Majcherek: Za PiS afera goni skandal, oszustwa przeplatają się z machlojkami. A wyznawcy wybaczają
Janusz A. Majcherek
29 grudnia 2021, 06:00·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 grudnia 2021, 06:00
Inwigilowanie szefa sztabu wyborczego opozycyjnej partii w sposób oczywisty nasuwa skojarzenia z aferą Watergate. Niektórzy obserwatorzy twierdzą, niebezpodstawnie, że to przypadek jeszcze bardziej skandaliczny, bo doszło do śledzenia znacznie dalej posuniętego (obejmującego też życie prywatne) i skutecznego (dzięki bardziej zaawansowanej technologii).
Reklama.
Przypomniano, że prezydent Nixon, stojący na czele administracji rządowej w czasie inwigilowania przeciwników politycznych, został zmuszony do dymisji, co jest zestawiane kontrastowo z prawdopodobną bezkarnością – przynajmniej czasową – sprawców i nadzorców akcji śledzenia osób publicznych w Polsce.
Trzeba jednak pamiętać, że czasy, stosunki polityczne i standardy zmieniły się od czasów Nixona, nie tylko w Polsce – co oczywiste – ale też w Ameryce. Partie polityczne, zwłaszcza prawicowe, zamieniły się w quasi-sekty, grupujące wyznawców, a nie jedynie zwolenników czy sympatyków. Ich szefowie zyskali status guru, a funkcjonariusze arcykapłanów, jedni i drudzy wolnych od doczesnej winy i odpowiedzialności.
Nixon był jedynie świeckim przywódcą państwa, którego władza opierała się na chwiejnym i warunkowym poparciu wyborców i deputowanych, z których wielu – także z jego własnej partii – gotowych było poprzeć wniosek o odwołanie go ze stanowiska. Gdy odszedł, mało kto tego żałował i nad tym ubolewał.
Wyznawcy ignorują albo usprawiedliwiają bezceństwa
Donald Trump zyskał inny status – wybawcy i przywódcy sekty. Jego rozliczne ekscesy nie wywoływały wśród wyborców zgorszenia, podobnie jak w przypadku kapłanów ortodoksyjnych wspólnot wyznaniowych. Wyznawcy albo ignorują doniesienia o bezeceństwach popełnianych przez takich arcykapłanów, albo wynajdują rozmaite dla nich usprawiedliwienia.
Fakty są przetwarzane przez fanatyczną wiarę, zyskując całkowicie inne znaczenie. A wyłamywanie się z lojalności wobec przywódców jest potępiane jak herezja, grzech ciężki, omal śmiertelny.
Po przegranych wyborach Trump zyskał jeszcze charyzmat ofiary, męczennika. Obserwatorzy amerykańskiej polityki donoszą, że krąg jego fanatycznych wyznawców wcale się nie skurczył i jego powrót do władzy staje się wysoce prawdopodobny. A każdy członek czy zwolennik Partii Republikańskiej formułujący wobec niego krytyczne, czy sceptyczne uwagi jest wyklinany i odtrącany.
Od wielu miesięcy ujawniane są e-maile ze skrzynki szefa kancelarii polskiego premiera, odsłaniające wstydliwe, a często kompromitujące aspekty sprawowania władzy przez obecną ekipę. Bez żadnych konsekwencji, bo funkcjonariusze tej władzy powtarzają wyuczoną formułkę, że to sprawka hakerów z zagranicy.
Afera za aferą, skandal za skandalem
Jeszcze kilka lat temu podsłuchy swobodnych rozmów prowadzonych przez przedstawicieli ówczesnej ekipy przyczyniły się do jej wyborczej przegranej i utraty władzy. Nie wpadli na prosty sposób przemilczania treści tych nagrań i odmowy ich komentowania z powodu podejrzanego pochodzenia. Dziennikarzom nie zamknęli zaś ust groźbą pozwów sądowych, więc ci nie pisali, że domniemane, prawdopodobne, przypuszczalne, niepotwierdzone…
Od czasu objęcia władzy przez PiS afera goni skandal, oszustwa przeplatają się z machlojkami, nadużycia z przekrętami. Wyznawcy wybaczają. Dopiero ostatnio część mniej ortodoksyjnych zaczęła najwyraźniej popadać w zwątpienie, co odnotowują sondaże, ale nadal ok. 30 proc. dorosłego społeczeństwa znajduje jakieś usprawiedliwienia dla tych bezeceństw. Wielu z nich znajdzie je także dla inwigilowania opozycyjnych polityków i prawników.
A wśród funkcjonariuszy pełna dyscyplina i dyspozycyjność. Nikt się nie wyłamał podczas sejmowego głosowania za zniszczeniem największej niezależnej stacji telewizyjnej, co nawet wywodzący się z tej samej sekty prezydent uznał za niedopuszczalne.
Błędne koło
Zdemaskowana inwigilacja politycznych oponentów, prowadzona przy pomocy antyterrorystycznego oprogramowania, nie będzie więc prawdopodobnie mieć dotkliwych konsekwencji dla rządzącej ekipy, dopóki ta sprawuje władzę, wspieraną przez sfanatyzowanych wyznawców.
Metody, przy pomocy których tę władzę sprawuje i wykorzystuje, czynią coraz trudniejszym odebranie jej, a więc i rozliczenie ze stosowania tych metod. Błędne koło.
Pozostaje nadzieja, że jednak część tych mniej fanatycznych zwolenników dostrzeże bezeceństwa i nadużycia przez tę ekipę popełniane, co umożliwi nie tylko ich ukrócenie, ale także rozliczenie za te już popełnione. I może wtedy także inwigilacja politycznych oponentów zostanie do nich zaliczona.