Internauci na całym świecie walczą z nowym prawem mogącym zwiększyć kontrolę nad siecią. W Polsce ta walka jest już nawet prowadzona na ulicach. Wszyscy zajmują się dalekim od wprowadzenia porozumieniem ACTA, a tymczasem po cichu zaczyna się nowy rozdział w historii internetu. Cenzurę z własnej woli wprowadza Twitter - narzędzie komunikacji, które pomogło w zorganizowaniu nie jednej rewolucji.
Biznes bywa bowiem o wiele bardziej skuteczny nawet od wielkiej polityki. Daleko dziś do tego, że rządy na całym świecie wprowadzą prawo dające im możliwość wyboru, co poprzez internet w ich kraju ma być dostępne, a co nie.
Jednak wystarczy, by w najbardziej zainteresowanych cenzurą państwach można było w ten sposób zarobić. To większa swoboda działania w niektórych krajach przekonała właśnie szefów Twittera, który od teraz będzie uniemożliwiał dostęp do części wpisów w krajach, których władze sobie tego nie życzą.
Największy serwis mikroblogowy świata argumentuje, że będzie robił to tylko wówczas, gdy będzie to niezbędne "ze względów historycznych lub kulturowych". Jako przykład podaje Niemcy i Francję, gdzie blokowane miałyby być treści faszystowskie.
Szczytnie, ale nieszczerze. I bardzo niebezpiecznie
Twitter tłumaczy, że w niektórych krajach blokowane treści mogą się tak różnić od poglądów reprezentowanych przez serwis, że nie będzie mógł tam funkcjonować. To jasne, że zbratanie z reżimem Korei Płn., czy Iranu byłoby dla niego strzałem w stopę. Jednak internet to popkultura i w przypadku reżimów również interesuje się tylko tymi, które są najbardziej medialne. A w USA, Wielkiej Brytanii, Brazylii, czy Japonii mało kogo obchodzi, co dzieje się na Białorusi, Ukrainie, czy państwach Azji o trudnej do wymówienia nazwie.
Wolność na Twitterze
Czasem 140 znaków wystarczy, by wzniecić rewolucję
2009
- Iran: Protesty po wyborach prezydenckich w Iranie
- Mołdawia: Demonstracje po przecięciu władzy przez komunistów
- Niemcy: Członkowie Bundestagu podają wyniki wyborów prezydenckich przed ich oficjalnym ogłoszeniem
- USA: Protesty przeciwko szczytowi G-20 w Pittsburghu 2010
- Tunezja: Początek jaśminowej rewolucji 2011
- Egipt: "Dzień Gniewu" staje się początkiem końca reżimu Hosniego Mubaraka
- Bahrajn: Protesty przeciwko ograniczaniu swobód obywatelskich
CZYTAJ WIĘCEJ
Skoro serwis, który był prawdziwym forum wolności i dał iskrę do tylu protestów na całym świecie nagle decyduje się na cenzurę, trochę trudno uwierzyć, że kolejnych takich inicjatyw nie uniemożliwią teraz "względy kulturowe". W końcu dotąd nie było przyjęte w Arabii, by sprzeciwiać się władzy. Nie mniej szkodliwe z owych względów może być przecież także popieranie "zbrodniarki" Julii Tymoszenko na Ukrainie, czy szydzenie z wieloletniego przywódcy Rosji Władimira Putina.
Przytoczony przez Twittera przykład treści faszystowskich również nie przekonuje. Gdyby nowa polityka serwisu działała 11 listopada pewnie spora część Polaków nie miałaby w takim razie szans dowiedzieć się, jak naprawdę przebiega Marsz Niepodległości i to co działo się wokół niego.