W najnowszym filmie Leosa Caraxa wystąpiły gwiazdy hollywoodzkiego formatu: Adam Driver i Marion Cotillard. Ale to tylko jeden powód, aby obejrzeć to niezwykle intrygujące dzieło.
Leos Carax ma 60 lat. Dwie trzecie swojego życia poświęcił filmom, jeśli chodzi o pełne metraże, to konkretnie czterem. Właśnie ten numer w jego dorobku otrzymała “Annette” - film nagrodzony za reżyserię na festiwalu w Cannes. Dlaczego tak mało?
Być może dlatego, że do obrazów, które tworzy Carax właściwie ciężko przypiąć filmową łatkę. Bardziej nadawałaby się górnolotna etykieta w stylu: “Przeżycie”, ale sam Carax pewnie wzdrygnąłby się na jego dźwięk, podobnie jak spora liczba krytyków oceniających jego działa na jedną gwiazdkę.
Nie mniej jednak wymyślenie, opracowanie i wreszcie wtłoczenie w tryby machiny produkcyjnej konceptu pokroju “Annette” (czy wcześniejszych “Holy Motors”, “Złej krwi” oraz “Boy meets Girl”) musi zajmować sporo czasu.
Już sama warstwa gatunkowa jest bowiem tak kaloryczna, że spokojnie wyżywi nawet najbardziej zachłannych fanów sztuki filmowej. Sam Carax opisał zresztą swój film jako “muzyczną fantazję z odrobiną komedii, miłości, seksu, potworem, dzieckiem oraz kilkoma trupami”.
Faktycznie, “Annette” to niezwykle eklektyczny miszmasz. Musical, horror, rock-opera, stand-up, studium charakteru, dramat i komedia w jednym. A wszystko to zatopione w absurdzie, ociekającym muzyką. I to nie byle jaką, bo muzyką zespołu “Sparks”, który w druku niemal nie pojawia się dzisiaj solo — zawsze w towarzystwie przymiotnika “legendarny”. Ron i Russell Mael są również autorami scenariusza.
Jeśli nazwisko “Mael” albo nazwa “Sparks” nic wam nie mówią, wyobraźcie sobie zespół, którego każda piosenka ma ambicje na “Bohemian Rhapsody”. Wiele mówi też opis, który pojawia się w filmie dokumentalnym o braciach Mael (“The Sparks Brothers”, 2021): “Your favourite band’s favourite band” (ulubiony zespół twojego ulubionego zespołu).
Wystarczy chwila z twórczością ”najważniejszego zespołu, o którym prawdopodobnie nie słyszeliście” (kolejny cytat z dokumentu), aby zrozumieć, dlaczego to właśnie Carax zajął się przełożeniem ich opowieści na język filmowy.
O czym jest “Annette”?
Henry McHenry (Adam Driver) jest performerem. Jego stand-up pod tytułem “Ape of God” noc w noc gromadzi tłumy widzów spragnionych… dokładnie nie wiadomo czego. McHenry, do występu przygotowuje się z zapałem godnym Jake’a La Motty: boksując się ze swoim odbiciem i prężąc muskuły ukryte pod zielono burym szlafrokiem. Na scenie natomiast obdarowuje tłum solidną dawką pogardy i wyzwisk. Oszukuje, wkręca, zastrasza, wyśmiewa — nic dziwnego, że kochają go brukowce.
Henry zakochuje się w Ann — śpiewaczce operowej. Mimo że podobnie jak jej ubóstwiany przez miliony chłopak jest powszechnie rozpoznawalna, to jednak jej świat rządzi się nieco wyższymi wartościami, niż tabloidowa rzeczywistość Henry’ego.
Zakochani, co oczywiste, są początkowo ślepi na tego rodzaju potencjalne przeciwności. “We love each other so much”, które powtarzają śpiewnym głosem przez niemal ćwiartkę pierwszej połowy filmu, ma zakląć rzeczywistość. I przez moment się udaje — parze rodzi się dziecko, tytułowa Annette.
