Legenda polskiej kadry rzuca wyzwanie Ryszardowi Czarneckiemu. "Czy się obawiam? Oczywiście"
Krzysztof Gaweł
26 września 2021, 18:08·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 26 września 2021, 18:08
Sebastian Świderski zagrał w barwach reprezentacji Polski 322 mecze, a po zakończeniu kariery został trenerem, a następnie prezesem Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, którą wprowadził na sam szczyt. Teraz ma zostać szefem polskiej siatkówki. – Nie wiem, czy jestem faworytem, ale to bardzo miłe, że moja praca i mój program zostały zauważone – mówi naTemat popularny "Świder", czyli człowiek, który ma pokonać w wyborach Ryszarda Czarneckiego. Jaki ma program? Czy obawia się polityka PiS? Zapraszamy do lektury.
Reklama.
Słyszymy, że jest pan faworytem wyborów prezesa PZPS. Czy możemy już gratulować?
Jak by tu odpowiedzieć na pana pytanie? Nie wiem, czy jestem faworytem, ale to bardzo miłe, że moja praca i mój program zostały zauważone. Siedzę w siatkówce od wielu lat, bardzo szybko to minęło, więc trzeba korzystać z chwili i iść do przodu. To kolejny krok w moim rozwoju, mam nadzieję, że kolejny pozytywny.
Został pan zgłoszony dość niespodziewanie, czasu na działania było mało.
To był bardzo intensywny miesiąc. Przyznam szczerze, że pamiętam, kiedy po raz ostatni odbyłem tyle podróży, spotkań i odebrałem tyle telefonów. Ale to jest dla mnie cenne doświadczenie, bez względu na wynik wyborów. Poznałem wielu ludzi i wiele opinii, także wiele problemów, które są w środowisku. Ta wiedza zostanie, a ja wiem, jak wykorzystać ją dla dobra polskiej siatkówki. Czy to w klubie, czy w związku. Widzę wiele pozytywów, ale były też nieprzespane noce. Są jednak od tego gorsze rzeczy.
Jakie ma pan więc pomysły na swoją pracę w roli prezesa PZPS?
Nie chcę odpowiadać pytaniem na pytanie, ale cały czas zastanawiam się, co wymaga poprawy i gdzie potrzebne są zmiany? Środowisko nie jest nastawione pozytywnie do Polskiego Związku Piłki Siatkowej, jest mi przykro, że tak to wygląda. Takie jest prawo każdego kibica i każdego działacza. Wszyscy jesteśmy kibicami, wszystkim jest nam przykro, gdy reprezentacja Polski przegrywa. Lubimy jednak narzekać i mieć swoje zdanie, takim jesteśmy narodem.
Na pewno chcę zmienić to, że ze środowiska płynie tak przekaz, że wiele rzeczy przez związek nie jest załatwianych. Wiele rzeczy czeka na reakcję związku i ludzie nie mogą się doczekać. Do tego zapomina się o starych zawodnikach, nie wykorzystuje się ich doświadczenia. Wiele mówi się o piramidzie szkolenia i jej podstawach, co jest z pożytkiem dla siatkówki i całego społeczeństwa. Będę kładł nacisk na to, żeby szkolenie nie szło tylko w ilość, ale też w jakość. Mam uwagi do systemu szkolenia, a jeśli nie działa on dobrze, to może wyrządzić więcej krzywdy, niż pożytku.
Proszę opowiedzieć o tym trochę więcej, co jest tak naprawdę bolączką środowiska?
Ktoś zadał mi pytanie, jak pomóc małym klubom w regionach, które nikną i giną. Nie mają zaplecza, młodzież jest im podbierana. To jest złożony temat, ale znam ze swojego podwórka realia i wiem, że ciężko jest zebrać dwunastkę dziewcząt czy chłopaków do klasy sportowej. Nawet w mieście triumfatora Ligi Mistrzów ciężko coś takiego zbudować i to na pewno jest duży problem. Trzeba pracować, walczyć o zdrowie dzieci i odpowiednio je nagradzać, żeby ściągać ludzi nowych do siatkówki.
Ludzi i sponsorów, bo bez ich zaangażowania ciężko byłoby sobie wyobrazić kolejne sukcesy.
Chcemy przyciągać do siatkówki firmy sektora publicznego i prywatnego, dbać o nasze środowisko i pielęgnować je tak, żeby ludzie byli zadowoleni i żeby rosły nasze możliwości. Dziś słyszymy sporo negatywnych opinii i ciągłe marudzenie, a przecież nie o to chodzi.
Postać pana głównego kontrkandydata kojarzy się właśnie ze wsparciem spółek skarbu państwa dla siatkówki. Nie obawia się pan, że porażka Ryszarda Czarneckiego odbije się negatywnie na finansowaniu polskiej siatkówki?
Mój rywal jest lwem salonowym i widać, że przez ostatnie miesiące ciężko pracował przed wyborami. Jeździł, rozmawiał, wszędzie było go widać. Ja czasu nie cofnę i tego nie nadrobię. Skupiam się na sobie, chcę obudzić się we wtorek lub środę i spojrzeć ze spokojem w lustro. Cieszę się z pracy, którą wykonałem, bez względu na wynik wyborów.
Czy się obawiam? Oczywiście, bo nie mam takich kontaktów i możliwości jak Ryszard Czarnecki. Grupa ludzi, którzy mi pomagają, ma wpływ na różne środowiska, a mi zależy, żeby wszystkie się uzupełniały i sobie pomagały. Czy to spółki skarbu państwa, czy samorządy – chcę, by dalej wspierały polską siatkówkę. Ale nie tylko one, bo zależy nam na zaangażowaniu sektora prywatnego, który często jest w jakiś sposób pomijany. Duże kluby mają wsparcie, nakręcają się sukcesami. Ale mniejsze kluby, działające lokalnie, potrzebują pomocy.
Ma pan coś, o czym Ryszard Czarnecki może tylko pomarzyć, czyli wsparcie kibiców. O tym, jak traktują pańskiego rywala przekonaliśmy się choćby podczas niedawnych mistrzostw Europy.
Tak, ale pamiętajmy, że to nie kibice wybierają. Mam swoje plusy i swoje walory, jestem dobrej myśli. Decydują delegaci i ludzie z regionów. Cieszę się, że ludzie nie zapomnieli o mnie i że mam ich wsparcie. To mnie tylko utwierdza w przekonaniu, że podjąłem słuszną decyzję, by wystartować w wyborach. Dawno nie dostałem tylu telefonów i wiadomość ze wsparciem od ludzi z całej Polski. Bardzo mnie to cieszy, że dostaję wsparcie od osób, które żyją siatkówką.
Przejdźmy zatem do reprezentacji, bo czasy są wyjątkowe. Obie zostały bez trenerów, a przecież za rok obie czeka walka podczas mistrzostw świata.
Czasu faktycznie jest bardzo mało, ale ja nie lubię robić nerwowych ruchów. Zwłaszcza na tak newralgicznych pozycjach. Mam to szczęście, że w klubie moje decyzje odnośnie trenerów zawsze były trafione. Rozmawiam ze środowiskiem, zawsze zastanawiam się, czy trener będzie pasował do drużyny i do układanki. Jeśli wygram wybory, chcę najpierw zasięgnąć głosu samych zawodniczek i zawodników, ale też porozmawiać z treneram, którzy ostatnio pracowali z drużynami.
Chcę poznać problemy obu naszych reprezentacji i je rozwiązać. Trzeba wyciągnąć wnioski z tego, co nie działało, a później dopiero rozmawiać z kandydatami na stanowiska. Musimy zdecydować mądrze, głos płynący z obu drużyn będzie dla mnie bardzo ważny. Męska kadra siłą rzeczy jest mi bliższa, znam to środowisko i wiem, z kim mam rozmawiać. Mam swój pomysł na trenerów, zresztą oni sami się do mnie zgłaszają, a nie ich menedżerowie. To dla mnie sygnał, że chcą pracować z reprezentacją Polski.
Jak idzie o żeńską kadrę, muszę się posiłkować wsparciem ze środowiska. Mam swój pomysł, o którym nie chcę teraz mówić. Ale wiem, jak to wszystko poukładać, żeby wybrać mądrze i żeby mieć wsparcie osób, które na żeńskiej siatkówce się znają. Nie chcę składać żadnych deklaracji, ale słyszę głos dziewczyn, czytam co mówią i wiem, w którym kierunku powinna iść drużyna. Polska myśl szkoleniowa wcale nie jest gorsza, ale też nie jestem zwolennikiem decydowania na szybko. Trzeba oddać trenerowi Jackowi Nawrockiemu, że zrobił swoją robotę i że odbudował ten zespół, choć nie było łatwo wyjść z dołka. Wprowadził do drużyny wiele młodych zawodniczek, trzeba pracować dalej i z tej mąki upiec chleb. Czyli dobry zespół.
Proszę powiedzieć, jak blisko stanowiska selekcjonera jest Nikola Grbić, z którym niedawno przecież pobiliście Europę?
Byłoby grzechem nie rozważyć takiej kandydatury i byłoby kłamstwem, gdybym powiedział, że jest inaczej. Nie chcę nic deklarować, choć wiem, że Nikola chce i głośno o tym mówi. Nie wiemy jednak, czy może. Pamiętajmy, że ma nowy kontrakt z Perugią i nie wiemy, co jest w nim zapisane. On na pewno wie, trzeba go zapytać, czy może być do naszej dyspozycji. Akurat jest w Polsce (Włosi grają w Memoriale Arkadiusza Gołasia - przyp. red.), na pewno spotkamy się na kawie, by porozmawiać o przyszłości.
Ale to nie oznacza, że będzie wybrany selekcjonerem. Ja z nim nie mam żadnego problemu i żadnej zadry po jego odejściu z klubu. Jeśli ktoś tak mówi, to powiela nieprawdę i nie zna całej prawdy, czyli tego, jak się odbyło nasze rozstanie. Powielanie plotek mnie nie interesuje, pożegnaliśmy się w zgodzie i przyjaźni, utrzymujemy kontakt i współpraca z Serbem jest jak najbardziej otwarta.
Zamierza pan utrzymać formę konkursów na fotele trenerów reprezentacji? Od lat tak to wyglądało, co nie zawsze było widziane pozytywnie.
Ja z tego się trochę śmieję, bo do końca nie wiemy, czy to były konkursy czy wskazanie trenera. Praktycznie to było to samo. Czasem dzwonili menedżerowie i oferowali trzech trenerów. Ten sam menedżer trzech różnych trenerów, bo i tak się zdarzało. To kto organizował taki konkurs? To czy ogłosimy konkurs i wpłyną oferty, czy sami będziemy rozmawiać z kilkoma kandydatami, to tak naprawdę jest to samo. Trzeba na końcu wybrać, co też jest formą konkursu. Mam zamiar po kolei rozmawiać z trenerami, umawiać się na spotkania i później podjąć decyzję. Chcę mieć obok siebie ludzi, którzy będą się na tym znać, żeby wybrać najlepszego kandydata. Czy to będzie konkurs? Wątpię. Ważne, żeby wybrać mądrze.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut