Po prawie trzech tygodniach rywalizacji w katowickim Spodku rozstrzygnęło się, kto został nowym mistrzem Europy. Finał doczekał się tie-breaka, którego na swoją korzyść rozstrzygnęli Włosi. Italia wygrała 3:2 (22:25, 25:20, 20:25, 25:20, 15:11) i zdobyła złoto ME po 16. latach przerwy. To był mecz godny finału.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Skład finalistów ME 2021 jest mimo wszystko niespodziewany. Patrząc na poprzednie Euro, faworytem pojedynku wydają się być Słoweńcy. To oni są aktualnymi wicemistrzami.
Dodatkowo w półfinale odprawili 3:1 gospodarzy i to w katowickim Spodku. Patrząc jednak na rywala Włochów, ci wcale nie mieli łatwiej. Musieli bowiem w sobotę rozprawić się z obrońcą mistrzowskiego tytułu. Drużyna Italii wygrała jednak również w czterech partiach.
Jedno było zatem pewne. W niedzielny wieczór poznaliśmy nowego mistrza Europy. Słoweńcy w swoim dorobku nie mieli ani jednego złota na ME. Włosi zgarniali tytuł mistrzów kontynentu pięciokrotnie, ostatni raz w 2005 roku.
Genialna atmosfera
Kto zdecydował się zasiąść w katowickim Spodku, z pewnością nie żałował. Choć w finale nie zagrali Polacy, atmosfera na trybunach była kapitalna. Słoweńcy mieli przewagę w postaci kilku sektorów wypełnionych przez własnych kibiców.
Za to polska publiczność wspierała Italię, zwłaszcza w sytuacjach, w których wynik oscylował wokół remisu. Trybuny zatem "żyły" przez całe finałowe spotkanie.
Sportowo to Słoweńcy byli o kilka punktów z przodu, właściwie w każdym secie wywierając presję na drużynie trenera Ferdinando De Giorgiego.
Selekcjoner wicemistrzów sprzed dwóch lat, Alberto Giuliani od początku postawił na rozegraniu na Gregor Ropreta, największego zwycięzcę półfinału z reprezentacją Polski.
Rozgrywający odmienił grę drużyny, dostał zaufanie i wydawało się, że plan wypalił. Włosi jednak nie po to znaleźli się w finale, żeby położyć się przed bardziej doświadczonym przeciwnikiem.
Najlepszym dowodem było to, że dwa razy wrócili do meczu, ze stanu 0:1 i 1:2 w setach. Kapitalny mecz rozgrywał Daniele Lavia, który wyszedł z cienia mocno chwalonego Alessandro Michieletto.
Za to po stronie Słoweńców rozkład punktowy był bardzo równomierny. Liderów było trzech: Toncek Stern, Alen Pajenk i Klemen Cebulj.
Finał miał też nieoczywistych bohaterów, którzy mieli swoje momenty. Tak jak chociażby Yuri Romano, który za sprawą swojej świetnej zagrywki był w stanie przywrócić Italię do żywych w tie-breaku - ze stanu 0:3 do 3:3.
Były też emocjonujące zwroty akcji. Ster w końcówce trzeciego seta, który swoją serią zagrywek dał przewagę, które Słoweńcy już nie stracili. Po drugiej stronie w/w Lavia przywrócił Italię do gry w kolejnej partii. Dając nadzieję na tie-breaka.
W decydującym momencie piątej partii klasę pokazał Michieletto. Jego seria punktowych zagrywek dała Włochom bezpieczne prowadzenie (11:7). Włosi takiej przewagi już nie wypuścili.
Zwycięstwo w Polsce to też duży sukces dla byłego selekcjonera Biało-Czerwonych. "Fefe" udowodnił, że ma pomysł na drużynę, przed którą zapowiada się bardzo dobra przyszłość.
Najwięcej punktów w finale zdobył Lavia, autor 21. oczek. Cztery mniej dołożył Michieletto. Za to wśród przegranych najlepszy był Pajenk. Środkowy zaprezentował imponującą formę, kończąc mecz z szesnastoma punktami (w tym cztery bloki).
Włochy - Słowenia 3:2 (22:25, 25:20, 20:25, 25:20, 15:11)
Sędziowali: Wojciech Maroszek (Polska) i Susana Rodriguez Jativa (Hiszpania)
Włochy: Simone Giannelli, Giulio Pinali, Daniele Lavia, Alessandro Michieletto, Simone Anzani, Gianluca Galassi, Fabio Balaso (libero) oraz Francesco Recine, Fabio Ricci, Yuri Romano, Alessandro Piccinelli (libero). Słowenia: Toncek Stern, Alen Pajenk, Jan Kozamernik, Gregor Ropret, Tine Urnaut, Klemen Cebulj, Jani Kovacić (libero) oraz Alen Sket, Dejan Vincić, Saso Stalekar, Rok Mozić, Jan Klobucar.