Już za pierwszym zakrętem, jadąc od Jaświł, widać, że to nie jest wieś, jak setki innych. Wjeżdżających wita olbrzymi głaz z pozłacanymi literami “Anno Domini 2000” z orłem i krzyżem. W ten sposób licząca ok. 350 mieszkańców Bobrówka uczciła nadejście trzeciego tysiąclecia.
Dalej we wsi wręcz nie sposób zliczyć wszystkich pomników, figur, kamieni, masztów z flagami i pamiątkowych tablic. Ustawionych z okazji i bez okazji. A na niemal każdym okolicznościowym głazie - herb arcybiskupa Sławoja Leszka Głodzia z jego biskupim zawołaniem: “Milito pro Christo” (Walczę dla Chrystusa).
W tej “walce dla Chrystusa” w rodzinnej Bobrówce przez długie lata arcybiskupowi towarzyszyli liczni przedstawiciele najwyższych władz. Mieszkańcy wsi w pamięci mają przyjazdy choćby prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego czy wicepremiera Andrzeja Leppera.
Potem zmieniła się polityczna opcja i częściej zaczęli się pojawiać ludzie “dobrej zmiany”. A o tym, jak arcybiskup potrafi ugościć, krążą legendy. Wiadomo, że wódka na stołach była nawet przy takiej okazji, jak poświęcenie i otwarcie Centrum Charytatywno-Opiekuńczego Caritas.
Z tym centrum wiąże się odrębna historia. Gdy w Bobrówce władze gminy Jaświły zdecydowały się zlikwidować podstawówkę, budynek szkoły został wystawiony na sprzedaż. Chętnych do udziału w przetargu ponoć było więcej, ale gdy okazało się, że kupnem zainteresowany jest sam Jego Ekscelencja, wiadomo było, że nikt inny nie miał szans.
Ostatecznie konkurentów nie było i Sławoj Leszek Głódź za 60 tys. zł nabył budynek, w którym urządził swój pałac. Od ulicy i tak widać niewiele. To, jak duży jest to gmach, widać dopiero z lotu ptaka.
W budynku od 2007 r. działa Centrum Charytatywno-Opiekuńcze, o czym informują złote litery na pomniku ustawionym przy głównym wejściu. Jednak do owego Centrum tędy się nie wejdzie, bo jest ono jedynie dodatkiem do całego pałacu.
Drzwi do Centrum znajdują się z boczku, zajmuje ono zaledwie parę pomieszczeń w lewym skrzydle gmachu. Odbywają się tam spotkania w ramach warsztatów terapii zajęciowej, przyjmują rehabilitantki. W środku skromnie.
- Nie udzielamy żadnych wywiadów, nie będziemy o niczym rozmawiać - od razu podkreślają rehabilitantki, jeszcze zanim zdążyliśmy z fotografem przedstawić się i zadać jakiekolwiek pytanie. Nie, nie wiedzą, co jest po prawej stronie budynku. Zamknięte i już. Nie mają pojęcia, co jest tam w środku. I proszą, aby już wyjść.
Faktycznie, nie każdy we wsi dostąpił tego zaszczytu, aby być tam, gdzie mieści się coś na kształt muzeum Sławoja Leszka Głódzia. Czasem ktoś wykonywał jakieś prace u księdza arcybiskupa to widział. Ludzie jednak są lojalni - a Jego Ekscelencja lojalność ceni. Wiadomo, dziennikarze przyjadą i pojadą, a człowiek tu zostanie i będzie musiał żyć zdany na łaskę i niełaskę arcybiskupa i jego licznej rodziny, która rządzi wsią i okolicami.
Po cichu jednak przyznają, że po wsi mówi się, iż w pałacu od bogactwa aż kapie. Na podłogach marmury. Na ścianach i wystawnych meblach - złoto i porcelana. Na suficie - żyrandole wykonane z jelenich poroży. I raz po raz obrazy, z których z góry spogląda ksiądz arcybiskup.
