Jakie są szanse powodzenia takiej dwustu-kilometrowej wyprawy, której podjął się Jan Lisewski?
Szanse są bardzo duże. Morze Czerwone to nie jest jakiś specjalnie trudny akwen. Myślę, że dużo większym wyzwaniem dla Janka był Bałtyk, chociażby ze względu na temperatury i warunki panujące w naszym morzu. To na pewno nie było tak, że Jan porwał się z „motyką na słońce”. Nie wiem co się stało, czy to sprzęt go zawiódł?
Czy data, którą wybrał - początek marca - miała znaczenie?
Tak, chodziło przede wszystkim o temperatury. W marcu w Egipcie nie jest jeszcze tak gorąco jak potrafi być latem. Warunki atmosferyczne też były sprzyjające by rozpocząć atak. Ta wyprawa miała trwać około dziesięciu godzin, w słońcu które panuje w Egipcie w lipcu, czy w sierpniu byłaby nie do wytrzymania.
Jak należy przygotować się do takiej wyprawy, specjalny ubiór, jedzenie, woda pitna?
Janek miał batoniki, wodę, napoje i co najważniejsze - elektronikę. Trudno powiedzieć, jak się przygotować do takich wypraw, bo jeszcze nikt przed nim bez asekuracji tego nie robił.
Kogo informuje się o takiej wyprawie, czy uprzedza się na przykład Straż Przybrzeżną, czy prosi się o zezwolenie?
Oczywiście po stronie egipskiej, jak i po stronie saudyjskiej służby były informowane o tym skąd Janek wypływa, i że do tego, czy innego punktu ma przypłynąć. Do tego ten system, w który był wyposażony jest znany na całym świecie, dlatego nie wiem dlaczego tak długo to trwało.
Jak według Pana mogło to wyglądać, dlaczego się nie udało, zabrakło wiatru?
Najprawdopodobniej tak. „Wiatr zgasł” i nie było możliwości płynąć dalej, to jest najbardziej prawdopodobne. Z drugiej strony Janek na pewno doskonale sprawdził sobie pogodę, nie wybrałby się mając jakieś wątpliwości.
Czy według Pana była możliwość wychłodzenia ciała biorąc po uwagę warunki pogodowe i temperaturę wody? No i jeśli chodzi o samą deskę, czy jest ona na tyle duża, by móc się na niej utrzymywać jak na tratwie, nie zanurzając się?
Nie, deska nie jest wyporna na tyle, żeby utrzymać surfera, ale każdy kto tylko zaczyna naukę kite'a, uczy się, że to latawiec jest wyporny, i że w awaryjnych sytuacjach można z niego łatwo zrobić tratwę. Jeśli Janek miał przy sobie latawiec i nie został on uszkodzony, to na pewno w ten sposób sobie poradził. Jeśli chodzi o wychłodzenie organizmu, to z tego co mi wiadomo, to w tym akwenie, przy tej temperaturze, człowiek może wytrzymać nawet trzy – cztery dni.
Czy Pan podjąłby się takiego szalonego wyzwania, jakiego podjął się Jan Lisewski?
Nie, ja nie potrzebuję aż takich doznań. Pamiętajmy, że to nie jest jego pierwsza taka wyprawa. Tak samo jak podjął się wyzwania, żeby pokonać Bałtyk, tak teraz próbował zaatakować Morze Czerwone. Kwestia wyboru - jeżeli ktoś jest takim typem człowieka, to ma to we krwi. Ludzie przechodzą przez bieguny, zdobywają szczyty, itd. Chciał, nie udało się, ale jak go znam na pewno będzie próbował jeszcze raz.