– Nie wyobrażam sobie kampanii wyborczej bez niezależnych mediów. W tym przypadku należy bowiem mówić nie tylko o TVN. Jeśli PiS uda się zamach na tę stację, to niewykluczone, że Marek Suski zacznie przychodzić do Sejmu z nowymi projektami i systematycznie będą wycinać kolejne media, które patrzą władzy na ręce – mówi #TYLKONATEMAT Miłosz Motyka.
W rozmowie z naTemat.pl rzecznik prasowy Polskiego Stronnictwa Ludowego ocenia, w jaki sposób zmieni się medialno-polityczna rzeczywistość, jeśli TVN zniknie z anteny oraz wskazuje, jak trudno byłoby wówczas odeprzeć propagandę TVP.
Miłosz Motyka komentuje także zainicjowaną przez ludowców akcję "Tłuste koty PiS", dementuje ostatnie plotki narastające wokół PSL i tłumaczy, dlaczego działaczy młodzieżówek "nie można uczyć, że do polityki idzie się tylko po intratne stanowiska".
Czy nie odpaliliście akcji "Tłuste koty PiS" w złym momencie? Szybko całe show na scenie politycznej skradł wam Marek Suski ze swoim "lex TVN"…
Miłosz Motyka: Momentum w tej sprawie wybierał akurat Jarosław Kaczyński, gdy zaproponował Prawu i Sprawiedliwości przyjęcie uchwały dotyczącej nepotyzmu. Nawet Kaczyński widział, że ten problem – jak sam to nazwał – "tłustych kotów" jest w jego partii poważny.
A my tylko chcieliśmy prezesowi PiS pomóc uporać się z tym problemem. Dlatego przedstawiliśmy tę bardzo długą listę nazwisk osób zasiadających w zarządach i radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa, o których Jarosław Kaczyński wspomniał na ostatnim kongresie.
To jest kompletna nieprawda. Po pierwsze, jeśli chodzi o szefa IPN to wyniki głosowania w izbie wyższej były efektem spotkania senatorów z kandydującym na to stanowisko Karolem Nawrockim.
W przypadku naszych senatorów głosowanie zresztą potoczyło się różnie, a tymczasem kandydata wystawionego przez PiS poparł senator Koalicji Obywatelskiej Antoni Mężydło.
Jeśli natomiast mowa o zbliżającym się głosowaniu w sprawie uchylenia immunitetu prezesa NIK Mariana Banasia, to prezes Władysław Kosiniak-Kamysz zarekomendował głosowanie przeciw temu wnioskowi. To chyba rozstrzyga sprawę.
Obecna upolityczniona prokuratura nie wyjaśni niczego, a my nie damy się wciągnąć w wewnętrzne wojenki w PiS.
Poseł Marek Sawicki wyraźnie zasugerował co innego…
Na tym polega wewnętrzna debata. Jesteśmy w partii demokratycznej i każdy ma prawo przedstawić swoje stanowisko. Na końcu dochodzimy do konsensusu.
Chciałbym też przypomnieć, że do tej pory w kluczowych głosowaniach PSL nie zagłosowało ramię w ramię z PiS – przykładem jest choćby "Piątka Przeciwko Rolnikom". Także w głosowaniu dotyczącym ratyfikacji Funduszu Odbudowy do końca próbowaliśmy postawić PiS pod ścianą.
Wróćmy do "lex TVN". Wyobraża pan sobie Polskę bez stacji z Wiertniczej?
Przede wszystkim nie wyobrażam sobie kampanii wyborczej bez niezależnych mediów. W tym przypadku należy bowiem mówić nie tylko o TVN.
Nie wyobrażam sobie funkcjonowania w warunkach, w których zostaniemy z jedną prorządową telewizją i jednym przekazem, do tego skrajnie upartyjnionym. To, co wyprawia się w Telewizji Polskiej to przecież jest skandal!
Ludowcy nie mają TVN nic do zarzucenia? Przecież ta stacja także PSL dała nieźle popalić.
Politycy nie mogą obrażać się na to, że ktoś zadaje im trudne pytania! Niezależnie od tego, czy jesteśmy w opozycji czy przy sterach władzy, musimy mieć świadomość, że opinia publiczna – w szczególności media – patrzy nam na ręce i dopytuje o nasze działania.
W PSL od zawsze szanujemy suwerenność każdego niezależnego medium i będziemy tej suwerenności bronić – niezależnie od tego, czy sprawa dotyczy TVN, "Naszego Dziennika" czy naTemat.pl.
Chcielibyśmy, żeby nasze stanowisko było prezentowane równie często i obszernie, co innych formacji politycznych i żeby w tym zakresie wszystkie partie były traktowane równo. Nigdy nie zamierzaliśmy jednak na media wpływać, bo dla wszystkich jest lepiej, gdy politycy nie ingerują w ich działanie. Media są silne wtedy, gdy są wolne od politycznych wpływów.
"Lex TVN" w ogóle ma szansę na wejście w życie, czy jest jedynie jakaś grą na potrzeby wewnętrzne?
Wydaje się, że Jarosław Kaczyński dzisiaj nie ma większości do przegłosowania tej ustawy. Pewnie będzie ona głosowana dopiero wtedy, gdy taka większość będzie miała szansę się pojawić.
Tylko, że ze strony środowiska Pawła Kukiza byłoby bardzo nieroztropnie, gdyby poparli taki projekt. A Porozumienie wicepremiera Jarosława Gowina w tej sprawie zgłasza jednoznaczny sprzeciw.
Zdziwiłbym się, gdyby "za" głosowali też posłowie Konfederacji. Jeśli w którejś ze stacji mogą zaprezentować swoje stanowiska, to jest to TVN, a nie "TVPiS". Mam więc wrażenie, że w takich warunkach "lex TVN" nie ma szans wejść pod obrady.
Inną kwestią pozostaje jednak przedłużenie koncesji TVN24 przez KRRiT. Pozbawienie tego kanału prawa do nadawania jest dla PiS drugą opcją na to, by pozbawić Polaków dostępu do niezależnych mediów.
Stwierdził pan, że nie wyobraża sobie kampanii bez TVN, ale załóżmy taki scenariusz – jaką taktykę musiałaby wówczas obrać opozycja, by mieć szansę w starciu z propagandą TVP?
W takich warunkach opozycja musiałby się naprawdę mocno skoncentrować na spotkaniach twarzą w twarz z wyborcami. Konieczne byłyby też duże inwestycje w media społecznościowe.
Już teraz trudno robić kampanię bez nich, ale w rozważanej sytuacji musielibyśmy na social media postawić jeszcze mocniej. To one zapewne stałyby się głównym środkiem przekazu, gdyby zniknęła ostatnia duża i niezależna telewizja.
W ostatnich sondażach PSL ciągle balansuje na 5-proc. progu wyborczym. Aby mieć pewność wejścia do kolejnego parlamentu wystartujecie więc z list nakreślonych przez Donalda Tuska?
Naprawdę nie przywiązywałbym się do wyników sondaży. One dziś nie odzwierciedlają rzeczywistości, tylko próbują ją kreować. Prawdziwym sondażem zawsze są wybory.
A ostatnie wybory uzupełniające pokazały, że ludowcy są w stanie zwyciężać z PiS, nawet w miejscowościach uchodzących za bastiony partii Jarosława Kaczyńskiego. W wielu gminach wiejskich i małych miastach okazało się, że tylko kandydaci spod szyldu PSL mieli szansę konkurować z PiS-owcami.
Pamiętajmy też, że tuż przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi niektóre ośrodki badawcze twierdziły, że poparcie dla PSL jest na poziomie 2-3 proc. Tak było jeszcze miesiąc przed wyborami w 2019 roku. Ludowcy naprawdę nie mogą więc zbyt mocno przywiązywać wagi do sondaży.
Parlamentarzyści PSL na pewno znajdą się w nowym parlamencie. Natomiast to, w jakiej konfiguracji pójdziemy do wyborów, będzie zależało od wielu czynników. My jesteśmy zwolennikami startu opozycji w dwóch blokach – centrowym oraz lewicowo-liberalnym. Na pomysły dotyczące budowy silnego centrum jesteśmy jak najbardziej otwarci.
