Reportaż "Czarno na białym" ma pokazywać, jakim człowiekiem jest abp. Sławoj Leszek Głódź. Wypowiedzi poniżanych przez niego księży są porażające i zdają się dowodzić patologii, jaka dzieje się za zamkniętymi drzwiami luksusowej rezydencji hierarchy. Z relacji duchownych wychodzi obraz Głódzia jako osoby, dla której liczą się tylko pieniądze i władza.
– Biskup jest ojcem diecezji i ojcem księży w diecezji – mówi w reportażu ks. prof. Adam Świeżyński. Profesor UKSW był pierwszym księdzem, który zdecydował się poinformować nuncjusza apostolskiego o nadużywaniu pozycji przez Głódzia. Bo metropolity gdańskiego nie cechuje nic, co charakteryzuje dobrego ojca. Tak przynajmniej wynika z materiału "Czarno na białym".
Na biurka nuncjusza apostolskiego abp. Salvatore Pennacchia i jego poprzednika abp. Celestino Migliore trafiały skargi księży, którzy spotkali się z mobbingiem ze strony abp. Sławoja Leszka Głódzia. Dotarli do nich dziennikarze TVN-u, dzięki czemu mogliśmy poznać ich fragmenty.
Żądza pieniędzy...
Poza stosowaniem przemocy psychicznej, Głódź miał wymagać od księży ze swojej diecezji wysokich "ofiar" pieniężnych, np. za posługę bierzmowania. Arcybiskup w podzięce od miejscowego proboszcza dostawał za nią średnio kilkanaście tysięcy złotych. Ci włodarze poszczególnych parafii, którzy dawali mniej, byli przez Głódzia szykanowani. Brak ofiarności mógł mieć także poważniejsze konsekwencje, jak np. karne przeniesienie na inną parafię, tzw. "dekret".
Za pieniądze i drogie prezenty, którymi księża obdarowywali Głódzia np. z okazji imienin, można było sobie kupić lepszą pozycję, wynika z "Czarno na białym". Młodzi księża, bez doświadczenia, mieli obejmować duże, miejskie parafie dzięki "ofiarności" pożądanej przez metropolitę. – Jeśli jest to prawda, to jest to skrajna patologia. Jest to coś, co niszczy nie tylko Kościół w relacjach, ale niszczy tych ludzi wewnętrznie – skomentował te doniesienia ks. prof. Świeżyński.
... i władzy
W reportażu pojawia się także relacja kleryka z otoczenia abp. Głódzia. Metropolita gdański miał wykorzystywać alumnów seminarium do posługiwania i zabawiania hierarchy i jego gości w trakcie przyjęć. Dla kleryków-kelnerów miały zostać uszyte specjalne czerwone kamizelki i muchy.
Przykre jest to, że pokrzywdzonym księżom nikt nie chce pomóc. Kościołowi na rękę jest utrzymywanie abp. Sławoja Leszka Głódzia, ponieważ jego działalność zapewnia instytucji pieniądze. – Te wszystkie sytuacje utwierdzają mnie w przekonaniu, że z nikim nie można w Kościele porozmawiać na takie tematy. Trudno jest porozmawiać serio, być wysłuchanym i mieć pewność, że ktoś zechce wyjaśnić sprawę. Zazwyczaj jednak zapada milczenie – skwitował Świeżyński.
Sam arcybiskup nie chciał rozmawiać z dziennikarzami TVN24. Z wyraźnym oburzeniem szybko uciął rozmowę, tłumacząc się uczestnictwem w uroczystościach dożynkowych. – Proszę nie molestować mnie tutaj w świętym miejscu, jakim są Trąbki Wielkie – powiedział.
Fragment relacji księdza pokrzywdzonego przez abp. Sławoja Leszka Głódzia
Któregoś dnia (który określam jako przełomowy), po kilkugodzinnych zakupach w celu zaopatrzenia rezydencji – na pytanie 'gdzie byłeś?', odpowiedziałem – 'robiłem zaopatrzenie rezydencji w kilku marketach'. Arcybiskup zareagował krzykiem: 'Nie pier**l!, rozjeżdżasz się gdzieś po diecezji, masz za dużo czasu'. Od tego dnia, Ks. Arcybiskup przestał się hamować i wielokrotnie moje odpowiedzi na pytania ucinał 'nie pier**l'