Drakula. Chyba nie ma osoby, która nie znałaby tego imienia. Wydawnictwo Świat Książki rozpoczyna serię grozy, nad którą czuwa bestsellerowy pisarz – Łukasz Orbitowski. Pierwszym tomem w autorskiej serii jest właśnie ponadczasowy "Drakula" Brama Stokera, który został opatrzony fascynującym wstępem pisarza. Czy boimy się dziś wampirów, kim jest dla nas Drakula i dlaczego powieść Stokera jest dla Orbitowskiego tak ważna? Spytaliśmy o to autora głośnego "Kultu".
"Drakula" Brama Stokera to kultowa powieść wydana po raz pierwszy w 1897 roku. Doczekała się tłumaczeń na 30 języków, niezliczonej liczby wydań i wielu filmowych oraz serialowych adaptacji.
17 grudnia ukazało się nowe wydanie "Drakuli" nakładem Świata Książki. To pierwszy tom serii grozy, nad którą czuwa Łukasz Orbitowski.
Dlaczego warto dziś czytać "Drakulę"? – Choćby po to, aby zrozumieć, skąd wziął się jeden z najważniejszych współczesnych mitów, ten cholerny wampir. To wciągająca, wielowątkowa lektura – mówi w rozmowie z naTemat Łukasz Orbitowski.
Kultowy "Drakula" ukazał się 124 lata temu, w 1897 roku. Jej tytułowym bohaterem był hrabia, transylwański arystokrata, a jednocześnie wampir. I mimo że dzisiaj krwiopijcy mniej już nas przerażają, to wtedy "Drakula" zmroził czytelnikom krew w żyłach. Dzisiaj to jedna z najsłynniejszych książek w historii i znajduje się na liście stu polecanych przez BBC powieści, które trzeba przeczytać.
Powieść Stokera to nowatorska wizja wampira, która miała pokazać, że legendarny krwiopijca przeżywa ludzkie emocje i potrafi doskonale maskować się w społeczeństwie. Tym samym ludzie powinni być jeszcze bardziej czujni i ostrożni, bo nigdy nie wiedzą, kto kryje się pod maską miłego, eleganckiego dżentelmena. Jednocześnie Stoker bardzo silnie zakorzenił swoją powieść w ludowych przesądach, w wyniku czego hrabia Dracula sypia w trumnie, boi się krzyża oraz czosnku, a do tego roznosi zarazę.
Od pierwszego wydania minęło ponad 100 lat. Dlaczego powinniśmy czytać "Drakulę" Brama Stokera również dzisiaj? Spytaliśmy o to pisarza Łukasza Orbitowskiego, który opatrzył wstępem nowe wydanie słynne powieści – będące pierwszym tomem jego autorskiej serii grozy wydawanej przez Świat Książki.
Czy w dobie "Zmierzchu", "True Blood" czy "Co robimy w ukryciu" wampiry dzisiaj jeszcze kogoś przerażają?
Zależy jakie. Fakt, współczesny wampir przynależy raczej do romansu, albo komedii. Jest tępym niezgułą, bądź supermenem. Ale proszę zobaczyć niektóre ekranizacje "Drakuli", na przykład tę Herzoga, wspaniałego "Martina" w reżyserii George’a Romero, skandynawskie "Pozwól mi wejść". Ja ciągle odczuwam niepokój podczas oglądania.
Kiedy w 1897 roku po raz pierwszy ukazała się powieść "Drakula" Brama Stokera, ten niepokój, a wręcz strach, odczuwali praktycznie wszyscy czytelnicy. Zresztą pamiętam, że sama bałam się Drakuli (i wampirów w ogóle) jeszcze w dzieciństwie.
Dopiero nasze stulecie oswoiło wampiry. Natomiast powieść Stokera odniosła sukces, ponieważ była nowoczesna w formie i budziła przerażenie, żerując na lękach ówczesnych czytelników. Horror jako gatunek dopiero się rodził, definiował. Stoker ściągnął wampira z jakichś mglistych, dalekich Karpat do stolicy całego świata, do Londynu. Nieumarły hrabia spaceruje, poluje na żywych. Może być tuż obok. Lęk związany z tą postacią stał się bliski.
To rozwiązanie udoskonalili inni autorzy, ze wskazaniem na Stephena Kinga. Dorzućmy do tego kontekst społeczny. Drakula jest przecież arystokratą, który dosłownie wysysa krew ze swojego ludu. Te pomysły także doczekały się kontynuacji. Również u Kinga.
Kim stał się więc dziś sam Drakula? Pamiątką po strasznych wampirach i literackim archetypem zła, a może wręcz przeciwnie – postacią literacką, na którą patrzymy nieco z politowaniem i której współczujemy?
Już trochę o tym gadaliśmy. Wampir taki, jaki dał nam Stoker, z wąsami, z peleryną i furą arystokratycznej pretensjonalności jest komiczny. Taką właśnie przebył drogę, od budzącego grozę potwora do zidiociałych patałachów z "Co robimy w ukryciu". To najśmieszniejszy serial od lat, tak swoją drogą.
Ale popatrzmy szerzej, na samą ideę. Kim jest Hannibal Lecter? Przynależy do elit, wyróżniają go doskonałe maniery i ogromna erudycja – jego biblioteka musi być równie wielka, co ta w zamku hrabiego. Pod maską ogłady skrywa mordercze instynkty i żywi się ludźmi. Ta postać również jest dzieckiem Drakuli.
Dlaczego w 2021 roku wciąż powinniśmy czytać "Drakulę"? Co wyniesie z lektury dzieła Brama Stokera współczesny czytelnik?
Choćby po to, aby zrozumieć, skąd wziął się jeden z najważniejszych współczesnych mitów, ten cholerny wampir. To wciągająca, wielowątkowa lektura. Poza tym u Stokera znajduje się wiele przejmujących fragmentów. Weźmy ten rozdział, w którym hrabia płynie statkiem do Anglii, mordując po kolei załogę. Doskonale pamiętam gigantyczne wrażenie, kiedy czytałem go po raz pierwszy, jeszcze w podstawówce. Wróciłem do niego całkiem niedawno, podczas pracy nad edycją wydania, o którym rozmawiamy. I znów miałem ciarki.
A czym dla Pana jest powieść Brama Stokera? W końcu literatura grozy nie jest Panu obca.
Osobiście? Stoker, na równi z Kingiem, Markiem Twainem i Kenem Folletem zbudował mnie jako pisarza. To od tych autorów rozpocząłem przygodę z literaturą, w tym sensie, że pomyślałem sobie – ej, sam chcę pisać. Poza tym inspiracja wędruje bardzo krętą ścieżką. Będę upierał się przy tezie o nowoczesności powieści Stokera. Zlepił ją, między innymi, z transkrypcji nagrań stenograficznych. Bohaterowie nagrywali swoje wypowiedzi, taka wtedy panowała moda. Identycznego rozwiązania użyłem w "Kulcie", który jest przecież zapisem taśm magnetofonowych. Zmałpowałem Stokera, nawet o tym nie wiedząc. Uświadomiłem sobie to dopiero teraz, w tej chwili.
(Śmiech) To dobra inspiracja! A pozostając w temacie książek, wydawnictwo Świat Książki rozpoczyna literacką serię grozy, nad którą będzie miał pan pieczę. Uchyli Pan rąbka tajemnicy, jakich powieści możemy się jeszcze spodziewać?
Nie bardzo. Lubię niespodzianki. Będzie dużo klasyki, ale też tej mniej znanej, mniej oczywistej.
A dlaczego w ogóle literatura grozy tak fascynuje czytelników? Dlaczego lubimy się bać, katujemy się horrorami i opowieściami mrożącymi krew w żyłach?
Może dlatego, że fikcyjne strachy są lepsze niż prawdziwe? Lepiej bać się wampira niż utraty pracy albo choroby, choćby dlatego, że wampiry nie istnieją, a ja i Pani jutro możemy stracić robotę. Ale jest coś jeszcze, jakaś potrzeba niesamowitości, którą trudno wyrzucić z życia. Proszę pamiętać, że wampir teraz jest żartem, figurą z popkultury. Ale jeszcze sto lat temu naprawdę w niego wierzono, tak samo jak w duchy i klątwy. Ludzkość żyła w ciemności, czysto technicznie, nocą otaczał nas mrok. Teraz żyjemy w świetle. To, co nas naprawdę przerażało naszych pradziadów, przeraża nas dla zabawy.
"Drakula" z Pańskim wstępem to gratka dla Pana fanów. A kiedy możemy się spodziewać Pana nowej książki? Może jakaś mała zapowiedź?
Z chęcią. Powieść pod tytułem "Chodź ze mną" ukaże się wiosną przyszłego roku, nakładem Świata Książki. To romans osadzony w Gdyni i Stanach, latach pięćdziesiątych i potem. Nie będzie wampirów. Ale inne, dziwne istoty i owszem.
Łukasz Orbitowski – pisarz, autor programów telewizyjnych. Za powieść Inna dusza otrzyma Paszport Polityki. Nominowany do Nagrody Literackiej miasta Gdynia i dwukrotnie do nagrody Nike. Niegdyś fantasta nagrodzony Zajdlem, teraz pisze bez oglądania się na gatunki literackie. Przez ponad dekadę włóczył się po świecie. Jest autorem głośnej powieści "Kult", która ukazała się nakładem wydawnictwa Świat Książki. Mieszka w Krakowie.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Świat Książki