczy jednak, że wrzucimy skrzynię biegów w tryb sportowy i wtedy silnik automatycznie się ładuje.
Jeździć trybem sportowym opłaca się jednak nie tylko ze względu na ładowanie. To wtedy nasza i8-ka zaczyna pokazywać pazury i brzmieć bardziej adekwatnie do swojego wyglądu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jazda sprawiała mi aż taką przyjemność. I nie chodzi tutaj o samą moc, czy osiągi, bo testowaliśmy sporo mocniejsze auta.
Pewnie, i8-ka nie jest kilkuset konnym benzynowym potworem, ale swoje potrafi. Dynamika to jedno. Drugie to sposób, w jaki rozpędza się samochód. Niesamowicie płynnie, spokojnie, nie dając kierowcy odczuć ani hałasu, ani aktualnej prędkości. Przez kolejne kilometry dosłownie się płynie, ostatecznie mogąc się zatrzymać na ograniczonych elektronicznie 250km/h.

Mimo tego spokoju przy większych prędkościach, pierwsze kilometry potrafią jednak skutecznie podnieść adrenalinę. Do setki rozpędza się w 4,4 sekundy, co jest wynikiem pozwalającym wcisnąć w fotel i posłuchać nie tak cichego mruczenia silnika.
Kierowca czuje to, jak auto wygląda – nisko, szeroko, pewnie. Wyjątkowo krętą trasę Szczytno-Olsztyn pokonałem inaczej niż zazwyczaj. Tym razem po prostu nie mogłem doczekać się kolejnych zakrętów, w które można było wchodzić tą niebieską strzałą. Zazwyczaj czeka się tam na prostą (których nie ma tak wiele), by móc wyprzedzić np. wlokącą się ciężarówkę.

Ludzie naprawdę wyjątkowo często robili sobie zdjęcia z tym samochodem.

I tak jak o BMW i8 myślałem na kilka dni przed testem, tak myślę o nim przez kilkanaście kolejnych. To kosmiczne i nietuzinkowe auto, które pozwala poczuć radość z jazdy. Jeśli chcesz się wyróżniać i poczuć trochę emocji, a przypadkiem masz na zbyciu od 600 tys. zł, BMW i8 powinno cię zainteresować. Zapewniam, że długo nim nie zapomnisz. O ile tylko nauczysz się wsiadać i wysiadać.  

Michał Mańkowski
Mateusz Trusewicz





Autorzy artykułu:

Michał Mańkowski