A może to czas byście z PO weszli wreszcie w taki sojusz, jaki mają wasi chadeccy partnerzy z niemieckich CDU/CSU? Namawiano was przecież do tego jeszcze za czasów wspólnych rządów.
Nasze poparcie kształtuje się inaczej niż CSU. PSL jest partią, której już nie da się przypisać do jednego obszaru. W każdych kolejnych wyborach zdobywamy poparcie nie tylko na wsiach, ale i większych miastach.
PO przez wiele lat dryfowała w lewo i dziś wielu przedstawicieli tej partii nie identyfikuje się z chadecją.
Pytanie już nie do rzecznika PSL, a prezesa Forum Młodych Ludowców: to jest dobry czas na rozpoczynanie kariery politycznej?
Moim zdaniem zawsze jest dobry czas, by nabrać politycznego doświadczenia. I lepiej to zrobić wcześniej niż później, by nie wchodzić do polityki, będąc z marszu wystawionym na listy wyborcze. To naprawdę dobrze, gdy politycy mają doświadczenie z młodzieżówek.
Ono zawsze procentuje, co widzimy po karierach zarówno prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, jak i wiceprezesów Urszuli Pasławskiej i Dariusza Klimczaka, którzy właśnie z młodzieżówek się wywodzą. Podobnie jest w PO, gdzie karierę w Młodych Demokratach zaczynało kilku znanych dziś parlamentarzystów.
To są bezcenne doświadczenia, które przydają się potem na każdym kolejnym etapie działalności politycznej. Szkoda, że dzisiaj PiS inaczej podchodzi do swoich młodych działaczy, których upycha gdzieś tam na stanowiskach wśród "tłustych kotów", a nie daje im się zmierzyć z rzetelną pracą w strukturach.
Dla wielu pańskie słowa mogą brzmieć na podpowiedź, że nie warto robić kariery poza PiS.
No cóż, w młodzieżówkach partii opozycyjnych nie rozdają stołków, ale uczą ciężkiej pracy, gwarantują zdobycie porządnego doświadczenia i pozwalają realizować pasję.
Tak samo zresztą było, gdy byliśmy u władzy. Nie można przecież młodych ludzi uczyć, że do polityki idzie się tylko po intratne stanowiska. To niewłaściwe i zresztą zawsze przemija...
Dziś młodzi mają w polityce takie same szanse, jakie na początku nowego tysiąclecia miało pokolenie Kosiniaka-Kamysza?
Czasy są jednak znacznie trudniejsze. Także dlatego, że zmieniły się warunki medialno-politycznej gry. Kiedyś liderzy młodzieżówek mieli szansę, by pokazać się na przykład w niektórych programach telewizji publicznej i zyskiwali ogólnopolską rozpoznawalność.
Dziś młodzi działacze właściwie nie mają na to szans. Nawet kultowy program "Młodzież Kontra", w którym zaczynało wielu doświadczonych obecnie polityków, został zlikwidowany.
Nie ma więc sensu obrażać się na rzeczywistość, tylko trzeba próbować ją zmieniać. Osób, które to potrafią jest całkiem sporo. Po naszej opozycyjnej stronie dostrzegam wiele obiecujących nazwisk, które w przyszłości na pewno zajmą ważne funkcje.
Jeśli PiS uda się zamach na tę stację, to niewykluczone, że Marek Suski zacznie przychodzić do Sejmu z nowymi projektami nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji i systematycznie będą wycinać kolejne media, które patrzą władzy na ręce...
Poza tym, tutaj pojawia się ważne pytanie, na które odpowiedzieć musi Platforma Obywatelska. Czy ona naprawdę chce budować chadecję, skoro – przynajmniej dotąd – konsekwentnie wypychano stamtąd konserwatywnych polityków i robiono transfery z lewicy?
Jest jednak pewien plus tej sytuacji. Ona bowiem sprawia, że przebijają się najlepsi. Jeśli ktoś tych dzisiejszych ograniczeń nie jest w stanie przeskoczyć, to oznacza, iż prawdopodobnie nie nadaje się do uprawiania poważnej polityki...