Śmierć Artura Walczaka, który prosto z gali PunchDown 5 trafił do jednego z wrocławskich szpitali, z pewnością będzie miało wpływ na postępowanie prokuratorskie, które toczy się od października. Śledczy sprawdzają, jak zorganizowana była gala i czy nie doszło do zaniedbań. Według naszych informacji na razie nie ma mowy o tym, by postawiono komuś zarzuty. Ale to również nie oznacza, że nie dojdzie do zwrotu w sprawie.
O bulwersującej gali PunchDown 5 pisaliśmy w naTemat.pl tuż po tragicznym wieczorze, podczas którego Artur Walczak został przewieziony w stanie ciężkim do szpitala. Były strongman został znokautowany przez rywala podczas jednego ze starć, stracił przytomność, a później ją odzyskał i wystąpiły poważne zaburzenia neurologiczne. Na miejscu nie było karetki, minęło kilkadziesiąt minut, nim trafił do szpitala.
Tam zaczęła się walka o życie zawodnika, który doznał poważnego uszkodzenia mózgu. Jak się okazało, do akcji wkroczyła prokuratura i ruszyło dochodzenie w sprawie z art. 160 paragraf 1 Kodeksu karnego. Mowa o narażeniu osoby na niebezpieczeństwo utraty życia lub odniesienia ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Podlega ona karze do trzech lat pozbawienia wolności.
Działo się to dokładnie miesiąc temu, teraz okazało się, że popularny "Waluś" zmarł w szpitalu. Jak przekazała nam prokurator Małgorzata Dziewońska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, na razie postępowanie toczy się bez zmian, ale śledczy wezmą oczywiście pod uwagę śmierć poszkodowanego i będą zbierać dowody w związku z jego stanem.
– Czekamy na wyniki sekcji zwłok, która została już zlecona. Nie planujemy na razie zmiany kwalifikacji czynu, śledztwo nadal toczy się w sprawie, a nie przeciw konkretnym osobom. Ale to może się jeszcze zmienić. Na razie sprawdzamy, jak zorganizowana była gala i czy dopełniono wszystkich wymogów – przekazała nam Małgorzata Dziewońska. Sprawą zajmuje się Prokuratura Wrocław Stare Miasto.
Jak przyznała, w stosownym czasie śledczy zabiorą głos i podzielą się z opinią publiczną wnioskami ze śledztwa. Na razie za wcześnie jest, by mówić o jakichś ustaleniach, a na wiele pytań może odpowiedzieć autopsja. Szpital, w którym przebywał "Waluś", przekazał w piątek, że przyczyną zgonu była ostra niewydolność wielonarządowa wynikająca z nieodwracalnego uszkodzenia centralnego układu nerwowego.
Tymczasem chcieliśmy sprawdzić, czy organizatorzy gal PunchDown mieli w ogóle prawo tego typu wydarzenie zarejestrować i przeprowadzić jako sportową rywalizację. I tu prawo wydaje się nie nadążać za rzeczywistością, a opieranie się na przepisach, które znajdują się w ustawie o sporcie kwalifikowanym nie jest wystarczające. Tak wskazuje tragiczny przypadek "Walusia".
Co znamienne, żadna kancelaria czy specjalista od prawa sportowego nie chciały zabrać głosu na naszych łamach i w większości przypadków usłyszeliśmy, że ciężko nawet zakwalifikować tego typu wydarzenie pod obowiązujące przepisy. A co dopiero ocenić, czy i jakie złamano. Niestety, dopiero śmierć Artura Walczaka zwróciła uwagę opinii publicznej na to zagadnienie.
Po całym zdarzeniu na gali we Wrocławiu poszkodowany "Waluś" został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Rokowania od początku były złe i niewiele się w tej kwestii zmieniło. Zgodnie ze sztuką lekarze spróbowali wybudzić ze śpiączki byłego strongmana, ale im się nie udało. Kilka dni później Artur Walczak zmarł. Kto poniesie winę za tę bezsensowną śmierć? Na to pytanie na razie nie znamy odpowiedzi.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut