Dla jednych jest cwaniaczkiem, który chciał się postawić ponad prawem (dosłownie), by zagrać w Australian Open. Dla innych to heros i symbol, bo świat podzielony został przez niebezpiecznych sanitarystów i zwolenników szczepionek, a przecież Serb należy do zdecydowanej opozycji i walczy o wolność. To jak to działa? Prosto. Sportowiec, zwłaszcza tak popularny i uwielbiany, nie może dawać tak złego przykładu i iść do celu po trupach. Nawet jeśli nazywa się Novak Djoković.
A gdyby opowiedzieć wam historię człowieka i sportowca, który zapętlił się tak bardzo w spirali kłamstw, oszustw i kombinacji, by zagrać w Australii i przejść do historii. A przy okazji sowicie zarobić? A gdyby opisać matactwa serbskiego gwiazdora, w swoim kraju niemal półboga, który przekroczył niemal wszelkie granice. Sportowiec nie może się tak zachowywać. Nawet tak wybitny jak on. Zwłaszcza ktoś taki.
Ta sprawa tylko z pozoru jest bardzo skomplikowana. Novak Djoković od jesieni wiedział, że będzie miał problem z wyjazdem na Australian Open. On, zwolennik medycyny naturalnej, zagorzały antyszczepionkowiec i symbol (swoją drogą coraz poważniejszy) ludzi, którzy nie wyobrażają sobie, by przyjąć jakikolwiek preparat tego typu. Nie tylko przeciw COVID-19.
Sztab Serba, a pracują w nim tęgie głowy, także pod względem aspektów prawnych, zdecydował się na fortel. Szczepienie? Nie ma mowy. Ale gdyby jechać do Australii jako ozdrowieniec, załatwić z organizatorami Australian Open specjalną przepustkę medyczną, a potem tylko wypełnić kwity na lotnisku w Melbourne tak, by nikt nie mógł się doczepić, że coś nie gra. Bułka z masłem? Nie do końca.
Ludzie z otoczenia "Nole" nie stanęli na wysokości zadania, a ze zbrodni doskonałej wyszedł potężny skandal, który rośnie jak fala rozbijająca się o brzeg australijskich wybrzeży. I ta fala może Novaka Djokovicia zabrać z Australii do Europy i to na lata. Dlaczego? Bo jeśli władze zdecydują się na deportację, Serb nie wjedzie do Kraju Kangurów przez trzy lata. Tego zakazu organizatorzy Australian Open nie ominą.
Więcej światła na sprawę Serba rzucili we wtorek dziennikarze "Der Spiegel", specjaliści od dziennikarstwa śledczego i eksperci w swojej dziedzinie. Zbadali dokumenty, którymi chwalił się sztab "Nole" w Australii oraz na konferencji w Belgradzie. Sprawdzili wyniki testów. Wszystko wskazuje na to, że celowo zatajono nie tylko fakt zakażenia COVID-19, ale przede wszystkim datę. Serb miał mieć pozytywny wynik testu 16 grudnia. Ale to nie jest prawda.
Test był pozytywny 26 grudnia, a dziennikarze i analitycy dowiedli, że złamano przepisy sanitarne. I to od razu trzech krajów. Serbii, Australii oraz Hiszpanii, gdzie w Sylwestra brylował zawodnik. W ogóle jego aktywności w social mediach sprawiły, że dziennikarzom przyszło z łatwością ustalić, że nic sobie nie robił z informacji o zakażeniu koronawirusem. Wizytował zawody, podczas których przytulał dzieci. Poleciał nielegalnie do Hiszpanii, a później wjechał do Australii, choć nie miał prawa.
Powstaje niezwykle ważne pytanie: czy sportowiec tej klasy (a w zasadzie każdy inny) może stawiać się ponad prawem? Może oszukiwać, mataczyć, kłamać i kombinować, by osiągnąć cel? W tym przypadku występ w Australian Open i kolejny wielkoszlemowy tytuł. Pamiętajcie, jeśli Serb wygra w Melbourne, będzie najlepszy w dziejach. Przed Rafaelem Nadalem i Rogerem Federerem.
To zwycięstwo i miejsce w historii to jego motor napędowy i jak widać, jest w stanie zrobić niemal wszystko, by dojść do celu. Nawet po trupach, bo przecież zarażając ludzi koronawirusem może doprowadzić do sytuacji, w której ktoś w ciężkim stanie trafi do szpitala i przegra walkę z okrutną chorobą. Dookoła umierają ludzie. W Polsce, Serbii, Hiszpanii oraz Australii. Antypody toczyły ciężką walkę przez niemal dziewięć miesięcy, by pokonać pandemię.
Co na to Novak Djoković? Nic. Jego te sprawy nie dotyczą, bo ma swój cel. I tego celu nie może odebrać mu nikt i nic, nawet pandemia COVID-19. Niezwykle cyniczna, okrutna i bezduszna postawa, prawda? A przecież w sporcie nie powinno być dla takich osób miejsca. Nie powinno się takich zachowań pochwalać, a wręcz je piętnować. Tenisowa federacja popisała się bezczelnością, publikując jałowe i miałkie oświadczenie, które miało pogodzić wszystkie strony.
Nie pogodziło, ale może to zrobić rząd Australii. Jeśli minister ds. imigracji każe deportować gwiazdora, spotka go drakońska kara i być może złamie mu karierę. 34-letni zawodnik już jest na cenzurowanym, krytykują go najwięksi w tenisie, z Rafą Nadalem i Borisem Beckerem na czele, a jego życie w tourze może okazać się bardzo nieznośne. Nawet tam, gdzie rządzą wielkie pieniądze i układy, nie ma miejsca dla ludzi łamiących wszelkie zasady.
Po prostu. Sportowiec powinien być wzorem, ideałem i niczym żona Cezara stanowić wzór czystości. Nie może kłamać, oszukiwać i mataczyć, bo chce wygrać. Bo czeka na niego sława, pieniądze czy miejsce w historii. Sportowiec, zwłaszcza tak popularny i uwielbiany, nie może dawać tak złego przykładu i iść do celu po trupach. Nawet jeśli nazywa się Novak Djoković