Przez 11 lat był prezesem Jagiellonii Białystok. To za jego rządów Duma
Podlasia po raz pierwszy w historii zdobyła dwa wicemistrzostwa, Puchar Polski
oraz Superpuchar. Teraz chce sięgnąć wyżej i zostać prezesem Polskiego
Związku Piłki Nożnej. Cezary Kulesza, piłkarski działacz w rozmowie z NaTemat.pl
zdradził, co zrobi z Paulo Sousą i dlaczego nie uważa się za „króla disco-polo”.
W naTemat pracuję od kwietnia 2021 roku jako dziennikarka newsowa i reporterka. W swoich tekstach poruszam tematy społeczne, polityczne, ekonomiczne, ale też związane z ekologią czy podróżami. Zawsze staram się moim rozmówcom dawać poczucie bezpieczeństwa i zaopiekowania się, a czytelnikom treści wysokiej jakości. Pasja do dziennikarstwa narodziła się we mnie z zamiłowania do pisania… i ludzi. Jestem absolwentką dziennikarstwa i medioznawstwa oraz politologii na Uniwersytecie Warszawskim.
Euro 2020 nadal trwa, choć już bez udziału Polaków. Biało-Czerwoni po remisie z
Hiszpanią 1:1 i dwóch porażkach – ze Szwecją (3:2) i Słowacją (1:2) zakończyli swój
udział na piłkarskim turniej.
Tegoroczne Euro było też ostatnim turniejem obecnego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. 18 sierpnia delegaci piłkarskiej centrali wybiorą nowego szefa polskiego związku. Pewnych jest dwóch kandydatów – były reprezentant Polski, Marek Koźmiński i Cezary Kulesza. Były szef Jagiellonii Białystok, który w strukturach PZPN zasiada od 2012 roku. W tym czasie, przez ponad 10 lat zarządzał białostocką drużyną.
Od 1994 roku prowadzi wytwórnię muzyczną "Green Star", wydającą głównie muzykę disco polo. To dzięki niej wypromował się zespół Boys i Zenek Martyniuk. Teraz chce zająć się krajową piłką. Jaką ma wizję na rozwój futbolu w naszym kraju?
Komu kibicuje pan na Euro po odpadnięciu Polski?
Cezary Kulesza: Początkowo moim faworytem w tym turnieju była Francja, jednak odpadła po bardzo dobrym i dramatycznym meczu, bo prowadzili 3:1 a ostatecznie skończyło się na 3:3. Potem była dogrywka i rzuty karne, które zaważyły na zwycięstwie Szwajcarów. Przeważnie jest tak, że największe gwiazdy każdej drużyny nie strzelają karnych. Tu również to właśnie Kylian Mbappe nie trafił w decydującym momencie do bramki.
Czego zabrakło Polsce, by awansowała do dalszej fazy pucharowej?
Myślę, że pomimo naprawdę niezłych piłkarzy jakimi dysponujemy, zabrakło prawdziwej, zgranej drużyny. Analizując spotkania można zauważyć, że Polacy byli częściej przy piłce i stwarzali więcej szans. Gdyby udało się wygrać ze Słowacją, to przy remisie z Hiszpania gralibyśmy dalej. Ciężko mi teraz szukać przyczyny, gdyby w meczu ze Szwecją dwa strzały Lewandowskiego w poprzeczkę, przełożyły się na gola, to w pierwszej połowie byłoby 1:1 i taka sytuacja zadziałaby na drużynę mobilizująco. Jednak tak się nie stało, a my zostaliśmy z uczuciem rozczarowania i złości.
Ten mecz ze Szwecją oglądał pan z trybun?
Tak, byliśmy tam wszyscy jako PZPN. Było bardzo ciepło, bo temperatura sięgała aż 35 stopni.
Miał pan okazję porozmawiać po tym meczu z graczami naszej kadry?
Nie, nie miałem okazji. Myślę, że po tym, jak nie wykorzystaliśmy wielkiej szansy na awans, nasi piłkarze sami nie byli chętni do rozmów.
Czy pana zdaniem, to Euro było najsłabsze w naszym wykonaniu? Bo patrząc na nasze dotychczasowe rezultaty, ostatni raz z jednym punktem wyszliśmy 13 lat temu. Nawet za kadencji Franciszka Smudy Polacy mieli 2 pkt w grupie.
Ciężko jest porównywać, które Euro było najgorsze. Zabrakło nam na boisku przede wszystkim zrozumienia i kolektywu. To, co mnie jednak boli najbardziej, to to, że dalej w turnieju zaszły takie drużyny jak Czechy czy Ukraina. A nie mamy przecież kadry, która jest od nich słabsza. Myślę, że sami piłkarze by się z tym zgodzili, że stać nas było na więcej.
Czy pan był zwolennikiem zwolnienia Jerzego Brzęczka i zatrudnienia Paulo Sousy?
O zwolnieniu selekcjonera dowiedziałem się, będąc jeszcze z Jagiellonią na obozie w Turcji. Przeczytałem na jednym z portali, że Brzęczek nie poprowadzi już kadry. Na pewno było to sporym zaskoczeniem. Rozumiem, że prezes Boniek chciał dać reprezentacji nowy impuls po to, by na Euro osiągnąć sukces. Niestety nie udało się.
To przejdźmy teraz do podstawowego pytania – dlaczego chce pan kandydować na prezesa PZPN?
Z piłką nożną jestem związany przez całe życie. Najpierw sam biegałem po boisku, przez 11 lat byłem prezesem Jagiellonii Białystok, a od kilku lat dzielę się wiedzą o zarządzaniu piłką jako wiceprezes PZPN oraz członek rady nadzorczej Ekstraklasy. Znam piłkę nożną na każdym szczeblu - od futbolu amatorskiego do profesjonalnego. Kandydatura na prezesa PZPN pojawiła się po rozmowach z wieloma ludźmi ze środowiska piłkarskiego – przedstawicielami wojewódzkich związków piłki nożnej i klubów, którzy wielokrotnie namawiali mnie do tego kroku. Myślę, że z moją wiedzą i doświadczeniem jestem w stanie usprawnić funkcjonowanie PZPN w wielu obszarach.
Rozstanie z Jagiellonią było trudne?
Na pewno. Mam do tej drużyny spory sentyment, pracowałem dla niej kilkanaście lat. W pewnym momencie gdzieś tam łezka się zakręciła po tym, jak ogłosiłem swoją rezygnację, ale moja decyzja była przemyślana, to nie było z dnia na dzień. Otrzymałem wsparcie od kibiców, którzy zebrali się spontanicznie. To wspaniałe uczucie. Szczególnie, że nieczęsto prezesi mają takie pożegnania.
Jak w takim razie ma pan zamiar przekonać delegatów do swojej wizji?
Delegaci - czyli reprezentanci związków wojewódzkich czy klubów Ekstraklasy, I ligi, futsalu czy piłki kobiecej doskonale mnie znają. Wiedzą, kim jestem i znają mój piłkarski dorobek. Od wielu miesięcy jeżdżę po Polsce i wsłuchuje się w ich problemy i potrzeby. Dialog i łączenie piłkarskiego środowiska są dla mnie bardzo ważne, ponieważ przez ostatnie lata zostały stworzone niepotrzebne podziały na kluby, związki, PZPN, Ekstraklasę itd. A przecież piłka jest jedna, dla wszystkich.
A gdyby mógł pan wskazać, w czym jest pan lepszy od swojego kontrkandydata?
Nie chciałbym za bardzo porównywać się z Markiem. On ma swoje atuty, ja mam swoje. Moim zdaniem kampania powinna być tylko i wyłącznie merytoryczna. Pomimo tego, że mój przeciwnik dokonuje licznych ataków personalnych, to uważam, że to nikomu nie służy. A już na pewno nie polskiej piłce. Ona potrzebuje konstruktywnych pomysłów oraz ciężkiej pracy. Myślę, że udało mi się odnieść duży sukces w biznesie, a to doświadczenie wykorzystałem i przeniosłem również do klubu. Jako prezesowi Jagiellonii z małego klubu na Podlasiu udało stworzyć się, wraz z zespołem ludzi - dobrze znaną markę. Puchar Polski, Superpuchar, dwa wicemistrzostwa Polski, brązowy medal. Pięciokrotnie walczyliśmy o Ligę Europy. To był najlepszy czas w historii klubu, bo wcześniej takich sukcesów nie udało się osiągnąć. Zostawiam też klub w bardzo dobrej kondycji – bez długów, z nowym stadionem oraz nowoczesną bazą treningową i akademią.
Wrócę jeszcze do Paulo Sousy, bo to pytanie nurtuje wielu kibiców. Minimalnym celem trenera był awans do fazy pucharowej. W takim razie – jaka będzie jego przyszłość? Czy pan po objęciu funkcji prezesa PZPN będzie chciał doprowadzić do zmiany selekcjonera?
Jak zostanę prezesem i będę miał realny wpływ na decyzję, to wtedy będą mógł się wypowiedzieć na ten temat. Z tego co wiem, to jeśli awansujemy na MŚ 2022, to ta umowa jest przedłużona automatycznie.
A obawia się pan, że na te Mistrzostwa Świata jednak nie pojedziemy?
Na pewno ciężko będzie zająć pierwsze miejsce w grupie – zwłaszcza po tym, jak przegraliśmy z Anglią i zremisowaliśmy z Węgrami. Przed nami teraz decydujące spotkania w walce o awans m.in. mecz z Węgrami u siebie. Szkoda tego spotkania na wyjeździe, bo gdyby wynik był po naszej stronie, szanse na awans chociaż do baraży by bardzo wzrosły. Nie ma co jednak zwieszać głów, trzeba walczyć. Musimy zacząć zdobywać punkty.
Oprócz futbolu zajmuje się pan wytwórnią „Green Star”. W mediach pojawiają się tytuły o panu jako „królu disco-polo”. Zgadza się pan z tym tytułem?
Królem nie jestem, bo ja tych utworów nie tworzę. Królem już okrzyknięto choćby Marcina Millera z zespołu Boys. Osobiście tego tytułu nie przyjmuje. Natomiast nie wstydzę się tego, że odniosłem sukces w tym biznesie. Wiele lat temu dobrze przewidziałem, że ten rynek będzie się w Polsce rozwijał i potrafiłem się w nim odnaleźć.
W takim razie, co się stanie z wytwórnią, gdy obejmie pan funkcję prezesa PZPN?
W mojej wytwórni jest wielu pracowników. Oni wiedzą, co mają robić. Na pewno nie będzie obciążało ich to, że nie będę miał dla nich czasu. Przygotowałem to już wcześniej, by zrzucić z siebie ten ciężar obowiązków i aby przejęły to inne osoby. Wszystko funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszyna.