Nie mają wykształcenia psychologicznego, dość mętnie opowiadają o swoich kwalifikacjach, przy czym hojnie szafują słowami takimi jak "profesjonalny" czy "certyfikowany". Tym razem za rozwój (a przy okazji dusze, seksualność, związki i portfele) innych kobiet wzięły się coachki. Nie można odmówić im jednego – marketingowego talentu i łatwości w składaniu obietnic.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
"Każdy mężczyzna, z którym uprawiałaś kiedykolwiek seks, zostawia część siebie w tobie, w twoim polu energetycznym, a mówiąc bardziej poprawnie – łączy się z twoją energią" – pisze na Facebooku coachka Maya Ori i zachęca do nabycia pakietu "Czyszczenia energii seksualnej po byłych".
Internet podłapuje post i przez kilka dni ludzie prześcigają się w żartach a propos – polecają Ori olać coaching i skonstruować silnik napędzany energią z oczyszczeń, śmieją się, że sex workerki nie muszą płacić za prąd i nazywają pakiet narzędziem do czyszczenia portfeli.
Maya Ori nie odnosi się do komentarzy, ale usuwa usługę ze strony. Gdy krytykanci odpływają, "Czyszczenie energii seksualnej po byłych" znów jest dostępne. Cena okazyjna – 149 euro (680 zł) za materiały do pracy własnej i nagranie z "Procesu Czyszczenia".
Oprócz zdjęć Mayi siedzącej a la Jaworowicz w sukience w lamparcie cętki pakiet reklamują opinie uczestniczek, które piszą dość niepokojące rzeczy. Na przykład: "gdy po wszystkim oddawałam mocz bolało, ale cieszyłam się, że wszystko jest oczyszczane" albo: "Dziś rano przy pierwszej wizycie w ubikacji wylała się ze mnie krew".
Ale tak daleko czujne oko Internetu niestety już nie sięga. A szkoda, bo nie trzeba nawet szczególnie zagłębiać się w treści i usługi May Ori, żeby zauważyć jak kuriozalne, a może i szkodliwe są. I nie jest to przykład jednostkowy.
Coaching mydła i powidła
Choć wydawać by się mogło, że po dość powszechnym kilka lat temu wykpiwaniu internetowych mistrzów samorozwoju spod znaku "Jesteś zwycięzcą" i "Sky is the limit" o pop coachingu zrobiło się cicho, niepostrzeżenie na rynku zaroiło się do tego typu usług skierowanych do kobiet. I to bynajmniej nie w sferze biznesowej.
Panie mogą dziś zdecydować się na pracę z coachem miłości, coachem diety, coachem duszy, coachem samoakceptacji, odkrywać w sobie "królową", "dziką kobietę", "boginię" czy inną Czarodziejkę z Księżyca.
Z jednej strony to pokłosie "mody na mistykę" spod znaku basic witches, która sprawnie łączy astrologię, wiarę w moc kryształów z mantrami czy okadzaniem pomieszczeń palo santo. Z drugiej zaś zapotrzebowanie na spotkania, wyjazdy czy zajęcia tylko dla kobiet.
Tyle że czym innym jest wspólna nauka tańca, warsztaty garncarskie albo weekend z jogą, a czym innym obietnice szczęścia i spełnienia – tego żaden psychoterapeuta swojemu pacjentowi zagwarantować nie może. I może dlatego sesje z mistycznymi "coachkami kobiet" są przeważnie o wiele droższe niż terapia.
Medialna trenerka duszy
Tamara Gonzalez Perea – była blogerka modowa, półfinalistka "Tańca z gwiazdami" i była pracowniczka TVP od niedawna reklamuje się jako "dyplomowany soul coach". Perea za wykonanie online z klientką tzw. Enneagramu życzy sobie 547 złotych.
"Ta starożytna wiedza pochodzi z czasów wielkich cywilizacji, a niektórzy twierdzą nawet, że swoje początki miała jeszcze przed powstaniem Atlantydy" – pisze na stronie Tamara. Dodaje, że swoje życie dzieli na okres przed Enneagramem i po nim.
Jej "magiczne narzędzie" to wykres dziewięciu typów osobowości wywodzący się z sufizmu (mistyczne nurty w islamie). Ma co nieco wspólnego z psychologią, nie jest jednak przez nią uznawany.