Mała rewolucja w Formule 1 już w piątek. Czegoś takiego jeszcze w historii nie było
Krzysztof Gaweł
14 lipca 2021, 20:21·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 lipca 2021, 20:21
W najbliższy weekend wraca rywalizacja w Formule 1, dziesiątą odsłoną cyklu Grand Prix w obecnym sezonie będzie rywalizacja na słynnym torze Silverstone, która rozegra się w dniach 16–18 lipca. Królewska seria będzie w Wielkiej Brytanii testować, w zupełnie nowej formie odbędą się kwalifikacje, co nie do końca podoba się ekipom oraz kierowcom. Wyścig tradycyjnie w niedzielę (godz. 15:00).
Reklama.
Rewolucja w Formule 1, kwalifikacje całkiem na nowo
Rywalizacja w dziesiątej odsłonie mistrzostw świata Formuły 1 przyniesie rewolucyjną zmianę w formacie kwalifikacji, która będzie testowana już w ten weekend na torze Silverstone, a później jeszcze podczas Grand Prix Włoch i na zakończenie sezonu, już poza Europą. Idea jest taka, by kibice podczas weekendu zaznali jeszcze większych emocji i obejrzeli... dwa wyścigi zamiast jednego.
Jak to wszystko będzie wyglądać? W piątek odbędzie się tylko jedna sesja treningowa, a po niej obejrzymy tradycyjne kwalifikacje, trwające godzinę i podzielone na trzy części. W sobotę czeka nas znów tylko jeden trening, a później kwalifikacje sprinterskie. Cała stawka, na podstawie miejsc wywalczonych w piątek, ruszy w sobotę do rywalizacji na dystansie 100 kilometrów, czyli 17 okrążeń toru Silverstone.
Pole position oraz trzy dodatkowe punkty zgarnie najszybszy, kolejnych dwóch dostanie odpowiednio dwa i jeden punkt, który liczyć się będzie do klasyfikacji generalnej. Na podstawie sprintu i zajmowanych miejsc stawka ruszy do niedzielnego wyścigu o Grand Prix Wielkiej Brytanii. Wówczas bolidy pokonają na torze ponad 300 kilometrów i 52 okrążenia.
Drugi wyścig czy procesja? Zdania są podzielone
W trakcie sprintu nie będzie możliwości zjeżdżania do pit lane - chyba, że z powodu awarii lub wypadku - nie będzie zmiany opon i rozgrywek taktycznych. Od startu do mety kierowcy mają po prostu rywalizować. Faworyt? Wydaje się, że będzie nim Lewis Hamilton, który na swoim domowym torze wygrał już siedem wyścigów w karierze.
"Tak naprawdę nie mam jeszcze zdania na ten temat. Poczekamy i zobaczymy. Nie ma sensu tego oceniać, zanim nie sprawdzimy, jak działa ten format. Mam trochę obaw, że to będzie procesja, a nie wyścig, jak w niedzielę" - powiedział mistrz świata, który chce znów zwyciężyć przed własną publicznością i wrócić do walki o tytuł w sezonie 2021.
Do liderującego w klasyfikacji generalnej Maksa Verstappena Brytyjczyk traci 32 punkty, a Holender wygrał ostatnie trzy wyścigi i jest na fali. Dwa ostatnie na swoim torze, czyli austriackim Red Bull Ring. Teraz to Lewis Hamilton będzie gospodarzem, zobaczymy czy okaże się mało gościnny, jak uczynił to niedawno jego oponent.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut