Lewicka: Od córki leśniczego do wujka Brudzińskiego, czyli rodzina PiS na swoim
Karolina Lewicka
20 września 2021, 11:03·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 września 2021, 11:03
Codzienna porcja wieści ze skrzynki pocztowej Michała Dworczyka dostarcza nam - opinii
publicznej – i to już od ponad trzech miesięcy, nieocenionej wręcz wiedzy o tym, jak
funkcjonuje ta władza, i jakie trawią ją patologie. Rząd wprawdzie nabrał wody w usta i nie komentuje publikowanych treści, przekonując, że niektóre z nich to fałszywki – ale jakoś do tej pory nikt nie krzyczał, że oto pojawiła się spreparowana informacja.
Reklama.
Nadzwyczajnie dużo treści dotyczy polityki kadrowej PiS-u, obsadzania krewniakami i przyjaciółmi ze szkoły wszelkich stanowisk, będących w gestii państwa, czyli de facto partii. Wprawdzie wszystko to wiemy, ale jednak warto przyjrzeć się temu nieco bliżej.
Przez jakiś czas symbolem nepotyzmu PiS-u była scenka rodzajowa z posiedzenia rządu, jeszcze wówczas Beaty Szydło, podczas której minister Jan Szyszko udał się z kopertą do ministra Mariusza Błaszczaka. "To jest taka córka leśniczego…” – zagaił minister Szyszko, ale czujny Błaszczak odparował: "A tu jest kamera Polsatu”. Sprawę posady dla tajemniczej córki leśniczego zapewne załatwiono już po posiedzeniu, w zaciszu gabinetów. Dzięki wspomnianej kamerze Polsatu zobaczyliśmy odprysk tego, jak to się robi. Teraz sposób działania mamy podany na talerzu, zaglądamy za kulisy.
Nikt się niczym nie krępuje
Po pierwsze, załatwianie posad dzieje się bez ogródek, jak gdyby nie były to wcale działania naganne lub przynajmniej dwuznaczne, ale najnaturalniejsze na świecie. Nikt się niczym nie krępuje, wszyscy są za to śmiali w swych żądaniach, nie silą się na ezopowy język, tylko walą prosto z mostu, czego i dla kogo potrzebują. Oto niejaki Miłek pisze – raptem dwa miesiące po przyjęciu przez PiS władzy, ale trzeba kuć żelazo, póki gorące – do szefa SKW, Piotra Bączka.
Pisze tak: "Załączam kilka CV. Głową ręczę za każdą z tych osób i ich poglądy. Nadają się one do Rad Nadzorczych (…) Radcowie prawni i doktorzy nauk ekonomicznych mogą zasiadać w Spółkach Skarbu Państwa. Inni np. ja, tylko w spółkach niższego szczebla (córkach, wnuczkach itd.)”.
Po drugie, najważniejsze jest, by człowiek był nasz, lojalny i zaufany. To podstawowe i chyba właściwie jedyne kryterium, jakie należy spełnić, by się załapać na państwowy wikt. Wie o tym prof. Wojciech Myślecki, który załatwia posady tym i owym, bo ma ku temu silny mandat: sam znał się z Kornelem Morawieckim, ojcem premiera, więc mógł w ubiegłym roku uświadomić z kolei ministra Dworczyka, że „bezcenne byłoby dać do Zarządu Romka Gabrowskiego, bo jest starym PC/PiS-owcem”.
Po trzecie, nikt się nie przejmuje jakimiś tam kompetencjami. Stanowisko od razu ma być na poziomie i godne. Np. Jan Żaryn postanawia w 2019 roku wspaniałomyślnie zatroszczyć się o zawodową przyszłość swego studenta i współpracownika Dominika. Indaguje w tejże sprawie Jana Dziedziczaka i Michała Dworczyka: "Gdyby było miejsce dla niego w KPRM-ie, na pewno okaże się dobrym pracownikiem”.
Co potrafi Dominik? "Gazeta Wyborcza” dociera do jego CV, w którym chłopak informuje, że pracując przy wielu projektach – choćby przy organizacji Balu Debiutantów hrabiny Mycielskiej – "rozwinął swoje miękkie kompetencje”. Inny przykład: Jacek Sasin do zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej rekomenduje np. Wojciecha Pietrzaka z podwarszawskiej Zielonki, który, co z kolei prześmiewczo komentuje inny polityk obozu władzy, "prowadzi budki z bułkami na uczelniach”.
Po czwarte, rodzina jest najważniejsza. Dlatego 25-letnia absolwentka Politechniki Krakowskiej i jej małżonek mogą liczyć na nieocenioną pomoc wysoko postawionego w hierarchii partyjnej krewnego, Joachima Brudzińskiego. Ślą do niego maila następującej treści: "Cześć wujku, w załączeniu przesyłam nasze aktualne CV. Jeśli będzie problem ze znalezieniem czegoś w Rzeszowie, to Grupę Azoty Tarnów również bierzemy pod uwagę. W pierwszej kolejności myśleliśmy nad PGE”. Przyjemnie tak sobie powybierać miejsce zatrudnienia, prawda?
Po piąte, na wszystko powyższe nakładają się jeszcze zaciekłe walki frakcyjne. Każdy partyjny odłam, każda grupa i koteria usiłują wyrwać jak najwięcej dla siebie i osłabić wewnętrznych przeciwników przez utrącenie ich nominatów oraz zastąpienie ich własnymi. To opisuje choćby Michał Kuczmierowski, prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, który skarży się premierowi, że został wypchnięty z zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej przez ludzi Mariusza Błaszczaka: "Jeśli jest tak, że powodem odwołania mnie ma być to, że Błaszczak wymusił to na Sasinie, aby na złość zrobić Dworczykowi, to jednak to jest skandal i w taki głupi sposób nie powinno się rozporządzać w Aktywach Państwowych".
Szef MON to stronnik Jacka Sasina, a wróg Morawieckiego, Kuczmierowski zaś to człowiek Dworczyka, czyli też premiera. Wojna trwa, a karuzela stanowisk się rozkręca.
Zapowiedź walki z nepotyzmem
Żeby było śmieszniej, publikacja zawartości skrzynki Michała Dworczyka zbiegła się w czasie z zapowiedzią walki z nepotyzmem we własnych szeregach przez Jarosława Kaczyńskiego. "To jest syndrom tłustych kotów!” – grzmiał prezes podczas lipcowego kongresu PiS-u – „niechęć do pracy, chęć walki tylko o różnego rodzaju stanowiska (…) jeśli tego nie zmienimy, to nie mamy żadnych szans na to, żeby wygrać wybory”.
I co? I nic. Choć, gwoli sprawiedliwości, trzeba przyznać, że żona Krzysztofa Sobolewskiego, znana z posiadania licznych posad w spółkach skarbu państwa, musiała je zwrócić do wspólnej puli. Ona straciła, ale na pewno skorzystał ktoś inny. Jarosław Kaczyński to wie, i jego podwładni to wiedzą, że cały ten system trzyma się tylko na tych posadach. I że trzeba je rozdawać, bo w przeciwnym razie z hukiem się zawali.