"Ruszam w góry, muszę ogarnąć dobre buty" – oto punkt wyjścia dla większości osób, które przygotowują się do eksploracji Tatr. Co jeszcze powinno znaleźć się w ekwipunku takiego człowieka, o ile do kwestii bezpieczeństwa chciałby podejść w sposób odpowiedzialny, nie ograniczając się do pośpiesznych zakupów w najbliższym sklepie sportowym? Bezcenne wnioski można wyciągnąć z naszej rozmowy z Łukaszem Zubkiem, ratownikiem zawodowym TOPR-u. Opowiedział nam o wybranych sprzętach – zarówno tych najcięższych, jak i kieszonkowych – z których korzystają profesjonaliści tacy jak on.
Wozy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego można podzielić na dwie kategorie. Pierwsza z nich to busy oraz SUV-y (to Škody Kodiaq i elektryczne
Škody Enyaq iV, choć w Tatrach "służy" również Škoda Octavia Scout), których używa się zarówno do obsługi szkoleń, wyjazdów zagranicznych oraz transportu sprzętu, jak i podczas akcji ratowniczych w miejscach, do których prowadzą drogi przejezdne przez praktycznie cały rok, takich jak np. Morskie Oko czy Dolina Chochołowska.
– Słowami-kluczami są tutaj: niezawodność, przestronność i naprawdę solidne wnętrze. Kabina i bagażnik poradzić sobie z ekwipunkiem ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego; nierzadko kanciastym, ciężkim i ostro zakończonym. Samochód ze słabej jakości tapicerką i tanimi plastikami po prostu nie nadaje się do naszej służby – klaruje Łukasz.
Gdy trzeba pognać po bezdrożach, z pomocą przychodzą samochody typowo terenowe – "pancerne" konstrukcje ze stałym napędem na cztery koła, osadzone na solidnych ramach. Lecz, jak podkreśla nasz rozmówca, w Tatrach nierzadko bywa tak, że one okazują się bezradne. Dlatego ratownicy często przeobrażają się w "lekką kawalerię", dosiadając sprzętu mniejszego, bardziej kompaktowego i dostosowanego do konkretnej sytuacji.
– No i znów musimy zacząć od podziału na dwie kategorie: pierwszą z nich są duże i ciężkie maszyny transportowe; takie nasze "woły robocze". Owszem, są wolniejsze i mniej zwinne, lecz można do nich podpinać ciężkie sanie z mnóstwem sprzętu. Lecz mamy do dyspozycji również skuter znacznie lżejszy i szybszy. Taki odpowiednik motocykla-ścigacza – objaśnia ratownik.
To maszyna wysyłana na pierwszy ogień: gdy liczy się każda sekunda, dwóch ratowników TOPR-u z podstawowym ekwipunkiem (jako tzw. szpica) rusza nią w góry, gdzie z miejsca podejmuje akcję ratowniczą, czekając, aż dołączy do nich reszta ekipy. Lecz korzystanie z tych maszyn nierzadko wiąże się z pewnymi problemami logistycznymi – gdy drogi górskie są ośnieżone, a te w Zakopanem czarne, skutery pierwszą część trasy z centrali muszą pokonywać na przyczepach podczepianych do samochodów. Dlatego ratownicy ochoczo korzystają z pojazdów znacznie bardziej uniwersalnych, a są nimi…
Na czym polegają przewagi pojazdów ATV nad skuterami? Przede wszystkim mogą zabrać znacznie więcej sprzętu, a do tego sprawdzają się niezależnie od pory roku. Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe korzysta z quadów z napędem 6x6, w których pół tuzina kół wgryza się dzielnie w każdy rodzaj nawierzchni, umożliwiając pokonywanie stromych i śliskich zboczy, głębokich wykrotów, pól i łąk.
– Bardzo istotna jest jeszcze jedna kwestia: korzystając ze skutera śnieżnego, poszkodowany musi zostać umieszczony na saniach, które nie są zbyt stabilne na wybojach; latają na prawo i lewo, w górę i w dół. Natomiast nasze quady posiadają specjalne uchwyty na nosze, dzięki czemu transport staje się dla ofiary wypadku i bezpieczniejszy, i bardziej komfortowy – mówi nam Łukasz Zubek, przechodząc do kolejnego z pojazdów, którymi dysponuje TOPR.
Mowa o czterokołowym buggy, które – owszem – nie dojedzie w niektóre z miejsc osiągalnych dla quadów (większe gabaryty utrudniają mu np. operowanie w ciasnych wąwozach i w lasach), lecz w przeciwieństwie do nich posiada kabinę. Ta pomieści trzy osoby, zapewniając minimum wygody i chroniąc przed skrajnymi warunkami pogodowymi. Dodajmy, że zarówno quady, jak i buggy są pojazdami całorocznymi – zimą, gdy Podhale pokrywa się głębokim śniegiem, ratownicy zakładają na ich koła gąsienice.
Konkretnie: W-3A Sokół, czyli sprawdzona (produkcję rozpoczęto w roku 1985) konstrukcja autorstwa zakładów PZL Świdnik. Ten średniej wielkości śmigłowiec wielozadaniowy, napędzany przez dwa silniki o łącznej mocy przekraczającej 1800 koni mechanicznych, może rozpędzić się do 260 km/h, osiągnąć pułap 6000 m n.p.m. i przelecieć maksymalnie 734 kilometry na jednym tankowaniu. Owa maszyna, której masa własna wynosi 3850 kg (startowa: 6400 kg) jest najcięższym z dział, które mogą wytoczyć ratownicy TOPR-u. Kiedy się na to decydują?
– Po pierwsze: gdy poszkodowany znajduje się w miejscu, do którego prowadzi trasa tak skomplikowana i stroma, że poddają się wszystkie inne środki transportu; czy to kołowe, czy gąsienicowe. Po drugie: w przypadku urazów najpoważniejszych, wymagających zdecydowanie najszybszej interwencji. Wówczas – nawet jeżeli ofiara wypadku znajduje się w miejscu, do którego bezproblemowo można byłoby dojechać zwykłym samochodem – śmigłowiec dotrze do niej znacznie szybciej. Następnie równie błyskawicznie przetransportuje ją do szpitala, w międzyczasie oferując znacznie lepsze zaplecze medyczne – objaśnia ratownik.
Jak dodaje: owszem, dzięki samochodom, skuterom śnieżnym, quadom, buggy oraz helikopterom ratownicy mogą działać znacznie skuteczniej i szybciej, to jednak… absolutnie najważniejszym ze środków transportu w górach są ludzkie nogi. Tak było, jest i będzie, niezależnie od rozwoju technologicznego. Oczywiście mówimy tutaj o nogach odpowiednio wytrenowanych i należących do ludzi znających Tatry niczym własną kieszeń. Skoro tak, poświęćmy chwilę na rozmowę dotyczącą ich kończyn dolnych.
Przez internet i telewizję co jakiś czas przewijają się zdjęcia oraz filmiki przedstawiające skrajnie nieodpowiedzialnych turystów, którzy postanowili wejść na Giewont w klapkach. Ale czy wiesz, że tego rodzaju obuwie można zobaczyć również na nogach ratowników górskich? Zanim złapiesz się za głowę, dodajmy: oczywiście nie używają go na szlakach górskich, lecz podczas dyżurów w zakopiańskiej bazie.
– Są długie, każdy trwa dwanaście godzin, tak więc ciągłe noszenie ciężkich butów byłoby mocno niewygodne. Dlatego po bazie bardzo często "śmigamy" sobie w klapkach. Dopiero gdy pojawia się wezwanie, na nogach ląduje obuwie, które ma zapewnić właściwą szybkość i bezpieczeństwo w Tatrach – mówi Łukasz, przechodząc do omówienia bardziej szczegółowego.
Zacznijmy od ciepłych pór roku – wówczas ratownicy używają lekkich butów sportowych pod kostkę, wyposażonych w podeszwę zapewniającą odpowiednią trakcję zarówno na skałach, jak i nawierzchniach sypkich. Późną jesienią, wczesną zimą oraz w trakcie przedwiośnia zamieniają je na uniwersalne obuwie przejściowe. Te buty, choć wciąż stosunkowo lekkie, są nieprzemakalne i sięgają powyżej kostki, co minimalizuje ryzyko kontuzji podczas biegu po błocie, lodzie i śniegu, a do tego pozwalają na podpięcie raków półautomatycznych.
– Zima jest czasem ciężkich, "pancernych" butów wyprawowych. Są bardzo ciepłe (choć zmarzluchy i tak dokładają do nich specjalne wkładki termiczne) i posiadają tzw. overbooty, czyli sięgające aż pod kolano ochraniacze zewnętrzne, które uniemożliwiają przedostawanie się do wnętrza cholewki śniegu i wody – objaśnia ratownik. Dodajmy, że w kapryśnych porach roku akcje ratownicze nierzadko rozpoczyna się w obuwiu przejściowym, lecz gdy pod stopami pojawi się więcej śniegu i lodu, zmienia się je na buty zimowe.
– Jeżeli rozmawiamy na temat naszych sposobów przemieszczania się, muszę wtrącić parę zdań na temat nart, z których korzysta TOPR. Potrzebujemy sprzętu możliwie uniwersalnego, który radzi sobie świetnie zarówno na śniegu ubitym, jak i na głębokim puchu, z dala od tras narciarskich. Dlatego korzystamy z tzw. skiturów, czyli nart z jednej strony solidniejszych od modeli typowo zjazdowych, a z drugiej: lżejszych i bardziej kompaktowych niż te, które przypinają sobie freeriderzy. Nie tylko umożliwiają jazdę w każdych warunkach, ale też ułatwiają wspinanie się na ośnieżone zbocza – objaśnia mi człowiek będący, zaznaczmy, nie tylko ratownikiem zawodowym, lecz również przewodnikiem górskim oraz instruktorem narciarskim.
Jak w telegraficznym skrócie można opisać stroje, które NAPRAWDĘ dobrze spisują się w Tatrach? Zgodnie ze słowami mojego rozmówcy kluczowymi kwestiami są tutaj: waga ("Wiadomo, im mniej kilogramów masz na sobie, tym szybciej biegniesz pod górę") i komfort (ubrania muszą mieć wygodny krój oraz oddychać). Ratownicy TOPR-u otrzymują do dyspozycji trzy zestawy strojów: letnie, przejściowe (to m. in. tzw. softshelle i lekkie stroje z Goretexu) oraz zimowe. Ostatnie z nich to solidne goretexowe hardshelle, podobne do tych, z których korzystają alpiniści, a także bielizna termoaktywna (np. z wełny merynosów) i ubrania ocieplane (czy to przy pomocy puchu, czy też włókien PrimaLoft).
– Idealne ubrania to takie, które zostały uszyte przez firmy mające naprawdę dużą wiedzę o realnych potrzebach osób przemierzających góry. Dlaczego? Bo diabeł tkwi w szczegółach. Podam ci jeden z przykładów: dobrze, jeżeli zamki błyskawiczne, zabezpieczające kieszenie w kurtkach i spodniach, są wszyte poziomo. Jeżeli znajdują się w orientacji pionowej, będziesz miał poważne problemy z ich odpinaniem, gdy założysz uprząż wspinaczkową. Oczywiście wszystko musi być najwyższej jakości. Te ciuchy mają nam służyć przez dwa, trzy sezony. A gwarantuję, że w tym czasie będą musiały znieść naprawdę wiele – słyszę z ust Łukasza.
Kieszenie i plecaki ratowników wypełnione są całą masą sprzętu, tak więc wyliczenie i omówienie wszystkich elementów wyposażenia, którego używa się w trakcie akcji ratowniczych, zajęłoby długie godziny. Dlatego proszę naszego eksperta o wybór pięciu pozycji absolutnie obowiązkowych; rzeczy, których po prostu nie może zabraknąć w ekwipunku osoby ruszającej w góry – niezależnie od tego, czy jest ratownikiem, czy turystą.
– Zdecydowanym numerem jeden jest apteczka, w której powinny znaleźć się m. in. środki opatrunkowe, opaska elastyczna i koc termiczny NRC (zwany też folią życia), który w razie wypadku chroni zarówno przed wychłodzeniem, jak i przegrzaniem organizmu. Rzecz druga: LED-owa latarka "czołówka", która powinna być jednocześnie kompaktowa, lekka, mocna (im więcej lumenów, tym lepiej) i energooszczędna; chociaż tak czy owak warto zabrać do niej dodatkowe baterie. Może uratować zarówno osoby, które przeceniły swoje możliwości i nie zdążyły wrócić przed zmierzchem, jak i tych, którzy z premedytacją wybierają się w góry wieczorem albo nad ranem – na drugą z omówionych przez Łukasza grup składają się turyści (bardzo często niedoświadczeni), którzy wychodzą w Tatry po to, aby zaliczyć malowniczy wschód albo zachód słońca. No i, zgodnie z tak gorącym ostatnimi czasy trendem, pochwalić się tym w mediach społecznościowych.
No i wreszcie rzecz ostatnia, choć nie mniej ważna: odpowiedni sprzęt GPS, dzięki któremu możemy określić swoją pozycję i odnaleźć właściwą drogę. Odpowiedni, czyli jaki? Jak podkreśla Łukasz, powinniśmy unikać urządzeń najtańszych, gdyż ich precyzja działania – zwłaszcza w trudnych warunkach górskich – pozostawia naprawdę wiele do życzenia.
– Owszem, moduły GPS montuje się dziś nawet w budżetowych smartfonach i smartwatchach, jednak umówmy się: na ich wskazaniach możemy polegać wtedy, gdy wybieramy się na przebieżkę do parku miejskiego, gdy znajdujemy się na płaskim terenie, a kilkadziesiąt metrów w tę czy w tamtą stronę nie robi większej różnicy. Natomiast podczas eksplorowania strzelistych Tatr są jedynie zabawkami, które dając złudne poczucie bezpieczeństwa, często okazują się bezradne. Jesteś odpowiedzialny? Zainwestuj kilkaset złotych w urządzenie dedykowane; w lokalizator GPS wyprodukowany przez jedną z firm specjalizujących się w takich właśnie sprzętach. Zapewni nie tylko dokładniejsze wskazania, ale i dłuższy czas pracy na baterii, a do tego odporność na złe warunki pogodowe oraz uszkodzenia mechaniczne – podsumowuje ratownik dodając, że – szczególnie jeżeli nie jesteś zbyt wytrawnym turystą – warto zabrać także tradycyjną mapę i kompas.
Pozycję czwartą na naszej liście ekwipunku na wagę zdrowia i życia zajmuje duet "rękawiczki i czapka", który z racji na dynamikę zmian górskiej pogody warto mieć przy sobie nawet latem. Natomiast zimą staje się czymś równie obowiązkowym, co numer piąty, czyli ABC Lawinowe. Mowa tutaj o zestawie składającym się z detektora, sondy i łopaty – bez którego, jak zaznacza Łukasz, nie powinniśmy nawet myśleć o szusowaniu na nartach poza ubitymi trasami.
Co jeszcze? Przysłowiowy olej w głowie, rozumiany jako odpowiednie przygotowanie się do wyjścia w góry. Chodzi tu o przeanalizowanie danej trasy pod względem trudności i obliczenie czasu jej przebycia, bazując na zdroworozsądkowej ocenie własnych umiejętności, a także warunkach pogodowych – tych aktualnych, jak i prognozowanych (zimą zwracając szczególną uwagę na komunikaty lawinowe). No i zawsze należy pamiętać o zasadzie, która dotyczy zarówno doświadczonych ratowników, jak i ceprów-amatorów: nic, absolutnie nic, nie zastąpi zdrowego rozsądku i pokory wobec Tatr.
Materiał powstał we współpracy z firmą Škoda.