Dawna szkoła w Bobrówce to dziś letnia rezydencja metropolity gdańskiego. Spędza tu pół wakacji, a do tego przyjeżdża z różnych okazji, choćby po to, by witać tu Nowy Rok z grupą gości z Gdańska i Warszawy.
- A na sylwestra przyjedzie i tutaj bale wyprawia. Strzela. Głośno. Tu byki hoduje, to one płoty porozwalają jak zacznie strzelać. Ale i w tym roku było to strzelanie. Imprezy to lubi. Aj, nie ma co. Nie ma skromnie. Są tacy księża, co i skromnie, ale nie on - opowiadała dziennikarzom białostockiego “
Kuriera Porannego” jedna z mieszkanek Bobrówki. Oczywiście anonimowo. Tu pod nazwiskiem nikt nic nie powie. Jakby co, każdy nietutejszy.
Pałac w środku Bobrówki to jedno, do tego dochodzi ponad dwudziestohektarowa posiadłość na obrzeżach wsi. Wystarczy skręcić z głównej drogi przy figurze Jezusa Chrystusa i po chwili przed oczami rozciąga się ogromne ogrodzone pole ze słynną hodowlą danieli.
Gdy jedziemy z fotografem w kierunku posiadłości Głódziów, mijamy po drodze białego mercedesa GLS wartego grubych kilkaset tysięcy złotych. Niedługo potem tego samego mercedesa spotykamy w środku wsi, przy jedynym we wsi sklepie należącym do Macieja Głódzia, bratanka księdza arcybiskupa (alkoholu w sklepowej ofercie nie brakuje, i owszem - otwarty jest także w niedziele).
W samochodzie otwiera się przyciemniana szyba i ze środka wychyla się nalana twarz kierowcy. Nieco bełkotliwie rzuca agresywnym tonem: “Czego tu pedałki szukacie?”. Odpowiadam, że żadne pedałki i pytam, czy ma coś do nas. “Do pedałków zawsze” - brzmi odpowiedź i samochód odjeżdża.
Po pewnym czasie spotykamy się jeszcze raz. Wówczas za kierownicą siedzi kobieta, najpewniej żona. Mężczyzna zaś jest już w sklepie i wychyla się przez drzwi. “Wypie*dalać cwele! Wypie*dalać!” - wrzeszczy. Tłumaczę, że przyjechaliśmy porozmawiać. Mowa mężczyzny jest jeszcze bardziej bełkotliwa niż za pierwszym razem, choć na zegarku dopiero około 10 rano. “Wypie*dalać!” - powtarza.
Wtedy ze stojącego przed sklepem mercedesa wysiada kobieta. Oświadcza, że nie życzy sobie żadnych rozmów i idzie w kierunku mężczyzny, zapewne, aby go uspokoić.
Gdy ponownie przejeżdżamy obok majątku Głódziów, biały mercedes wjeżdża za bramę posiadłości. Wygląda na to, że człowiek, który radził nam, aby “wypie*dalać”, to osoba z rodziny lub bardzo bliskiego otoczenia księdza arcybiskupa.
We wsi wszyscy wiedzą, że do pilnowania interesów arcybiskupa w Bobrówce wyznaczony jest właściciel wiejskiego sklepu, bratanek Maciej, a właściwie jego żona Kasia. To ona wszystkim zarządza. A jest czym.
Już samo to, co widać z ulicy, robi wrażenie. Wszystko otoczone wysokim płotem, zajrzeć niełatwo. Każdy obcy zostanie błyskawicznie namierzony, zewsząd zerkają kamery monitoringu, w paru miejscach wiszą tabliczki ostrzegające, że obiekt jest pod ochroną. Gdy ktoś za bardzo się interesuje, przyjeżdża policja.
Zaraz obok posiadłości - niezwykły domek. Przy bramie szyld z logo Radia Maryja. Na bramie - ogromne banery wyborcze posłów PiS Jarosława Zielińskiego i Dariusza Piontkowskiego.
W oknie - wizerunek Jarosława Kaczyńskiego. A na terenie posesji - pomnik Jana Pawła II, dokładniej: “ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II WIELKIEGO”, obok figurka Chrystusa Frasobliwego.
Wartość majątku szacowana jest na parę milionów. Gospodarstwo rolne, hodowla danieli to nie wszystko. Jak ujawniła “Kurierowi Porannemu” osoba z otoczenia Sławoja Leszka Głódzia, na terenie posiadłości jest co najmniej 8 budynków mieszkalnych, gdzie mieszkają siostry, brat i bratankowie. Do tego kryty basen, przepiękna kapliczka oraz tzw. bacówka.
Bacówka to lokal na imprezy. Często takie, że słyszy cała wieś. Bo jak już arcybiskup Głódź coś robi, to robi pełną gębą.
Niecały rok temu wyprawił taki pogrzeb swemu o 5 lat starszemu bratu, że sam przyznawał na mszy żałobnej: “Mój brat pewnie się nie spodziewał, że on - zwykły rolnik - będzie miał tak uroczysty pogrzeb”. I faktycznie, lista osobistości, jakie przyjechały do Bobrówki na pogrzeb bądź co bądź anonimowego 78-letniego rolnika z okolic Moniek, była imponująca.
Wpływowy brat sprawił, że mszę pogrzebową Antoniego Głódzia koncelebrowało - co skrzętnie odnotowywała Katolicka Agencja Informacyjna - czterech arcybiskupów, pięciu biskupów oraz prawie 90 księży z archidiecezji gdańskiej, białostockiej, z diecezji warszawsko-praskiej oraz z Ordynariatu Polowego.
Do tego w kościele odczytano listy kondolencyjne od nuncjusza apostolskiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i paru innych hierarchów. Mowę nad trumną wygłaszał m.in. poseł PiS Krzysztof Jurgiel, a wśród uczestników uroczystości byli przedstawiciele władz państwowych - wojewodowie podlaski i pomorski - oraz choćby prezes TVP Jacek Kurski.
Konduktowi żałobników towarzyszyły liczne poczty sztandarowe Ochotniczej Straży Pożarnej. No tak, bo należy wspomnieć o jeszcze jednym - na czele OSP w Bobrówce od ponad dekady stoi bratanek arcybiskupa.
Wpływów Głódziów jest zresztą o wiele więcej - Maciej Głódź jest w Radzie Sołeckiej wsi Bobrówka, zaś w Radzie Piasków, przysiółka Bobrówki, zasiada... sam Sławoj Leszek Głódź.
Z rozmów z mieszkańcami Bobrówki wynika, że raczej nikt tu na księdza arcybiskupa nie powie złego słowa. Wszyscy zdają sobie sprawę, jak duże są jego wpływy. Wielu z nich pracuje na stałe lub dorywczo w posiadłości Głódziów lub w innych biznesach tej rodziny.
Ale też wielu nie skrytykuje księdza arcybiskupa nie ze względu na jakiekolwiek obawy, tylko dlatego, że są mu wdzięczni. - Gdyby nie on, drogi asfaltowej to by tu nie było. Jest ośrodek rehabilitacyjny, jest kościół. To wszystko jego zasługa - wspomina jeden z mieszkańców.
Droga, most na rzeczce Brzozówce i kościół to coś, co dzięki Sławojowi Głódziowi powstało jeszcze w głębokich latach 90. Dzięki temu mieszkańcom było jakby bliżej do cywilizacji, a i sam hierarcha miał łatwiejszy dojazd do swoich włości.
Budowa kościoła ruszyła jeszcze pod koniec PRL, gdy ks. Głódź pracował w watykańskiej Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich. Co zaskakujące, świątynia powstała jako filia, czyli kościół pomocniczy dla probostwa w pobliskiej wsi Brzozowa. Żeby hierarcha, jak przyjeżdża do swojej rodzinnej wsi, nie musiał się za daleko fatygować na mszę.
Sytuacja nieco stanęła na głowie i dziś kościół pomocniczy jest wręcz ważniejszy niż samo probostwo. “
Newsweek” opisywał ponad rok temu, z jaką pompą urządzono tu uroczystości. Wszystko transmitowały Radio Maryja i Telewizja Trwam, podając, że to 25-lecie parafii w rodzinnej miejscowości abpa Sławoja Leszka Głódzia. Nikt nie prostował, że to żadna parafia tylko filia.
Wraz z metropolitą gdańskim świętowali wówczas choćby o. Tadeusz Rydzyk, liczni biskupi, wielu polityków z Janem Szyszką, Jarosławem Zielińskim i Krzysztofem Jurgielem. Pojawił się też przedstawiciel Watykanu, odczytując specjalny list od papieża Franciszka.
Znamienici goście raz po raz odwiedzają kościół w Bobrówce i mają co podziwiać. W środku marmurowy ołtarz, na nim obraz “Matka Odkupiciela” pędzla włoskiej artystki Pauli Lattanzi otoczony pozłacaną porcelaną - to na wzór wystroju Katedry Polowej Wojska Polskiego w Warszawie, gdzie ks. Głódź rozpoczynał biskupią karierę. Na ścianach wokół prezbiterium miecze i halabardy podarowane przez biskupa. Patrząc na świątynię czy to wewnątrz, czy to na zewnątrz nikt by nie powiedział, że jest to kościół w miejscowości liczącej mniej niż 400 mieszkańców.
Jeden z mieszkańców Bobrówki mówi, że jego całe to biskupie bogactwo nie razi. - On to wszystko nie dla siebie, on dla ludzi - przekonuje. Skąd na to pieniądze? Pewne światło na tę kwestię rzucił niedawny
reportaż w TVN24, gdzie informowano, jak hierarcha poniża podległych mu księży, zastrasza ich, wymusza przekazywanie datków, domaga się sowitej opłaty za udział w uroczystości bierzmowania.
Bobrówka jest przygotowana na to, by Sławoj Leszek Głódź mógł powrócić w rodzinne strony, gdy przejdzie na emeryturę. Tu wszystko wygląda i funkcjonuje tak, jak sobie zamarzył. I nikt nie powie, że coś jest nie tak. Bo wszyscy wiedzą, jak ksiądz arcybiskup widzi swoją przyszłość. Wyjawił to w wywiadzie dla “
Dziennika Bałtyckiego” w 65. urodziny.
- W życiu kapłańskim osiągnąłem wszystko, poza świętością, do której trzeba dorastać. Ale jeszcze chciałbym zostać sołtysem. (...) A dlaczego nie? To przecież nie jest stanowisko ani samorządowe, ani polityczne. Sołtys to sołtys.
- Ale dlaczego sołtysem? Bo ma władzę we wsi?
- Tak, bo to jest najważniejsze stanowisko we wsi. A ja jestem synem wsi i nim pozostanę. (...) na razie nie chcę o tym zbyt wiele mówić. Ale sołectwo już zostało w tym celu utworzone tam, gdzie jestem zameldowany, na Białostocczyźnie - wyjawiał abp Głódź w rozmowie z Ryszardą Wojciechowską blisko 10 lat temu.
Ten moment jest tuż tuż. 13 sierpnia przyszłego roku Sławoj Leszek Głódź kończy 75 lat i zgodnie z prawem kanonicznym musi złożyć rezygnację z urzędu. Jeśli faktycznie zostanie sołtysem w Bobrówce, to właściwie będzie to formalność. Już teraz i tak w tej wsi wszystko zależy od niego i jego rodziny.