Pojawienie się dziewczynki nie cementuje jednak rodziny — wręcz przeciwnie. W Henrym budzi demony, których obecność podejrzewaliśmy od samego początku. Tu wypada zatrzymać się z opisem fabuły, nadmieniając jedynie, że w dalszej części możemy liczyć na prawdziwe “trzęsienia ziemi”. Spodziewanie się niespodziewanego jest w pełni uzasadnione, bo kto jak kto, ale Carax nie raz dowiódł, że jako twórca urodził się bez wbudowanego systemu awaryjnego hamowania.
Brak zahamowań dominuje oczywiście również w warstwie artystycznej: w filmie niemalże wszystkie kwestie zostały wyśpiewane (i co dość istotne z aktorskiego punktu widzenia: nagrane na żywo, na planie!).
Momentami kamera wydaje się żyć własnym życiem, porywając nas z jednej sceny na drugą, aby potem błyskawicznie przenieść się na przykład do ukrytego w lesie domku, w którym głowni bohaterowie uprawiają namiętny seks (cały czas przy tym śpiewając), albo na pełne morze, które topi statek, na pokładzie którego jeszcze chwilę wcześniej tańczyli główni bohaterowie. Zanim wybierzecie się więc na seans przygotujcie się mentalnie na to, że podczas tych wyjątkowych 140 minut może się wydarzyć wszystko.
Dla kogo jest “Annette”?
Jedyną właściwą odpowiedzią na to pytanie będzie: “Dla Nastii”, bo taką dedykacją rozpoczyna się film. Córka reżysera może być jedyną osobą, która w pełni rozumie jego wizję artystyczną, chociaż... wcale nie musi.
Być może, tak jak my wszyscy, oglądając obrazy Caraxa po prostu czuje to, co czują bohaterowie. A makabryczna, fantastyczna, surrealistyczna forma? Cóż, przecież na dobrą sprawę takie właśnie jest życie, absurd goni absurd — wydaje się mówić Carax.
W wywiadach, których udziela niezwykle niechętnie, możemy znaleźć potwierdzenie tej tezy: — Zwykle nie ulegam namowom, aby dyskutować o swojej twórczości. Wolę rozmawiać o prawdziwym życiu. Myślę, że ludzie nie powinni udzielać wywiadów — powiedział jednemu z dziennikarzy portalu IndieWire.
Nie należy się więc łudzić, że kiedykolwiek doczekamy się wyjaśnienia, skąd biorą się wszystkie niesamowite pomysły Caraxa. — Ludzie rozmawiają o sztuce, a artyści ją tworzą. Ale czy artyści powinni o niej mówić? — pyta retorycznie w jednym z wywiadów.
Pomimo faktu, że jak na hollywoodzkie, a nawet canneńskie standardy, Carax jest twórcą wsobnym, na własne życzenie separującym się od “branży”. Wiemy jednak dokładnie na jaką praktykę przekłada się takie działanie.
Carax może rzucać nonszalanckie wypowiedzi w stylu: “Nie jestem pasjonatem kina. Oglądałem dużo filmów, kiedy byłem młody”, a część filmowego światka i tak będzie jadła mu z ręki. Dowodem niech będzie choćby fakt, że to właśnie “Annette” otworzyła tegoroczny festiwal w Cannes i to, że Adam Driver nie tylko zagrał w filmie główną rolę, ale również został jego producentem. Czy znane nazwisko ułatwiło Caraxowi pracę?
— O tym, że pomagał zgromadzić budżet dla filmu, dowiedziałem się podczas nakładania napisów — spuentował ten fakt twórca. Poza tym bez ogródek przyznaje, że jego pierwszym wyborem był Joaquin Phoenix, ale ponoć “wstydził się” przyjść na spotkanie. Teraz może tylko żałować.
“Annette”, jak każdy film Caraxa, podzieli widownię, ale przynajmniej część widzów uzna go za arcydzieło. Czy to wystarczy?