naTemat extra

25 tys. km w 2 tyg. z nie byle kim 

Chodzi o laptopa, ale przekornie zacznę od… telefonu, co jest nie bez znaczenia dla całej historii. Jakieś półtora roku temu dojrzałem do decyzji, by w końcu zmienić swojego starego smartfona. Jestem tym typem klienta, który zanim kupi, przeczyta dziesiątki recenzji, setki komentarzy i porówna wszystkich faworytów w każdej możliwej kategorii. iPhone’a skreśliłem od razu – po prostu nie jestem fanem. Przez kilka dni miotałem się przy kilku pozycjach, aż w końcu jeden z kolegów siedzących na bieżąco w klimacie technologii polecił mi coś zupełnie nieoczywistego.
– Spróbuj z Huaweiem – powiedział na poważnie, a ja równie na poważnie podszedłem do tej rady z dystansem. Trochę jednak poszperałem, sprawdziłem ceny, zobaczyłem design i… postanowiłem zaryzykować. Tak stałem się szczęśliwym posiadaczem dawnego flagowca Huawei P8. W ten sposób zaczął się mój nieoczekiwany romans z dalekowschodnim producentem elektroniki, który trwa do dziś.
W międzyczasie na moim ręku wylądował także smartwatch od tej firmy, a od niedawna jestem szczęśliwym posiadaczem telefonu sygnowanego P9. Pierwszy raz w życiu zmieniłem telefon, choć tego nie potrzebowałem, tylko dlatego, że akurat wyszedł nowy model. Nie zliczę, ilu osobom przez ostatnie 1,5 roku poleciłem te produkty, co nie znaczy, że nie potrafię być w tej kwestii obiektywny.

Tu jeszcze na lotnisku w Modlinie – początek podróży. Przystanek nr 1 – Ateny.<br>

Dlatego, gdy dowiedziałem się, że w redakcji będziemy mieli możliwość pobawienia się najnowszą zabawką od Huaweia, zgłosiłem się na ochotnika jeszcze zanim redakcyjna koleżanka zdążyła skończyć zadawać pytanie. Tak w ramach współpracy z marką Huawei w moje ręce trafił pierwszy laptop tego producenta: Huawei MateBook. Tak się złożyło, że dotarł do mnie na dzień przed 2-tygodniowym wyjazdem służbowo-urlopowym, gdzie mogłem zobaczyć, jak sprawdza się w różnych warunkach.

Żeby było ciekawiej, wszystkie zdjęcia, które widzicie w tym materiale, także zrobiłem Huaweiem – P9.

25 tysięcy przebytych kilometrów, które na mnie czekały, to idealna okazja, by poznać się lepiej. MateBook był ze mną w biurze, pociągu, autobusie, samolocie, na lotnisku, w hotelach, mieszkaniach czy wreszcie na plaży. Warszawa, Ateny, Samos, Rzym, Sycylia, Paryż, Dominikana – tu byliśmy razem, co zaraz będziecie mogli zobaczyć. Momentami podczas zdjęć czułem się, jakbym wyciągał podróżną maskotkę, którą zabiera się w świat i fotografuje w różnych miejscach.
Zanim jednak wyruszymy w tę lifestylowo-biznesową podróż, odrobina konkretów. Huawei MateBook to najnowszy produkt tego producenta elektroniki, który od kilku lat coraz wyraźniej i skuteczniej rozpycha się na naszym rynku. To pierwszy w ogóle laptop w ofercie tej firmy, co sprawia, że efektowi końcowemu wszyscy przyglądają się jeszcze uważniej.

Laptop, a raczej urządzenie 2w1, bo łączy w sobie funkcje komputera i tabletu, to produkt skierowany do osób, od których praca wymaga dużej mobilności. Całą premierą wspiera akcja „Work smart, not hard”, której ekspertami są Jarosław Kuźniar i Michał Sadowski, a równolegle opublikowano badania pokazujące, jak zmienia się rzeczywistość pracy mobilnej w dzisiejszych czasach. To dotyczy zwłaszcza właścicieli firm, kadry zarządzającej czy niezależnych specjalistów. I to do tej grupy w dużej mierze skierowana jest ta oferta.

Garść najpotrzebniejszych danych technicznych i startujemy z moim user-experience.– 12-calowy ekran dotykowy,
– wykonany z aluminium, waży zaledwie 640g,
– do 10 godzin pracy biurowej,
– dwa warianty sprzętowo cenowe:
a) Intel Core M3, 4 GB RAM, 128 GB w cenie 4399 
b) Intel Core M5, 8 GB RAM, 256 GB w cenie 5799 

Pierwszy przystanek – Ateny. Poranna prasówka w tym miejscu miała sporo uroku.<br>

Na co dzień większość pracy wykonuję na miejscu w redakcji. Można to nazwać jednak mobilnością hybrydową, bo każdego dnia bardzo często kursuję między swoim biurkiem a salami konferencyjnymi (prezentacje, spotkania itd). Gdy wychodzę, to na spotkania z klientami. Gdy wyjeżdżam, to zawsze z komputerem pod ręką. Nie ma godziny, w której nie jestem pod mailem. Telefon czy laptop traktuję jak przedłużenie ręki. Zawszą muszą być w pobliżu, przyjemnie spersonalizowane, uporządkowane i zadbane, a co najważniejsze… ładne.
Jestem osobą, dla której kwestie wizualne są równie ważne (a czasami może i ważniejsze) niż te tylko użytkowe. Rzecz, z której korzystam, po prostu musi mi się podobać. Musi być ładna, zgrabna, przyjemna dla oka. I tutaj z Huaweiem mogę zbić potężną piątkę. Nie tylko w przypadku MateBooka.

Jeśli lubimy korzystać z dotykowego ekranu, trzeba pilnować, by co jakiś czas przetrzeć ekran.<br>

MateBook spełnia te wszystkie kryteria dokładając jeszcze do puli sporą dawkę elegancji. Utrzymany w jasnych odcieniach (srebrno-białe) wygląda surowo, ale z klasą. Trochę minimalistycznie, może nawet nieco skandynawsko, co ja osobiście traktuję jako sporą zaletę. Dla przeciwwagi i dodania ciepła całość domyka brązowa skóra, która sprawia, że złożony MateBook wygląda po prostu jak niewielka aktówka. Elegancko i z klasą. Kolor skóry naturalnie można wybrać.

Jedyna rzecz, którą wziąłem na pokład samolotu, lecąc z Warszawy do Grecji.<br>

Na co dzień pracuję na wielkim komputerze stacjonarnym i 15,6-calowym laptopie z Windowsem. Tego drugiego dotychczas zabierałem ze sobą na ważniejsze prezentacje oraz zawsze w podróż. Uwierzcie mi, wciskanie go w podręczny bagaż nie należy do przyjemności. Raz, że zajmuje sporo miejsca, dwa, że prawdziwie traumatycznym przeżyciem była kontrola bezpieczeństwa.
Otwieranie walizki, wyciąganie go, potem znów otwieranie, wciskanie i zamykanie. Do tego dochodziła sporych rozmiarów ładowarka z kablem. Wyjmowanie go w trakcie lotu ze schowka z bagażami… to naprawdę musi być zaplanowana operacja, która trochę trwa.
Zatrzymam się chwilą przy ładowarce, bo choć to mały szczegół, dla mnie istotny. A ogólne wrażenie to przecież suma wielu małych rzeczy. Nie mam tutaj wielkiego klocka z grubym i długaśnych kablem, który wciskam w torbę. Dostaję cienki, płaski kabelek, trochę jak ładowarka do telefonu. I właśnie jako ładowarkę do mojego Huaweia P9 mogłem go także wykorzystywać. Co ciekawe, dzięki większej mocy ładowanie telefonu w ten sposób odbywało się w trybie „przyspieszonym”, co miło zaskoczyło.

Te dwa tygodnie były pod tym względem jak przesiadka ze starego poloneza do nowiutkiego mercedesa. Niewielki, leciutki, bardziej jak zeszyt niż komputer, pozwalał się wrzucić wszędzie. 640 gram praktycznie nie ciąży. Wrzucić, wyjąć, schować, przesunąć, trzymać – żaden problem. Okazja, by to przetestować nadarzyła się już podczas pierwszego lotu.
Ci, którzy podróżują RyanAirem wiedzą, że czasami bagaż podręczny trzeba oddać do luku – brak miejsca. Wiadomo, że z laptopem strach zostawić im walizkę, więc zawsze starałem się tego unikać.
Teraz właściwie zgłosiłem się na ochotnika. Stanie w kolejce z tym maluchem pod pachą nie było problemem, a potem nie musiałem tłuc się po pokładzie z walizką i walczyć o miejsce. 2,5-godzinny lot spędziłem na pisaniu jednego z zaległych tekstów. A tych na najbliższe dni miałem sporo. Tylko w artykułach wyklikałem ok. 60 tys. znaków.

Kolor “obudowy” możemy wybierać, ale brąz dodaje fajnej elegancji.<br>

Ale pierwsze użycie „na trasie” miało miejsce jeszcze wcześniej. Czekając na samolot przypomniało mi się, że jakieś dwa dni temu miałem zamówić jedną ważną rzecz z Allegro. Normalnie pewnie walczyłbym z tym na smartfonie (wyciąganie starego laptopa, czekanie aż się uruchomi), ale jedno pociągnięcie za suwak, wsadzenie „na czuja” ręki do walizki, i po jakichś 30 sekundach przeklikiwałem się przez Allegro.

Design, waga, rozmiar – to zalety, jeśli chcemy wykorzystywać go do pracy mobilnej.

Jedna za znajomych, która na co dzień korzysta z innego urządzenia 2w1, bardzo często traktuje go jako ręczny notatnik. Specjalnym długopisem rysuje lub pisze notatki w swoim brudnopisie. Zupełnie jak zeszyt.
Ja do tego rozwiązania nie mogłem się przekonać, ale do MateBooka także dostajemy podobny zestaw, którym możemy sobie pisać, mazać czy rysować w Sketchbooku. Chwilę zajęło mi opanowanie wszystkich funkcji, ale osobiście traktowałem je bardziej jako gadżet niż codzienną rzecz. Dużo szybciej notuje i się pisząc na klawiaturze. Ale w naszym długopisie dostajemy przydatny “ficzer” – laserowy wskaźnik, w sam raz do prezentacji.

Choć był jeden moment, w którym z niego skorzystałem. Jeden z moich współlokatorów na Dominikanie nie mówił po angielsku więcej niż kilka podstawowych słów. Mimo to rozmawialiśmy dobrą godzinę trochę na migi, trochę przez Google Translatora, a trochę przez… Sketchbooka. Kilka zdań po prostu dużo łatwiej było nam… narysować, na ekranie pisząc i rysując jednocześnie specjalnym rysikiem.
Na początku tekstu wspomniałem, że Huawei rozpycha się na polskim rynku. Cały czas jest jednak spora rzesza użytkowników, którzy – podobnie jak ja kiedyś – podchodzą do tego producenta z dystansem. Też tak miałem, jak widać niesłusznie. Gdy wrzuciłem na Facebooka jedno ze zdjęć, znajomy skwitował nie bez złośliwości, że… „jestem odważny, bo publikuję zdjęcie z Huaweiem”.

MateBook ma dwa poziomy regulacji nachylenia.<br>

Niesprawiedliwie z kilku względów. Przede wszystkim dlatego, że wystarczy samemu chwilę pobawić się tymi produktami, by przekonać się do jakości wykonania. Doszliśmy już do etapu, w którym w Polsce posiadanie produktów Huaweia może nie jest jeszcze masowe, ale na pewno przykuwające uwagę.
Pewnie, trzeba mieć na początku nieco odwagi, by przekonać się do marki, która na naszym rynku jest obecna krócej, ale po pierwszym romansie, zapewniam, że będziecie chcieli tylko więcej. Jestem tego żywym przykładem.

Przyznaję się, pod Koloseum wyciągnąłem go tylko do zdjęcia, ale chwilę wcześniej odpisywałem na kilka maili w McDonald’sie.<br>

Gdy piszę te słowa, z MateBooka korzystam nieco ponad dwa tygodnie i znamy się już całkiem nieźle. Na początku jednak, jako osoba przyzwyczajona do co najmniej 15-calowych laptopów, musiałem się trochę przestawić. Nie miałem żadnych problemów z wielkością ekranu (12 cali), ale moje dłonie przyzwyczajone do większych klawiatur na początku miały nieco ciasno. Trzeba nieco przyzwyczaić mózg do sprzętu innych rozmiarów, zwłaszcza jeśli piszemy na pamięć.
Bardzo łatwo też zapomnieć, że to urządzenie 2w1. Korzystając z niego „po bożemu”, nie zauważamy różnicy w stosunku do zwykłego laptopa. Działa na Windowsie 10, nie ma żadnych software’owych ograniczeń, a procesor Intela i sporo RAMU sprawia, że o irytacji z powodu prędkości działania, mogłem zapomnieć.
Mamy możliwość regulacji kąta pochylenia w dwóch wariantach (na podstawie magnesu umieszczonego w „okładce”). Dużo wygodniejsza jest ta bardziej pochylona, „pierwsza” jest zbyt pionowa. A pewnie chętnie widziałbym tu jeszcze trzecią, najbardziej położoną opcję.

Biuro marzeń? Bardzo łatwo się przyzwyczaić.<br>

Zmiana naszego lapka w tablet to kwestia pociągnięcia ekranu do góry. Wtedy wyskakuje też od razu opcja, czy przejść w tryb tabletu, przez co zmienia się poziom poboru energii oraz dostajemy do dyspozycji dotykową klawiaturę. Po włożeniu ekranu na miejsce, opcje wracają do normy. Całość właściwie sama wpada na miejsce dzięki zamontowanym magnesom.
Co dla mnie osobiście było ciekawe, to fakt, że z dotykowego ekranu korzystałem nie tylko w opcji tabletowej. Zaskakujące jak wygodne i przydatne jest klikanie palcami po ekranie także gdy jesteśmy „na laptopie” (na zdjęciach możecie zobaczyć odciski). Przydatne zwłaszcza gdy przy komputerze jest kilka osób i chcemy coś komuś zademonstrować. Nie trzeba co chwilę kręcić czy się przesiadać. W razie czego można pomagać sobie MatePenem np. zakreślając konkretne miejsca.

Nie można odmówić mu elegancji.<br>

Sam laptop nie ma żadnego wejścia poza tym jednym – na ładowarkę. No dobra, jest jeszcze wejście na słuchawki. W zestawie dostajemy jednak niewielką stację dokującą, która staje się naszym “przedłużaczem”. Gustowna, opakowana podobnie jak nasz MateBook. Dzięki niej możemy podpinać USB, HDMI, VGA czy kabel ethernet, by z internetem łączyć się „z kabla”.

Niewielki rozmiar i waga to dwa zdecydowane plusy MateBooka.<br>

Ja osobiście do codziennej pracy biur(k)owej potrzebuję czegoś z większym monitorem, więc MateBook jest idealnym uzupełnieniem, choć widzę też opcję podpinania go pod większy monitor za pomocą przejściówki HDMI czy VGA, jak mają w zwyczaju niektórzy znajomi.
Na rynku smartfonów Huawei wypada bardzo konkurencyjnie pod względem jakości do ceny. Tutaj musimy trochę dołożyć. Ze względu na wysoką jakość produktu, cena jest zbliżona do konkurencji, czyli całkiem wysoka. Przedsiębiorcy i freelancerzy mogą jednak wrzucić to w koszta firmy i wtedy ostateczna cena wygląda już zdecydowanie bardziej akceptowalnie.

Od teraz – podróżny zestaw obowiązkowy.<br>

Werdykt? MateBook to kolejny produkt Huaweia, który potwierdza to, do czego przyzwyczaiła mnie ta marka. Bardzo eleganckie, po prostu ładne i nowoczesne, świetnie wykonane urządzenie, które bez kompleksów może konkurować z innymi markami. Idealne dla kogoś, kto dużo podróżuje – nie tylko po świecie, ale także po swoim biurze, mieście czy kraju. Lekki, podręczny, po prostu wystarczający.
Materiał powstał przy współpracy z marką Huawei.




Autorzy artykułu:

Michał Mańkowski